Zdumiewa na przykład fakt, że Beata Szydło będzie pewnie zmuszona wycofać się ze swojej jedynej personalnej deklaracji z czasów kampanii wyborczej. Przypomnijmy, gdy media zaczęły cytować wypowiedzi Antoniego Macierewicza z podróży po USA, Szydło ogłosiła, że „najbardziej prawdopodobnym" kandydatem na stanowisko szefa MON w jej rządzie jest Jarosław Gowin. Dziś już wiemy, że najprawdopodobniej to jednak Macierewicz pokieruje ministerstwem odpowiedzialnym za nasze bezpieczeństwo.
To nie tylko złamanie obietnicy, lecz także całkowita zmiana retoryki z czasu kampanii wyborczej. Skuteczna kampania, której twarzą była Szydło, zapowiadała przejście PiS na pozycje bardziej umiarkowane i centrowe. Tymczasem obecność w rządzie Antoniego Macierewicza czy Zbigniewa Ziobry kojarzy się ze wszystkim, tylko nie z politycznym umiarkowaniem. Dlatego też PiS musi sobie zdawać sprawę z tego, że dla sporej grupy centrowych wyborców (szacowanej nawet na 10 proc.) takie kandydatury są jak lodowaty prysznic.