Łukasz Warzecha: Kompromitacja Andrzeja Dudy

Prezydent okazał się całkowicie uległy wobec partyjnych zapotrzebowań.

Publikacja: 31.05.2023 03:00

Łukasz Warzecha: Kompromitacja Andrzeja Dudy

Foto: PAP, Marcin Bielecki

W sprawie ustawy o komisji kapturowej, jak nazywam komisję ds. rosyjskich wpływów, jedno zaskakuje: dlaczego tak wielu nagle obudziło się dopiero teraz. Projekt ustawy był w Sejmie od miesięcy. Trafił tam na początku grudnia ubiegłego roku. Alarmować należało od dawna. Ja sumienie mam czyste – o tym, co z tej ustawy wynika i jak groźna jest koncepcja powołania na jej podstawie swego rodzaju kapturowego sądu, pisałem już w styczniu. Zaskakuje i to, że prezydent postanowił ustawę podpisać – bo wysłanie jej do kontroli następczej w Trybunale Konstytucyjnym jest jedynie mało znaczącą figurą retoryczną.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Andrzej Duda zachęca do marszu Tuska

Tu właściwie nie da się już powiedzieć łagodniej: dla Andrzeja Dudy jako prawnika złożenie podpisu na tak hucpiarskim akcie prawnym, sprzecznym z istotą porządku prawnego Rzeczypospolitej, jest kompromitujące. Uzasadnienie, które przedstawił w swoim wystąpieniu, jest zaś dęte. Mowa tam była o jawności, podczas gdy komisja może według uznania działać za zamkniętymi drzwiami. Prezydent wspominał też o możliwości odwołania do sądu, tyle że w grę wchodzi jedynie sąd administracyjny, który nie będzie badać okoliczności faktycznych danej sprawy.

Do KO trzeba mieć pretensje, że postanowiła zagrać w spektaklu Jarosława Kaczyńskiego, liczącego na emocjonalną polaryzację przed wyborami, gdzie osią podziału będzie rzekome uleganie rosyjskim wpływom. Temu przecież służy użycie określenia „lex Tusk”, które całkowicie zaciemnia istotę sprawy. Tak, być może chodzi o to, żeby przeczołgać przed wyborami przewodniczącego PO, ale dla niego to gratka. Nic tak nie służy dużym graczom jak polaryzacja.

Tymczasem od zagrożenia dla Tuska znacznie ważniejsze jest, na jakich zasadach komisja ma działać i kogo może nękać. Działać ma zaś poza reżimem dowodowym, jaki obowiązuje przed sądem, zarazem mając do dyspozycji środki karne, bo takim jest faktyczne pozbawienie części praw obywatelskich. Nękać będzie mogła niemal każdego, kogo mianowani przez większość sejmową członkowie komisji uznają za niewygodnego wobec władzy – nie tylko decydentów, ale też dziennikarzy, wykładowców, duchownych, blogerów czy nawet lekarzy, którzy nie zgadzali się z wprowadzanym przez rząd reżimem epidemicznym. Bo i taki zapis w ustawie się znalazł. Sprowadzanie ustawy powołującej komisję do uderzenia w Tuska jest cynicznym i koniunkturalnym spłyceniem sprawy.

Konsekwencje działania komisji mogą być dramatyczne. Nacisk ze strony USA to najmniej poważna. Inne możliwe to zakwestionowanie ważności wyborów czy kolejna potężna wojna z Brukselą. Wszystko to w czasie dla kraju niebezpiecznym, czynione z powodu obłudnie przedstawianego bezpieczeństwa państwa. Odpowiedzialność spada na PiS, ale także na prezydenta, który w drugiej kadencji okazuje się całkowicie uległy wobec partyjnych zapotrzebowań.

Autor jest publicystą „Do Rzeczy”

W sprawie ustawy o komisji kapturowej, jak nazywam komisję ds. rosyjskich wpływów, jedno zaskakuje: dlaczego tak wielu nagle obudziło się dopiero teraz. Projekt ustawy był w Sejmie od miesięcy. Trafił tam na początku grudnia ubiegłego roku. Alarmować należało od dawna. Ja sumienie mam czyste – o tym, co z tej ustawy wynika i jak groźna jest koncepcja powołania na jej podstawie swego rodzaju kapturowego sądu, pisałem już w styczniu. Zaskakuje i to, że prezydent postanowił ustawę podpisać – bo wysłanie jej do kontroli następczej w Trybunale Konstytucyjnym jest jedynie mało znaczącą figurą retoryczną.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe