Słowo "standard" oznaczało kiedyś normę niezmienną, niezależną od okoliczności. W działaniach obecnego premiera wszystko zaś wydaje się zależeć od "mądrości etapu".

Senator Misiak, którego winy wydają się nieduże w porównaniu z bohaterami afery hazardowej, został z PO przykładnie usunięty – podczas gdy Zbigniew Chlebowski po króciutkiej pokucie dziarsko realizuje program swej partii w ważnej Sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Minister Ćwiąkalski został przykładnie usunięty ze stanowiska nazajutrz po "samobójstwie" ważnego aresztanta. Ministra Kwiatkowskiego premier zwalniać nie zamierza, choć tym razem nagła śmierć świadka odkryła jeszcze większe niż uprzednio zaniedbania.

Szefa NFZ też premier zwolnić nie chce, zadowalając się jego publicznym upokorzeniem, ale minister zdrowia, której współwina za skandal onkologiczny jest oczywista, nie karze w żaden sposób. Co więcej, premier zdecydowanie stanął za nimi, przyjmując retorykę o "mylnej interpretacji" – a przecież zarządzenie odbierające chorym refundację sformułowane było jasno i żadnego pola dla interpretacji nie pozostawiało. Co więcej, ujawniane kolejne "oszczędności" kosztem zdrowia i życia chorych (np. na stacjach dializ) każą podejrzewać, że skandaliczne zarządzenie nie było wcale skutkiem pomyłki. Ale z kolei wobec równie skandalicznych działań komisji hazardowej zastosował premier taktykę dokładnie odwrotną, publicznie się dystansując.

Pytam, bo ludzie od reklamy mówią, że klienci, którzy w sloganach odwoływali się do "standardów", zlecają pilnie obmyślenie nowych haseł. Wspomniane słowo zaczyna konsumentów śmieszyć.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/01/12/standardy-%E2%80%93-co-to-takiego/]Skomentuj[/link][/ramka]