Nietrudno zauważyć, że przepis ten wymierzony jest przeciwko mediom. Ale to nie ograniczanie wolności słowa jest największą wadą projektu. Konstytucja mówi, że w uzasadnionych przypadkach wolność słowa może być ograniczana, szczególnie wtedy, gdy narusza inne zawarte w ustawie zasadniczej prawa. Tymczasem pomysłodawcy nowego prawa nie bardzo potrafią wyjaśnić, jakie prawa są naruszane przez publikację sondaży np. pięć dni przed wyborami. Uzasadnienie zaś jest do tego stopnia pełne hipokryzji, że jej poziom mocno zaskakuje.
„Ratio legis przedmiotowej zmiany zmierza do zapewnienia wyborcom spokoju i pełnej swobody w podjęciu ostatecznej decyzji wyborczej, w warunkach wolnych od presji, jaką wywołuje agresywna kampania wyborcza, szczególnie w ostatnich dniach przed głosowaniem" – czytamy w uzasadnieniu.
Ów fragment sugeruje, że kampania wyborcza jest zła, bo wywołuje presję u wyborców. Ale uznając – obłudnie – że kampania jest złą presją, to trzeba jej zakazać.
„Nie ulega bowiem żadnej wątpliwości, w szczególności obserwując dotychczasowe kampanie wyborcze, że w trakcie ich trwania wyborcy są narażeni na oddziaływanie różnego rodzaju socjotechnik i technik perswazyjnych, których wpływu, na ich decyzje, nie są w odpowiednim stopniu świadomi" – grzmią posłowie.
Gotów byłbym przyznać im rację pod jednym wszakże warunkiem – że przysięgliby, że sami podczas własnych kampanii wyborczych nie stosowali żadnej z „socjotechnik i technik perswazyjnych". Upadają więc kolejne granice przyzwoitości i hipokryzji.