Samozwańczy książę Kwaśniewski

Najbardziej jaskrawym przykładem patologii jest Aleksander Kwaśniewski. Urządza wielki ślub swojej córki, jak koronowane głowy. Do pełni szczęścia potrzeba tylko poddanych na kolanach – mówi Elizie Olczyk specjalista ds. wizerunku politycznego.

Publikacja: 03.05.2013 18:46

Samozwańczy książę Kwaśniewski

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Poszedł pan na wojnę z „Gazetą Wyborczą” po artykule, w którym przytoczono pana wypowiedzi, np. tę, że wyborcy to debile. Te wypowiedzi w każdej chwili można obejrzeć w Internecie, więc dlaczego się pan tak zdenerwował?



Każdą wypowiedź można sfałszować, wyrywając ją z kontekstu. Nigdy nie powiedziałem, że wyborcy są debilami. Mówiłem tylko, że im liczniejszy jest tłum, tym jego inteligencja jest mniejsza i poczucie odpowiedzialności też, co sprawia, że niektóre wybory są debilne. Poza tym moje słowa o wyborcach są trawestacją słów Cypriana Kamila Norwida, który mówił, że narodem jesteśmy wielkim, a społeczeństwem żadnym. Jakoś nikt nie miesza z błotem Norwida, a mnie tak. A ja tylko przetłumaczyłem to piękne zdanie na język potoczny, że w swojej masie jesteśmy społeczeństwem debilnym.

Palikot to niebywale inteligentny człowiek. Do dzisiaj nie wiem, kiedy mówi prawdę, a kiedy cynicznie kłamie

Jest subtelna różnica. Norwid nie używał słów powszechnie używanych za obraźliwe.



Bo Norwid nie żył w XXI wieku, w epoce Internetu, który spłyca każdy przekaz. Ja po prostu przetłumaczyłem jego słowa tak, by współczesny człowiek mógł go zrozumieć.



Czy człowiekowi, który żyje z kreowania cudzego wizerunku, nie szkodzi spór z mediami? Nie cierpią na tym pana klienci?



Nie. Moi klienci z kręgów biznesu, a to jest 95 proc. moich zleceń, nie mogą się na to uskarżać, bo nikt nie wie, komu doradzam. Ujawniam tylko klientów politycznych, bo uważam, że w polityce wszystko powinno być jawne. Wyborcy mają prawo wiedzieć, na co przeznaczone są ich pieniądze i czy jest rozdźwięk między piarem a tym, co dana partia robi naprawdę.



To jakie są rozbieżności między piarem a rzeczywistością w SLD, któremu teraz pan doradza?



Jest ich bardzo dużo. Nie chcę oskarżać SLD, ale nie chcę też go wybielać. Sojusz podobno otwiera się na młodych, tylko gdzie oni są? Czy pani widziała, żeby Leszek Miller promował młodych? Nie. Ale chce to zmienić. I trzeba to docenić, bo wszystkie partie zamykają szczelnie drzwi przed młodymi. Nasi politycy uważają, że jak już zostaną wybrani na posłów, to stają się wybrańcami, książętami. SLD nie był od tego wolny. Nie bez powodu mówiono o kawiorowej lewicy i baronach SLD. A najbardziej jaskrawym przykładem tej patologii jest Aleksander Kwaśniewski, który zachowuje się jak książę. Urządza wielki ślub swojej córki, jak koronowane głowy. Do pełni szczęścia potrzeba tylko poddanych na kolanach. Ja mam serce po lewej stronie i nie znoszę wywyższania się, a wielu liderów lewicy tak się zachowuje. Czas to zmienić, a jedynym, który może to zrobić, jest Leszek Miller, dopuszczając młodych do polityki.



Gdy Leszek Miller odmładzał kiedyś partię, to skończyło się na tym, że sam zastąpił na stanowisku lidera Józefa Oleksego. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?



Gdybym nie wierzył w ten projekt, to bym się w to nie angażował. Lubię uczestniczyć w akcjach, które kończą się sukcesem. Taka możliwość pojawiła się, gdy Leszek Miller odseparował się od samozwańczego księcia Kwaśniewskiego.



To stało się już dawno temu.



Ale ludzie księcia otaczali Millera jak agenci. A teraz, gdy odeszli Marek Siwiec i Ryszard Kalisz, naprawdę można coś zrobić. Trochę mi tylko przykro z powodu Janusza Palikota, który zapowiadał, że po roku wycofa się z przywództwa i odda władzę młodym, a skończył z Kaliszem i Kwaśniewskim. To kto jest tym młodym?



To nie pan był autorem tej strategii?



Ja. Ale naprawdę wierzyłem, że będzie chciał wprowadzić te zmiany, które zapowiadał. Okazało się, że absolutnie nie. Że jedynie pogłębił przepaść między piarem a rzeczywistością. Ale nie chcę go odsądzać od czci i wiary, bo powinno się rozliczać partie rządzące, a on jeszcze nie zdobył władzy. Poza tym ma pewne zasługi – pokazał wyklętych, czyli ludzi, którzy nie pasują do zastanej rzeczywistości.



A jednak zaatakował go pan, pytając, czy ma zaświadczenie o kuracji odwykowej Aleksandra Kwaśniewskiego.



To nie był atak, tylko apel o prawdę. Palikot wpadł w pułapkę, którą sam na siebie zastawił. Kiedyś domagał się zaświadczenia, że Lech Kaczyński nie jest alkoholikiem. Teraz nie odpowiadając na mój apel, przyznał się, że jest hipokrytą.



To przecież pan podpowiadał Palikotowi, żeby mówił o rzekomym alkoholizmie Kaczyńskiego, a więc to pan złapał go w tę pułapkę.



Wszystkie moje pomysły stają się własnością intelektualną klientów, dla których pracuję.



Tak czy inaczej to pana pomysły były obłudne.



Nie zgadzam się z tym. W mojej działalności nie było oszustwa.



Palikot na początku swojej kariery politycznej kreował się na konserwatystę o wielkopańskich manierach, a pan go przerobił na lewicowca. Czy to było uczciwe?



Jeżeli to jest zgodne z intencjami i odczuciami polityka, to tak.



Przecież celem tej przebieranki było zajęcie wolnej niszy politycznej.



Zapewne taka była główna motywacja. Ale Palikot wielokrotnie mnie zapewniał, że w głębi duszy zawsze czuł się lewicowcem, dlatego to, co robimy, jest zgodne z tym, co czuje. Co prawda były przejawy zachowań cynicznych, ale je ignorowałem. Myślałem, że to są tylko momenty słabości.



A pana wystąpienie na konferencji prasowej obok Palikota, zamiast Ryszarda Kalisza było uczciwe? Jak pan się wtedy czuł?



Oczywiście, że fatalnie, bo wiedziałem, jak to będzie odebrane. To był kapiszon, niewypał, a nie wielki transfer. Ale co mieliśmy zrobić, skoro została godzina do konferencji prasowej, a wiedzieliśmy, że Ryszard Kalisz zrezygnował z przejścia do Ruchu Palikota. Jedyną możliwością było wystąpić w roli ofiary. Pamiętam, jak się wszyscy śmiali, że Tymochowicz nie przysporzy Palikotowi nawet 1 proc. głosów. Później im nie było do śmiechu, gdy Palikot zdobył 10 proc. poparcia. Bo dopóki moi klienci polityczni się mnie słuchali, to wszystko szło dobrze. W momencie, gdy dochodzili do wniosku, że już mnie nie potrzebują, idą własną drogą i przestawali słuchać moich rad, to nie najlepiej kończyli.



Palikot przestał pana słuchać?



On mi publicznie powiedział po wyborach, że ci, którzy świetnie się sprawdzili w kampanii wyborczej, niekoniecznie muszą się sprawdzić później. I dlatego on nie widzi potrzeby dalszej ze mną współpracy. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem.



Palikot był trudnym klientem?



To niebywale inteligentny człowiek. Do dzisiaj nie wiem, kiedy mówi prawdę, a kiedy cynicznie kłamie.



To chyba nie najlepiej o panu świadczy jako kreatorze wizerunku?



Być może. Z innymi klientami mam lepsze rozeznanie, ale w jego przypadku poddaję się.



A może pan się po prostu wybiela? Pana praca na tym polega, żeby brzydkiego polityka przerobić na pięknego, bo wtedy wyborcy go kupią.

Nie do końca. Każdy piarowiec wie, że im większa jest przepaść między obrazem, jaki kreuje, a rzeczywistością, tym większe jest prawdopodobieństwo, że prawda wyjdzie na jaw i będą z tego poważne problemy. Poza tym moim głównym zadaniem jest sprzedawanie wartości. Bo są ludzie wartościowi, którzy przegrywają w polityce tylko dlatego, że nie potrafią sprzedać tego, w co wierzą. Podobnie jest w biznesie. Ideał nie polega na tym, że sprzedaje się puste butelki, tylko naprawdę wartościowy produkt ładnie opakowany. Niestety, polska polityka to jest ciągle sprzedawanie pustych opakowań.

Przecież w jednym z wywiadów sam pan powiedział, że zajął się polityką, bo w tym biznesie puste butelki można sprzedawać bez końca.

Ale mam już tego dosyć. Chcę wreszcie sprzedawać butelki wartościowe.

Leszek Miller jest tą wartością?

Miller to jest człowiek, który wielu rzeczy nie musiał robić, ale je robił z przyzwoitości. Kiedyś miałem potwornie trudny okres i tylko dwóch polityków mnie wówczas nie zostawiło: Andrzej Lepper i Leszek Miller. Nie musieli mi pomagać, a zrobili bardzo wiele.

Rozumiem, że dla Leszka Millera jest pan gotów zrobić trochę więcej niż dla innego klienta.

Pewnie tak. Z czystego sentymentu i przyzwoitości.

Czy dlatego atakuje pan Kwaśniewskiego, bo Europa Plus jest problemem dla SLD?

Europa Plus rzeczywiście jest problemem. Bo to jest taki drugi LiD, który upadnie jeszcze szybciej niż ten pierwszy, ale miesza na lewicy. A gdy upadnie Europa Plus, to na scenie pozostanie SLD, który naprawdę ma przed sobą przyszłość. Chcę jednak powiedzieć, że Miller był przeciwny mojej akcji. Ale ja jestem niepokorny i robię to, co uważam za słuszne, bo na marketingu politycznym znam się lepiej. Mój klient musi się pogodzić, że niektóre rzeczy będę robił na własną rękę. To jest ryzyko Leszka Millera.

Skoro Sojusz ma przyszłość, to dlaczego tak tragicznie przegrał w wyborach w Rybniku.

Ja nie byłem w to zaangażowany, mogłem tylko obserwować i przyznam, że byłem przerażony spotami reklamowymi, które wyglądały jak żywcem przeniesione z początku lat 90. To jest żałosne, że doradcy lokalni na coś takiego pozwolili. Szkoda mi tego kandydata, lekarza neurochirurga. To jest właśnie przykład wartościowego człowieka, który sam nie potrafi się rozpychać łokciami, a partia nie potrafiła tego zrobić za niego. Takim ludziom jestem potrzebny.

Który z naszych polityków ma najlepszy wizerunek?

Jest kilka świetnych wizerunków. Na przykład Jarosław Kaczyński jako wódz, dyktator idealnie pasuje do swojego elektoratu. Choć dla intelektualistów to jest groteska. Bronisław Komorowski ma wizerunek skrojony dla wszystkich. Jest swojski, jowialny. Nie miałbym sumienia go atakować, bo byłoby mi zaraz przykro. Ale trzeba być zwichrowanym psychicznie, żeby chcieć zostać prezydentem.

Piotr Tymochowicz jest doradcą mediowym, specjalistą ds. wizerunku i marketingu politycznego. Współpracował m.in. z Marianem Krzaklewskim, Michałem Kamińskim i Andrzejem Lepperem. W styczniu 2011 przystąpił do Ruchu Palikota. W maju 2012 podjął współpracę z SLD

Poszedł pan na wojnę z „Gazetą Wyborczą” po artykule, w którym przytoczono pana wypowiedzi, np. tę, że wyborcy to debile. Te wypowiedzi w każdej chwili można obejrzeć w Internecie, więc dlaczego się pan tak zdenerwował?

Każdą wypowiedź można sfałszować, wyrywając ją z kontekstu. Nigdy nie powiedziałem, że wyborcy są debilami. Mówiłem tylko, że im liczniejszy jest tłum, tym jego inteligencja jest mniejsza i poczucie odpowiedzialności też, co sprawia, że niektóre wybory są debilne. Poza tym moje słowa o wyborcach są trawestacją słów Cypriana Kamila Norwida, który mówił, że narodem jesteśmy wielkim, a społeczeństwem żadnym. Jakoś nikt nie miesza z błotem Norwida, a mnie tak. A ja tylko przetłumaczyłem to piękne zdanie na język potoczny, że w swojej masie jesteśmy społeczeństwem debilnym.

Pozostało 91% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości