Dziś perspektywa premierostwa Janusza Palikota wydaje mi się mniej abstrakcyjna niż perspektywa prezydentury Lecha Kaczyńskiego w 1999 r., prezydentury Bronisława Komorowskiego w 2001 r., czy premierostwa Donalda Tuska w czasach, kiedy był marszałkiem Senatu. Dziwne rzeczy się dzieją. Politycy dojrzewają i nagle dostrzegamy w nich coś, czego wcześniej nie widzieliśmy, a oni w sobie czują moc i przeznaczenie, o które ich nie podejrzewaliśmy. Palikot premierem? To może się zdarzyć. Palikot mówi bardzo sensowne rzeczy, np. w temacie wieku emerytalnego, a prywatnie jest bardzo błyskotliwy, ujmujący i ma naprawdę rozległą wiedzę.
"Ja na swoją wiarygodność pracuję 22 lata" – deklaruje też Tomasz Lis. I chwali się oglądalnością ostatniego wydania swojego programu w TVP (ok. 4, 3 mln), w którym zaproszona celebrytka przedstawiana jako pani psycholog posługiwała się pojęciami, których w… psychologii nie ma. Lis jednak uważa, że:
To tylko kwestia wyboru pałki, która się mnie okłada. Gdybym w następny poniedziałek robił program na ten sam temat, to zaprosiłbym tych samych gości. I dziękując paniom Joannie Koroniewskiej i Katarzynie Cichopek za udział w programie, proszę, żeby się nie przejmowały głupimi złośliwościami. Ponad cztery miliony Polaków chciały oglądać nie mnie, ale je. A w ogóle, to powiem szczerze. Guzik mnie obchodzą recenzenci, ja pracuję dla milionów widzów.
Ale sam Pan powiedział, że jeśli "nie dowiezie 2,5 mln widzów, to program znika z anteny."
A to jest zupełnie inna historia. Robię program, który ma mieć oglądalność, ale i ma być misyjny. Jak ściągalność abonamentu spada do 10-15 proc., to nawet misja musi na siebie zarabiać. Gdyby ściągalność abonamentu wynosiła 100 proc., to i w moim programie byłoby 100 proc. misji.
Lis twierdzi, że został zwolniony bo nie chciał sprzedać wydawcy "Wprost" jednej czwartej swojego nowego portalu. I zaznacza: