Jeżeli będzie bezwzględna konieczność powołania rządu ponadpartyjnego, który miałby ratować kraj przed bankructwem, to PiS poprze taką inicjatywę – zadeklarował Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla "Newsweeka". Miałby to być gabinet złożony z osób z różnych środowisk, które są "uznanymi autorytetami". – Rząd PO doprowadził do takiej zapaści, że nie wykluczam takiego rozwoju wypadków – uzasadnił.
Słowa prezesa PiS to jasno sformułowana oferta. Do każdego poza Donaldem Tuskiem i osobami, które widzi jako współwinne katastrofy smoleńskiej. Adresatami mogą być SLD, PSL i jakaś część PO, np. ludzie, którzy dziś znajdują się daleko od centrów decyzyjnych partii. Jednocześnie Kaczyński kolejny raz zarzeka się, że nie chce zawiązać sformalizowanej koalicji z Sojuszem. – Całkowicie ją wykluczam. To byłby dowód na to, że władza jest dla nas celem samym w sobie. Przypisywanie mi takich intencji jest jedną z metod zniechęcania do głosowania na PiS – mówi.
To istota problemu. Mówienie o tej koalicji przed wyborami grozi stratą części głosów. Tego samego boją się liderzy SLD. – Ja się cieszę, że zaczyna ten temat w ogóle zanikać. Ludzie, którzy już rozkładają karty na jakiejś szachownicy władzy, są nieodpowiedzialni, butni, aroganccy – zarzekał się w Polskim Radiu Grzegorz Napieralski. Ale w kilku samorządach funkcjonuje porozumienie lewicy z PiS. Choć obowiązuje uchwała władz partii Kaczyńskiego zakazująca samorządowych koalicji z SLD. Stąd w niektórych miejscach wymyśla się dla tych porozumień inne nazwy.