Podany do publicznej wiadomości niedawno wzór karty do głosowania skonstruowany jest bowiem w ten sposób, że przed listami z nazwami partii umieszczony jest właśnie spis, w którym jedno pod drugim umieszczone są wszystkie ugrupowania startujące w wyborach. Nic tylko zakreślać.

Że karta może się stać przyczyną poważnych kłopotów, przekonaliśmy się w wyborach samorządowych w listopadzie minionego roku. Nie tylko kompletnie zawiódł nowy komputerowy system liczenia głosów i na rezultaty trzeba było czekać wiele dni. Większym problemem było to, że niektóre wyniki były zdumiewające. Chodzi zwłaszcza o rekord PSL na poziomie sejmików województw. Ludowcy zdobyli niemal 24 proc. głosów, niewiele mniej niż zwycięski PiS oraz depcząca mu po piętach Platforma. Taki wyśmienity wynik PSL miał kolosalne znaczenie polityczne, bo pozwolił koalicji utrzymać kontrolę nad 15 sejmikami w kraju. Ale ów wyśmienity wynik mógł być efektem właśnie nowatorskiej karty do głosowania w formie książeczki przygotowanej przez PKW. PSL zajmował w niej pierwszą kartkę, na której wyborcy chętnie stawiali krzyżyki.

W efekcie nieprawidłowości ówczesna PKW podała się do dymisji. Dziś, choć skład PKW już nie ten co jesienią, to pułapka na wyborców równie przedniej jakości. Różnica tylko taka, że wówczas na niejasnym wzorze karty zyskał PSL – co było ewidentnym wpłynięciem na wynik wyborów – a tym razem dużo głosów otrzyma spis treści, czyli kandydat apolityczny. Na szczęście też każdy, kto przez pomyłkę zakreśli swe wybrane ugrupowanie w spisie treści, nie unieważni tym samym swego głosu i będzie mógł postawić krzyżyk przy wybranym kandydacie na partyjnej liście. Oby tylko zrozumiał, że powinien to zrobić. Nie potrzebujemy kolejnej politycznej wojny z zarzutami o fałszowanie wyborów.