[b][link=http://blog.rp.pl/gillert/2010/01/01/jak-obama-walczy-z-al-kaida/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Obejmując przed niespełna rokiem władzę, Barack Obama zapowiadał, że będzie walczył z terrorystami w sposób bardziej honorowy niż jego poprzednik, w sposób godny kraju, który chce być przykładem dla innych. – Nie musimy w tej walce poświęcać naszych wartości – powtarzał. Wydarzenia ostatnich dni starego roku pokazują, że nie jest to takie łatwe.
Nieudana próba wysadzenia w powietrze samolotu lądującego w Boże Narodzenie w Detroit przypomniała Amerykanom, że al Kaida nie śpi. Gdyby nie nieudolność nigeryjskiego terrorysty i bohaterstwo pasażerów, którzy go obezwładnili, nad Ameryką znów zawisłoby widmo terroru, mocno już wyblakłe od czasu ataków z 2001 roku. Ale i tak to, co wydarzyło się nad Detroit, wystarczy, by pokrzyżować szlachetny plan zamknięcia obozu dla terrorystów na Kubie. Jak bowiem wynika z najnowszych doniesień amerykańskiej prasy, służby wywiadowcze ustaliły, że atak przygotowany został przez skrzydło al Kaidy operujące w Jemenie. Tymczasem to właśnie z tego kraju pochodzi niemal połowa obecnych lokatorów Guantanamo. Ich zwolnienie lub postawienie przed sądem cywilnym (co w wielu przypadkach jest równoważne ze zwolnieniem) mogłoby się okazać dla Obamy politycznym samobójstwem. Prezydent będzie się więc być może musiał pogodzić z dalszym istnieniem więzienia, które tak krytykował podczas kampanii wyborczej.
Z kolei środowy atak samobójczy na amerykańską bazę wywiadowczą w afgańskiej prowincji Chost wskazuje, że z wieloma metodami walki stosowanymi przez swego poprzednika, a przez demokratów uznawanymi za kontrowersyjne lub wręcz niedopuszczalne, już się pogodził. Przy okazji tragedii w Choście okazało się bowiem, że co najmniej dwóch z siedmiu poległych agentów CIA było pracownikami prywatnej firmy Xe, znanej lepiej pod swą poprzednią nazwą – Blackwater. Jak poinformowała CIA, są oni traktowani tak samo jak etatowi oficerowie agencji (wielu było zresztą wcześniej jej pracownikami). Co więcej, jak pisze przyjazny administracji Obamy „New York
Times”, okoliczności wydarzeń w Choście wyraźnie pokazują, że CIA zaczyna przekształcać się z instytucji czysto szpiegowskiej w organizację paramilitarną. Oficerowie agencji już nie tylko gromadzą informacje czy organizują operacje militarne na obszarze obcych państw, lecz wręcz sami je przeprowadzają. Okazuje się więc, że nowej administracji tak naprawdę nie przeszkadza ani „prywatyzacja” wojny, ani zacieranie granic między działaniami wywiadowczymi i wojennymi.