Reklama

Sympatyczni żołnierze i sielanka, czyli Krym oczami "Nie"

Dziennikarz "Nie" opowiada o miłych wrażeniach z Symferopola

Publikacja: 12.03.2014 16:06

Sympatyczni żołnierze i sielanka, czyli Krym oczami "Nie"

Foto: AFP, Filippo Monteforte Filippo Monteforte

Rosyjska okupacja Krymu jest spoko. Nikt nikogo nie zabija, ludzie żyją normalnie, żołnierze co prawda chodzą po mieście, ale są niezwykle uprzejmi. I stanowią atrakcję turystyczną. Taki przekaz - na przekór "zakłamanym zachodnim mediom" - daje publicysta "Nie" Maciej Wiśniowski czytelnikom "Głosu Rosji". Sielankowy nastrój krymskiej stolicy - Symferopola - dał się odczuć naszemu bohaterowi już po wyjściu z samolotu.

Z samolotu na piechotę przeszedłem do budynku dworca, o tej porze pustego i zimnego. Choć tutaj oczekiwałem drobiazgowej kontroli i ostrych pytań ludzi z bronią i w mundurach: kto, po co i dlaczego? Pies z kulawą nogą nie zwrócił na mnie uwagi. Żadnej kontroli bagażu, ani dokumentów. Na hali przylotów po chwili zostałem sam w oczekiwaniu na zamówiony transport. Po chwili wyszedłem przed budynek, żeby choć zobaczyć licznych uzbrojonych mężczyzn w mundurach bez dystynkcji. Nikogo. Wróciłem do hali. Wreszcie doczekałem się zainteresowania: kwadratowy człowiek z czerwona opaską na rękawie szedł energicznie w moją stronę. Oho, myślę, zaraz będę miał kłopoty. - Najmocniej przepraszam, czy Pan na kogoś czeka?

- Czekam na samochód.

- Bardzo mi przykro i proszę o wybaczenie ale czy nie mógłby Pan wyświadczyć mi tej łaski i przenieść się do sąsiedniej hali wylotów, w której też może Pan wygodnie poczekać? Po prostu musimy zamknąć halę na noc. Jeszcze raz proszę o wybaczenie.

Potem jest jeszcze lepiej, bo żołnierze lokalnej samoobrony okazują się służyć jako atrakcja turystyczna.

Reklama
Reklama

Przed lotniskiem, po dłuższych poszukiwaniach znalazłem dwóch uzbrojonych i umundurowanych gości. Chodzą leniwie. - Chcesz się z nimi sfotografować? – pyta znajomy. – Wszyscy się z nimi fotografują. Jak u was w Zakopanem z misiami.

Sielankowo również w całym mieście.

Następnego dnia wyszedłem na spacer po mieście, które podobno ledwie dyszy pod butem zbrojnych ludzi. Symferopol idzie, stoi, pracuje, handluje, chodzi do szkoły, gra w piłkę, ale z pewnością nie myśli o wojnie. Na rynku, ulicy, w sklepie. Zagajam rozmowę o konflikcie, możliwych czarnych scenariuszach, ludzkim strachu. Odganiają się ode mnie. Jaka wojna? Nic nie będzie.Ludzi w mundurach też jak na lekarstwo

Nasz polski publicysta postanawia więc poszukać akcji - jedzie do Perewalnego, gdzie trwa blokada ukraińskiej jednostki wojskowej przez rosyjskich żołnierzy. Ale tam też wsio haraszo. I nawet Rosjanie "niezbyt agresywni".

Na miejscu atmosfera pikniku. Kolo żołnierzy bawią się dzieci, kobiety z wózkami z pobliskiego miasteczka wojskowego po prostu stoją. Napięcia nie wyczuwam, a stojący obok żołnierzy ubrani po cywilnemu mężczyźni ze wstążkami Św. Jerzego niezbyt agresywnie przeganiają mnie, kiedy chcę przejść za linię zapór przeciwczołgowych. Co będzie? - Nic nie będzie. Odejdź od żołnierzy, nie prowokuj ich – mówi jeden z nich, choć żołnierze wyglądają na słabo zdenerwowanych. - Kto tutaj będzie walczył? I z kim? Oni stoją spokojnie, my stoimy spokojnie. Na początku było napięcie, teraz rozmawiamy. Nic nie będzie. Idź już, widzisz, wszyscy się nudzą

Wszystko cacy. Rossija ok.

Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Dotacje z KPO, czyli kot z wykręconym ogonem
Publicystyka
Marek Migalski: Andrzeja Dudy życie po życiu
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Porażka Donalda Trumpa. Chiny pozostają przy Rosji
Publicystyka
Wojciech Warski: Prezydent po exposé, przed zagraniczną podróżą
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Jak Polska w polityce międzynarodowej stała się statystą
Reklama
Reklama