Wybory do Parlamentu Europejskiego, czyli walka dobra ze złem

Aby zaciągnąć wyborców o urn, partie sięgają po patos

Publikacja: 07.05.2014 17:02

Jak widać po zapowiadanej przez sondaże frekwencji, wybory do Parlamentu Europejskiego nie wzbudzają w narodzie większego entuzjazmu. Trudno się dziwić: Bruksela (i Strasburg) są daleko, w mediach to, czym zajmuje się PE raczej nie hula, a przede wszystkim nie jest on w końcu areną mitycznych zmagań między PO i PiS-em, które - niezależnie od narzekań - zawsze rozpalają emocję wyborców. Nie pomaga też fakt, że choć Parlament Europejski formalnie ma całkiem spore uprawnienia i wpływ na naszą codzienność (choć w mało spektakularny sposób), to jest często tylko maszynką do przegłosowywania tego, co zaproponuje w swojej mądrości unijny "rząd" - Komisja Europejska.

Aby zatem pokonać ciężki opór materii, trzeba jakoś te wybory uatrakcyjnić i udramatycznić. Pokazać, że są ważne - nawet jeśli do końca takie nie są. Dość ciekawe - i dość komicznie - zrobił to sztab wyborczy PO wraz z nieśmiertelnym Władysławem Bartoszewskim. W klipie z udziałem polityka, "kwestia głosować czy nie głosować" jawi się jako epicki, epokowy,  wybór , tak dramatyczny jak wybór między dobrem, a złem - o czym zaświadcza dramatyczna i dynamiczna muzyka rodem z filmów akcji i sugestywne grożenie palcem Bartoszewskiego.

W tę samą, iście tolkienowską narrację decydującego starcia poszedł również Jan Hartman, który na swoim blogu na stronach "Polityki" (swoją drogą, czy to nie kuriozum, że tygodnik udostępnia swoje strony wyborczej propagandzie za darmo?) uderza w tony rozbuchanego, nadętego i ostatecznie niemiłosiernie nudnego patosu. W trosce o cytujemy tylko fragmenty jego odezwy, płomiennej jak u Fidela Castro -  i takoż ciekawej.

Za miesiąc, my, Europejczycy, zdecydujemy, czy chcemy iść na prawo, czy chcemy iść na lewo (...) Są to rozstrzygnięcia o wiele bardziej istotne, niż „ups and downs” głównych partii w wyborach do parlamentów krajowych. Albo idziemy dalej z tą Europą, albo zatrzymujemy proces integracji. Taka jest stawka. (...)Za miesiąc, my, Europejczycy, zdecydujemy, czy chcemy iść na prawo, czy chcemy iść na lewo. Wyścig wyborczy do Parlamentu Europejskiego jest wyrównany i naprawdę nie wiadomo, kto będzie miał w PE większość. Tym samym nie wiemy, kto będzie Przewodniczącym Komisji Europejskiej i jakie stronnictwa polityczne reprezentować będą nowi komisarze. A są to rozstrzygnięcia o wiele bardziej istotne, niż „ups and downs” głównych partii w wyborach do parlamentów krajowych. Albo idziemy dalej z tą Europą, albo zatrzymujemy proces integracji. Taka jest stawka.

Jest też i inna, bardziej klasyczna dychotomia: albo jesteś z Brukselą, ostoją demokracji która obroni nas przed faszyzmem prawicy, albo przeciwko niej - co oznacza że jesteś zaściankowym "prawakiem" i antydemokratą (trzeba tu przyznać, że dość dużej odwagi i odporności na fakty wymaga przedstawienie unijnych mechanizmów jako "demokratycznych").

Europa to projekt demokratów (...) To projekt stworzony przez ludzi, którzy w imię wielkich wartości i mając wizję przyszłości odległej nawet o sto lat, gotowi są dziś tracić, żeby zyskać – wespół z innymi – pojutrze. właśnie tego nie może przeboleć prawica. Jej żądza władzy każe jej szukać dla siebie jakiejś prerogatywy w tym, że jest „u siebie", swojska i narodowa, a nie „brukselska". Otóż tak jak władza warszawska chroni nas przed swojskim autorytaryzmem krakowskich rajców, tak władza brukselska broni nas przed warszawskimi nacjonalistami, którzy wyobrażają sobie, że ich władza jest lepsza i lepiej legitymizowana, bo „jest tutejsza". Nie. Władza brukselska jest tak samo nasza, tylko trochę bardziej profesjonalna i sprawniejsza, niż ta w Warszawie. Tylko idźmy i sami sobie ją wybierzmy. 25 maja.

Pójdziemy? Wybierzemy?

Jak widać po zapowiadanej przez sondaże frekwencji, wybory do Parlamentu Europejskiego nie wzbudzają w narodzie większego entuzjazmu. Trudno się dziwić: Bruksela (i Strasburg) są daleko, w mediach to, czym zajmuje się PE raczej nie hula, a przede wszystkim nie jest on w końcu areną mitycznych zmagań między PO i PiS-em, które - niezależnie od narzekań - zawsze rozpalają emocję wyborców. Nie pomaga też fakt, że choć Parlament Europejski formalnie ma całkiem spore uprawnienia i wpływ na naszą codzienność (choć w mało spektakularny sposób), to jest często tylko maszynką do przegłosowywania tego, co zaproponuje w swojej mądrości unijny "rząd" - Komisja Europejska.

Pozostało 81% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości