Zwierciadło pękło w odłamków stos, nim pan premier odetchnął po nartach. Tak niedawno najnowsi ministrowie miło prezentowali się na scenie, a już brzdękło. W moim rankingu, w bezczelności w komunikowaniu się z plemieniem tubylczym przoduje Rafał Trzaskowski. Bezmyślne „Sorry ..." Bieńkowskiej na tle trzepotu sztucznych rzęs jest dla mnie jednak numerem drugim. Mrozy miną, a państwowy system pocztowy możemy stracić bezpowrotnie, ocknąwszy się w czwartym świecie, w cywilizacji sprzed kilkuset lat.
„Poczta powinna wyciągnąć wnioski z przegrania przetargu na usługi dla sądownictwa i prokuratury, także w kontekście przyspieszenia własnej restrukturyzacji" – ujął w słowa minister administracji i cyfryzacji rozwalanie na siłę naszej poczty. Znaczy – nie ma zmiłuj dla walczącej o przetrwanie Poczty Polskiej, a nie dla tego, który pozwala ją zmarnować. Na rympał, wbrew przepisom. Szok i przerażenie. Przecież to minister powinien wyciągnąć wnioski i interweniować. Dyzmo, wróć!
W wyniku kompromitujących posunięć ministerialnych mamy perspektywę odbioru przesyłek kierowanych do nas przez III RP z rąk obtartych szmatą z wędzonych makreli i śledzi w zalewie octowej z cebulką. Nie widziałam historycznego filmu ze sceną z tak dzikiego kraju. Nie czytałam książki, w której ktoś w przerwie pomiędzy ważeniem kiszonej kapusty wyciągałby spod lady urzędowe pismo.
Ale czyhanie na agonię Poczty Polskiej czuło się w powietrzu od lat. Najpierw zniknęły z niej telefony. Telekomunikacja polska z dnia na dzień zrobiła się francuska. Na czym polegała nasza korzyść z tego - do dziś nie wiadomo.
Pytanie brzmiało, jak będzie nazywała się metoda dalszej likwidacji? Nie takie to proste. Poczta jest od wieków synonimem organizacji państwa narodowego. Teraz już wiadomo na pewno – to będzie „restrukturyzacja"! Likwidacja na wyrwę, po kawałku. Tak, jak odebranie nam, wrogie przejęcia tylu innych firm, zamienionych najpierw w małe spółeczki, wykupionych po jednej niczym jajka z koszyka. Ostatni maruderzy jeszcze się tak restrukturyzują – jak choćby potężne zakłady chemiczne „Rokita" w Brzegu Dolnym. I zagadka - czy to polski, czy niemiecki kapitał ma już tam sto procent udziału w największej spółce i ile my mamy tam do powiedzenia? I co z tego mamy.