Wyrok sądu apelacyjnego uniewinniający Tomasza Turowskiego z kłamstwa lustracyjnego zaskoczył mnie totalnie. Wyrok jest kompletnie inny od poprzedniego z I instancji, który nie miał żadnych wątpliwości, że Tomasz Turowski był kłamcą lustracyjnym. Teraz jedyną jawną rzeczą wypowiedzianą z ust sędziego było, że ta sprawa w ogóle nigdy nie powinna trafić na wokandę sędziowską, a Turowski nie powinien być zlustrowany.
Publicysta mówi o wyroku:
Znamy też komentarz do tego wyroku obrońcy Turowskiego, który wyznał, że tajne uzasadnienie tego wyroku to mistrzostwo sztuki prawniczej, majstersztyk. Jestem tym bardzo zdziwiony, bo dowody w sprawie Turowskiego wydają są oczywiste, których nawet on sam nigdy nie kwestionował. Był oficerem wywiadu PRL. Wiemy, że szpiegował opozycję we Francji, w Polsce. Był aktywny w Watykanie.
W mojej opinii, Sąd Apelacyjny de facto dopuścił do tego, że można bezkarnie podawać nieprawdę w oświadczeniach lustracyjnych. To jest obalanie, kwestionowanie lustracji przez Sąd Apelacyjny. To przecież nie Turowski jest tutaj osobą skrzywdzoną. Przypomnę, że 222 osoby z MSZ przyznały się do współpracy ze służbami PRL. Dziś mogą się czuć jak idioci, choć przyznali się do tego, co robili naprawdę.
Gmyz zastanawia się, dlaczego sędziowie zajmujący się sprawami lustracji wydają takie wyroki: