Reklama

Jak Obama walczy z al Kaidą

Od Bożego Narodzenia po Nowy Rok w amerykańskich mediach dominował jeden temat: terroryzm

Aktualizacja: 02.01.2010 10:19 Publikacja: 01.01.2010 20:42

Piotr Gillert

Piotr Gillert

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

[b][link=http://blog.rp.pl/gillert/2010/01/01/jak-obama-walczy-z-al-kaida/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Obejmując przed niespełna rokiem władzę, Barack Obama zapowiadał, że będzie walczył z terrorystami w sposób bardziej honorowy niż jego poprzednik, w sposób godny kraju, który chce być przykładem dla innych. – Nie musimy w tej walce poświęcać naszych wartości – powtarzał. Wydarzenia ostatnich dni starego roku pokazują, że nie jest to takie łatwe.

Nieudana próba wysadzenia w powietrze samolotu lądującego w Boże Narodzenie w Detroit przypomniała Amerykanom, że al Kaida nie śpi. Gdyby nie nieudolność nigeryjskiego terrorysty i bohaterstwo pasażerów, którzy go obezwładnili, nad Ameryką znów zawisłoby widmo terroru, mocno już wyblakłe od czasu ataków z 2001 roku. Ale i tak to, co wydarzyło się nad Detroit, wystarczy, by pokrzyżować szlachetny plan zamknięcia obozu dla terrorystów na Kubie. Jak bowiem wynika z najnowszych doniesień amerykańskiej prasy, służby wywiadowcze ustaliły, że atak przygotowany został przez skrzydło al Kaidy operujące w Jemenie. Tymczasem to właśnie z tego kraju pochodzi niemal połowa obecnych lokatorów Guantanamo. Ich zwolnienie lub postawienie przed sądem cywilnym (co w wielu przypadkach jest równoważne ze zwolnieniem) mogłoby się okazać dla Obamy politycznym samobójstwem. Prezydent będzie się więc być może musiał pogodzić z dalszym istnieniem więzienia, które tak krytykował podczas kampanii wyborczej.

Z kolei środowy atak samobójczy na amerykańską bazę wywiadowczą w afgańskiej prowincji Chost wskazuje, że z wieloma metodami walki stosowanymi przez swego poprzednika, a przez demokratów uznawanymi za kontrowersyjne lub wręcz niedopuszczalne, już się pogodził. Przy okazji tragedii w Choście okazało się bowiem, że co najmniej dwóch z siedmiu poległych agentów CIA było pracownikami prywatnej firmy Xe, znanej lepiej pod swą poprzednią nazwą – Blackwater. Jak poinformowała CIA, są oni traktowani tak samo jak etatowi oficerowie agencji (wielu było zresztą wcześniej jej pracownikami). Co więcej, jak pisze przyjazny administracji Obamy „New York

Times”, okoliczności wydarzeń w Choście wyraźnie pokazują, że CIA zaczyna przekształcać się z instytucji czysto szpiegowskiej w organizację paramilitarną. Oficerowie agencji już nie tylko gromadzą informacje czy organizują operacje militarne na obszarze obcych państw, lecz wręcz sami je przeprowadzają. Okazuje się więc, że nowej administracji tak naprawdę nie przeszkadza ani „prywatyzacja” wojny, ani zacieranie granic między działaniami wywiadowczymi i wojennymi.

Reklama
Reklama

Innym tego przykładem są naloty na „podejrzane cele terrorystyczne”, jakie CIA prowadzi za pomocą bezzałogowych samolotów w Pakistanie. Od czasu objęcia prezydentury przez Obamę ta forma walki z al Kaidą jest stosowana znacznie częściej niż za Busha. W piątek przeprowadzono kolejny taki atak – bez sądu, bez wyroku, a nawet bez zgody państwa, na którego terenie miał miejsce. – Moim podstawowym obowiązkiem jako prezydenta jest zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom USA – powtarzał Bush, odpierając zarzuty o naginanie prawa w imię „wojny z terrorem”. Jeden z jego najgłośniejszych krytyków, laureat pokojowego Nobla, po cichu idzie w jego ślady.

Publicystyka
Robert Gwiazdowski: Rekonstrukcja rządu Donalda Tuska jak Manifest PKWN
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Nowy plan Tuska: gospodarka, energetyka i specjalna misja Sikorskiego
Publicystyka
Konrad Szymański: Jaka Unia po szkodzie?
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Reklama
Reklama