Korespondent z Paryża telefonował: „Petit Journal donosi, że między Leninem a Trockim wybuchł ostry zatarg w sprawie rozejmu z Polską. Echo de Paris dowiaduje się, że Trocki jest przeciwny pokojowi, bo obawia się powrotu mas żołnierzy rosyjskich do kraju oraz tego, że ludność nie bolszewicka mogłaby być tym urażona w swych uczuciach patriotycznych".
Gen. Dowbór-Muśnicki uzyskał w MSZ komentarz do tych informacji. „Wobec pogłosek, jakie ukazały się w prasie, wydział prasowy Ministerstwa Spraw Zagranicznych upoważniony jest do stwierdzenia, że Ministerstwo nie wysłało dotychczas nikogo dla rokowań o rozejm z dowództwem armii Sowietów".
Po Leninie i Trockim redaktorzy „Rzeczpospolitej" przybliżyli czytelnikom postać kolejnego bolszewika – towarzysza Tuchaczewskiego, głównodowodzącego wojskami zbliżającymi się do Warszawy. Tym razem przedrukowując wypowiedź pewnego Francuza z pisma „Eclair": „... pod tym nazwiskiem odnalazłem swego dawnego, dobrego przyjaciela Michała Mikołajewicza, byłego oficera Siemionowskiego pułku. Nie należy o 27-letnim dowódcy mówić z pogardą: wybitny umysł, żelazna wola, siła fizyczna i niezmierna ambicja cechowały tego na pozór wątłego wyrostka. /.../
Mówiliśmy często o Polsce. Myślał o niej kategoriami Katarzyny II. Rewolucję traktował nie tylko jako przewrót socjalno-polityczny, ale jako koniec wpływów zachodnich, konanie cywilizacji europejskiej w Rosji. Umiał zachwycać się na serio rosyjską tolerancją i na żarty modlić się do Peruna, boga wojny i burzy. Był kompletnym ateistą.
Marzyła mu się stolica nowej, jedynej, wszechpanującej Rosji, Moskwa. Piotrogród wydawał mu się zanadto kosmopolityczny. Młodzieniec o bladej, fanatycznej twarzy, silny ambicją, gardzący półśrodkami, syn idei Katarzyny II i carów gnębicieli, stoi na czele armii bolszewickiej".