Nie ma zmiłuj dla poczty

Tak niedawno najnowsi ministrowie miło prezentowali się na scenie, a już brzdękło.

Publikacja: 22.01.2014 11:24

Anna Kozicka-Kołaczkowska

Anna Kozicka-Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Zwierciadło pękło w odłamków stos, nim pan premier odetchnął po nartach. Tak niedawno najnowsi ministrowie miło prezentowali się na scenie, a już brzdękło. W moim rankingu, w bezczelności w komunikowaniu się z plemieniem tubylczym przoduje Rafał Trzaskowski. Bezmyślne „Sorry ..." Bieńkowskiej na tle trzepotu sztucznych rzęs jest dla mnie jednak numerem drugim. Mrozy miną, a państwowy system pocztowy możemy stracić bezpowrotnie, ocknąwszy się w czwartym świecie, w cywilizacji sprzed kilkuset lat.

„Poczta powinna wyciągnąć wnioski z przegrania przetargu na usługi dla sądownictwa i prokuratury, także w kontekście przyspieszenia własnej restrukturyzacji" – ujął w słowa minister administracji i cyfryzacji rozwalanie na siłę naszej poczty. Znaczy – nie ma zmiłuj dla walczącej o przetrwanie Poczty Polskiej, a nie dla tego, który pozwala ją zmarnować. Na rympał, wbrew przepisom. Szok i przerażenie. Przecież to minister powinien wyciągnąć wnioski i interweniować. Dyzmo, wróć!

W wyniku kompromitujących posunięć ministerialnych mamy perspektywę odbioru przesyłek kierowanych do nas przez III RP z rąk obtartych szmatą z wędzonych makreli i śledzi w zalewie octowej z cebulką. Nie widziałam historycznego filmu ze sceną z tak dzikiego kraju. Nie czytałam książki, w której ktoś w przerwie pomiędzy ważeniem kiszonej kapusty wyciągałby spod lady urzędowe pismo.

Ale czyhanie na agonię Poczty Polskiej czuło się w powietrzu od lat. Najpierw zniknęły z niej telefony. Telekomunikacja polska z dnia na dzień zrobiła się francuska. Na czym polegała nasza korzyść z tego - do dziś nie wiadomo.

Pytanie brzmiało, jak będzie nazywała się metoda dalszej likwidacji? Nie takie to proste. Poczta jest od wieków synonimem organizacji państwa narodowego. Teraz już wiadomo na pewno – to będzie „restrukturyzacja"! Likwidacja na wyrwę, po kawałku. Tak, jak odebranie nam, wrogie przejęcia tylu innych firm, zamienionych najpierw w małe spółeczki, wykupionych po jednej niczym jajka z koszyka. Ostatni maruderzy jeszcze się tak restrukturyzują – jak choćby potężne zakłady chemiczne „Rokita" w Brzegu Dolnym. I zagadka - czy to polski, czy niemiecki kapitał ma już tam sto procent udziału w największej spółce i ile my mamy tam do powiedzenia? I co z tego mamy.

Z Pocztą Polską długo szło nietypowo. Dotąd nie pojawiły się pocztowe Pendolina, dlatego przedpotopowe komputery zamiast irytować, wzbudzają mój szacunek. Metoda kupowania najdroższych systemów, aut, nawet dywanów, firan i egzotycznych roślin tuż przed „restrukturyzacjami" i prywatyzacjami firm państwowych przez dwadzieścia lat była cechą charakterystyczną ich agonalnych finałów. Zbawcy - a niektórym z nich płacimy dziś słone haracze - odstawiający wówczas prywatnych inwestorów, brali w pakiecie wraz z nieruchomościami, logistyką i portfelem klientów te najnowsze komputery, maszyny, sieci, firany, dywany z kartonami nie rozpakowanych jeszcze odkurzaczy w cenie po kilka tysięcy, wszystko jak leci. A z Pocztą Polską na razie jest tak, jakby przyszły inwestor, może jakaś Deutsche Post, miał za swoje wymienić szmelc, który do dziś dzielnie tłuką w udręce panie poczciarki.

W Wolnym Mieście Gdańsku, na początku II wojny światowej polska poczta broniła się heroicznie. Niemcy wiedzieli doskonale, o jaką stawkę chodzi. Grupka niezłomnych bohaterów w polskich, pocztowych mundurach nie poddawała się, mimo hitlerowskiego szału. Poczta to symbol wolnego państwa. Coś się zmieniło dziś w tej mierze? Polska poczta była lepsza niż niemiecka, stąd zrodziły się jej przedwojenna opinia i duma poczty gdańskiej. Tak, jak sława nieodżałowanych ikon polskiego przemysłu – Zakładów Cegielskiego, czy Wedla - skutecznie dziś „zrestrukturyzowanych", przejętych przez obcy kapitał lub zlikwidowanych.

Dzięki doskonałej poczcie co tydzień wysyłam za granicę, jeszcze za grosze, polską prasę. Jeśli zdążę do godziny 15, w środę, adresaci mogą ją czytać w piątkowy wieczór. Niestety, pięknych, polskich znaczków już na poczcie nie ma. Jeszcze niedawno były nawet świąteczne. Przypadkiem odkryłam fantastyczną usługę pocztową – przesyłanie gotówki. Wpłacasz pieniądze z malutką prowizją w dowolnym urzędzie, bez wypełniania blankietów. Natychmiast, na którejkolwiek poczcie w kraju ktoś może je odebrać, jak w najlepszym standardzie bankowym i bez bankowych sztuczek, że to nie ten bank, że weekend, nie ta sesja, nie zaksięgowane. Patriotycznie, z korzyścią dla swoich. Bez merdania ogonkiem na  obcej smyczy dla plemion Zulu Gula, które oddały z dopłatą własne banki dobrym panom. Bez plastikowej karty dla ogolonych do skóry, tubylczych baranów. Użytecznie dla ludzi bez dostępu do internetu. A oddziałów wielu banków i nawet bankomatów jest bez porównania mniej, zwłaszcza na prowincji, niż urzędów pocztowych, które są wszędzie. To znaczy, jeszcze są.

– Czemu nie reklamujecie się z tym przesyłaniem? - zapytałam. – Bo nam nie wolno – brzmiała odpowiedź. Przysięgam.

W 2014 zwyczajne zaciskanie pętli okazało się więc środkiem zbyt łagodnym. Cierpliwość do restrukturyzacji musi się pewnie kończyć. Trzeba było kopnąć ten taboret. Odebrać poczcie przesyłanie sądówek, które należą się jej, jak psu zupa. Wziąć siłą. Na rympał.

Butne, ministerskie słowa: „poczta powinna wyciągnąć wnioski z przegrania przetargu" bulwersują. Oto minister, którego rolą jest doprowadzić do rozkwitu dobrą firmę państwową, stawia się naprzeciw jej – i własnej - strony i wywija karzącym paluszkiem. Europoseł Martin Schulz lepiej by tego nie zrobił. Rok się zaczyna, a już wiemy, co znaczy mieć u steru parkę Bieńkowska – Trzaskowski z brukselskimi dziargami.

Natomiast niewydolna, prywatna firma, która przetarg wygrała czyni umizgi do „przegranej" Poczty Polskiej o wynajęcie infrastruktury. Choćby i była wydolna, nie umniejszyłoby to skandalu. Sądy, prokuratorzy, adwokaci alarmują, protestują, pytają o procedury i wiarygodność. Powierzanie pism urzędowych w imieniu państwa prawa osobom przypadkowym jest poniżeniem rangi spraw wymiaru sprawiedliwości, aparatu państwa. Poniżeniem polskiego obywatela. Wydawanie pism urzędowych w prywatnych punktach przeczy duchowi Ustawy o ochronie danych osobowych. Gdy sprzedawcy papierosów, alkoholu i królowie lottomatów mają być lokalną skarbnicą wiedzy o nas i naszymi mężami zaufania. Mają legitymować i potwierdzać tożsamość. Podczas, gdy Poczta Polska ma potulnie dogorywać i restrukturyzować się do unicestwienia - jak tak dalej pójdzie.

Powtarzam, że w Wolnym Mieście Gdańsku polska poczta broniła się do końca. Niemcy doskonale wiedzieli, o jaką stawkę chodzi. Poczty Polskiej trzeba nam bronić jak niepodległości. Kto baran, niech się śmieje z tego patosu. Barany lubią być strzyżone. Na rzeź biegną ochoczo, radośnie pobekując.

Zwierciadło pękło w odłamków stos, nim pan premier odetchnął po nartach. Tak niedawno najnowsi ministrowie miło prezentowali się na scenie, a już brzdękło. W moim rankingu, w bezczelności w komunikowaniu się z plemieniem tubylczym przoduje Rafał Trzaskowski. Bezmyślne „Sorry ..." Bieńkowskiej na tle trzepotu sztucznych rzęs jest dla mnie jednak numerem drugim. Mrozy miną, a państwowy system pocztowy możemy stracić bezpowrotnie, ocknąwszy się w czwartym świecie, w cywilizacji sprzed kilkuset lat.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości