Podsumowując swą prezydenturę, Bronisław Komorowski przedstawił pięć priorytetów, które stanowią rdzeń liberalnego konserwatyzmu. Armia, rodzina, konkurencyjna gospodarka, dbanie o przejrzyste prawo czy promowanie tzw. nowoczesnego patriotyzmu to wszak filary wielu partii uważających się za prawicę.
Jednak ostatnio w kampanii Komorowski mocno się zaangażował w dopieszczanie lewicy. Dość szybko po podpisaniu ustawy zezwalającej na taki krok ratyfikował konwencję Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet. Wcześniej prezydent wydawał się mieć wątpliwości, zapewniał, że wysłucha z uwagą argumentów przeciwników konwencji, m.in. prof. Andrzeja Zolla, który mówił, że konwencja wprowadza do polskiego systemu prawnego pojęcia zupełnie jej obce i w dodatku mocno nacechowane lewicową ideologią.
Prezydent wypowiedział się też w tych dniach pozytywnie o przygotowanej przez rząd ustawie o in vitro, powtarzając swoją formułkę o tym, że „jest za życiem". Ale rządowy projekt jest mocno krytykowany nie tylko przez Kościół. Jak ostatnio zwrócił uwagę w „Rzeczpospolitej" Ludwik Dorn, zezwalając na stosowanie tej procedury wobec par nieformalnych, ustawa de facto legalizuje związki partnerskie. A przecież Komorowski podczas ostrego sporu w PO dwa lata temu opowiedział się przeciwko związkom – w trosce o konstytucję.
Czy prezydent zmienił zdanie? Raczej podporządkował je kampanii wyborczej. A według badań zamówionych przez jego współpracowników o losie wyborów prezydenckich zdecydują właśnie wyborcy lewicy. To ich przeciągnięcie na stronę Komorowskiego w pierwszej turze może być decydujące. Jeśli 10 maja sympatycy Magdaleny Ogórek i Janusza Palikota oddadzą głos na obecną głowę państwa, drugiej tury nie będzie.
Dlatego prezydentowi opłaca się walczyć o ten elektorat już dziś. Gdyby doszło do drugiej tury, poparcie lewicy też byłoby ważne. Bo po prawej stronie konkurencja jest zbyt duża – prócz Andrzeja Dudy są jeszcze Paweł Kukiz, Janusz Korwin-Mikke, Marian Kowalski, Jacek Wilk czy Grzegorz Braun – by prezydent mógł tam złowić wielu wyborców. Piłkę Komorowskiemu wystawia tu Platforma Obywatelska. Wielu działaczy PO zwraca uwagę, że Ewie Kopacz – w przeciwieństwie do Donalda Tuska – udało się przekonać partię do poparcia konwencji czy in vitro, co ma być dowodem jej sprawności politycznej. Krytycy podkreślają jednak, że okazała siłę, ale kosztem mocnego przesunięcia partii w lewo.