Podtopiona polityka

Powódź może poważnie obniżyć frekwencję wyborczą. Polityka, która dla Polaków nigdy nie była pierwszoplanowa, w życiu ofiar kataklizmu zostanie zepchnięta na jeszcze bardziej odległe miejsce – uważa socjolog Andrzej Rychard

Publikacja: 10.06.2010 01:35

Podtopiona polityka

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Red

Z badań opinii publicznej wynika, że chęć uczestniczenia w wyborach deklaruje około połowy Polaków. Z doświadczenia wiemy, że tego typu przewidywania są zawyżone nawet o około dziesięć punktów procentowych. A w tym roku może się okazać, że frekwencja będzie nawet niższa niż 40 proc. – ze względu na powódź. Część wyborców zmaga się ze skutkami klęski żywiołowej. Jak zachowają się w dniu głosowania? Można rozważać dwie hipotezy.

[srodtytul]Nie zauważą wyborów?[/srodtytul]

Pierwsza to zdecydowane zmniejszenie zainteresowania uczestniczeniem w wyborach. Powrót do tak zwanej normalności po wydarzeniach, wskutek których wielu ludzi straciło nie tylko majątek, ale także swoje domy, nie jest kwestią kilku tygodni. Polacy mają swoją hierarchię wartości, w której nawet w tak zwanych normalnych czasach uczestnictwo w życiu politycznym nie jest na pierwszym miejscu.

[wyimek]Głosowanie powinno się odbyć w zaplanowanym terminie. Polityka musi umieć dostosować się do zmian, jakie przynosi życie[/wyimek]

Można spodziewać się, że w życiu powodzian polityka zostanie zepchnięta na jeszcze bardziej odległe miejsce. Nie sądzę, aby ofiary klęski żywiołowej nadal śledziły kampanię wyborczą, co dodatkowo będzie czynnikiem demotywującym. Nie byłbym zdziwiony, gdyby część wyborców z zalanych regionów nawet nie zauważyła, że odbywa się głosowanie. Należy również wziąć pod uwagę ewentualne trudności techniczne w dostępie do lokali wyborczych. Zalane i zniszczone drogi mogą uniemożliwić dotarcie do urn.

[srodtytul]Nie widzą związku?[/srodtytul]

Druga hipoteza zakłada nadzwyczajną aktywność polityczną wyborców po powodzi – w ten sposób mogą oni chcieć wyrazić swoją opinię na temat sprawności państwa w usuwaniu skutków katastrofy naturalnej. Hipoteza ta jednak zakłada, że obywatele zaczną doceniać wpływ pojedynczego aktu głosownia na życie polityczne. W Polsce byłoby to raczej nowe zjawisko dowodzące, że uczymy się wykorzystywać narzędzia polityczne do realizacji swoich dążeń i aspiracji życiowych.

Sądzę jednak, że ten proces jeszcze nie zachodzi. Do tej pory sporo Polaków wciąż widzi słaby związek pomiędzy swoją decyzją wyborczą a codziennością. Podobnie jest z postrzeganiem wpływu pojedynczej kartki wyborczej na wynik wyborczy – to właśnie jest jedną z przyczyn tradycyjnie niskiej frekwencji we wszelkiego rodzaju głosowaniach.

Skłania mnie to ku stwierdzeniu, że bardziej prawdopodobny jest spadek frekwencji wyborczej. Czy niska frekwencja będzie miała wpływ na wynik głosowania?

Mogłoby się wydawać, że zyska kandydat PO. Największe szkody w powodzi odniosły bowiem wsie i małe miasteczka, a tam jest najwięcej elektoratu mogącego poprzeć kandydata Prawa i Sprawiedliwości. Duże miasta, w których zdecydowaną przewagę mają zwolennicy Platformy Obywatelskiej, obroniły się przed kataklizmem. Jeśli jednak potwierdzi się niezwykła determinacja i zdyscyplinowanie żelaznej części elektoratu PiS, to jego straty wyborcze mogą nie okazać się znaczące.

Pomimo tych zawirowań uważam, że głosowanie powinno się odbyć w zaplanowanym terminie. Polityka musi umieć dostosować się do zmian, jakie przynosi życie. Nie toczy się w oderwaniu od rzeczywistości. Nigdy nie będzie wyidealizowanego, optymalnego terminu wyborów. Ostatnie wydarzenia nauczyły nas, że jest tyle możliwych, nieprzewidywalnych sytuacji, iż przesuwanie daty głosowania nigdy nie będzie dobrym sposobem na rozwiązywanie tego typu problemów.

[srodtytul]Jaki nowy termin?[/srodtytul]

Gdybyśmy zresztą rozważali przesunięcie wyborów, to powstaje pytanie o ewentualny nowy ich termin. Powódź nie jest wydarzeniem, które przestanie mieć wpływ na wyborców w ciągu najbliższych kilku tygodni czy nawet miesięcy. Jej skutek będzie odczuwalny latami. Do dziś słyszymy o ludziach borykających się ze skutkami powodzi z 1997 roku.

Jedyne, co mogłoby przemawiać za przesunięciem terminu wyborów prezydenckich, to znaczące utrudnienia w dostępie do lokali wyborczych. Bo wszyscy, którzy chcą oddać głos, powinni mieć zapewnioną taką możliwość.

[i]Prof. Andrzej Rychard jest socjologiem związanym ze Szkołą Nauk Społecznych IFiS PAN oraz Szkołą Wyższej Psychologii Społecznej[/i]

Z badań opinii publicznej wynika, że chęć uczestniczenia w wyborach deklaruje około połowy Polaków. Z doświadczenia wiemy, że tego typu przewidywania są zawyżone nawet o około dziesięć punktów procentowych. A w tym roku może się okazać, że frekwencja będzie nawet niższa niż 40 proc. – ze względu na powódź. Część wyborców zmaga się ze skutkami klęski żywiołowej. Jak zachowają się w dniu głosowania? Można rozważać dwie hipotezy.

Pozostało 88% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości