Kamil Sikora: Śmierć 8-letniego Kamila. Populizm sportem narodowym Polaków

Typowy schemat: dzieje się tragedia, okazuje się, że procedury nie działają lub są wadliwie, do akcji wkracza władza. Następuje wzmożenie całej klasy politycznej, przeciwnikom wytyka się, że to ich wina, słychać zewsząd „chcemy aby”. I na tym koniec.

Publikacja: 13.05.2023 08:57

Tragedia sprawia, że - na krótko - wszyscy zaczynają, post factum, interesować się problemem

Tragedia sprawia, że - na krótko - wszyscy zaczynają, post factum, interesować się problemem

Foto: Adobe Stock

Dekadę temu, 24 maja 2013 r., ośmioletni Gabriel Fernandez został zakatowany na śmierć przez swoją biologiczną matkę i jej partnera. Cierpienie chłopca trwało jednak latami. Pearl Fernandez, matka chłopca, została skazana na karę dożywotniego pozbawienia wolności bez możliwości ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie; Isauro Aguirre, jej partner nie przyznający się do winy, został skazany na karę śmierci (w wyniku moratorium gubernatora Kalifornii z marca 2019 r. wyrok do dzisiaj nie został wykonany). Co więcej, w osobnym procesie oskarżeni zostali również czterej pracownicy opieki społecznej, którym zarzucano znęcanie się nad dziećmi i fałszowanie rejestrów publicznych. Ostatecznie nie zostali skazani. Brzmi dziwnie znajomo, prawda?

Oglądając serial „Procesy w sprawie Gabriela Fernandeza” na Netfliksie nie sposób nie doszukiwać się analogii do wydarzeń z Częstochowy, choć żadnego procesu sądowego jeszcze nie było. Co najwyżej publiczny lincz i prześciganie się w odczłowieczaniu oprawców chłopca i pomysłów przywrócenia kary śmierci.

Śmierć 8-letniego Kamila: Tragedia elementem polityki

W czasach wszechobecnego populizmu, permanentnej kampanii wyborczej, kwestią czasu było, kiedy tragedia w Częstochowie również stanie się elementem polityki. Od kilku dni politycy przekrzykują się w pomysłach zaostrzenia przepisów kodeksu karnego, równocześnie ubolewając, że niestety nie ma szansy na przywrócenie kary śmierci. Przypomnijmy, że są to często politycy definiujący się jako konserwatyści i chrześcijanie – często siedzący w pierwszym rzędzie ław kościelnych, wcale przecież nie na pokaz.

Czytaj więcej

Łukasz Warzecha: Emocje są złym doradcą

To nie jest miejsce na dyskusję o przywróceniu czy w ogóle sensowności kary śmierci. Polityczne happeningi ministra sprawiedliwości czy premiera rządu trzeba zbyć milczeniem. To, co jednak zwraca moją uwagę, to fakt, że kolejny raz aparat państwowy działa post factum. To chyba jeden z najsmutniejszych wniosków po tragedii w Częstochowie. Aczkolwiek wzór działania w tego typu sytuacjach jest bardzo czytelny: dzieje się tragedia, okazuje się, że procedury nie działają lub są wadliwie, i dopiero wtedy do akcji wkracza władza. Do tego rzecz jasna dodać należy wzmożenie klasy politycznej – wytykanie przeciwnikom, że to ich wina, z równoczesnym zapewnieniem „chcemy aby”. I w zasadzie na tym koniec.

Innymi słowy, gdyby nie tragedia Kamila z Częstochowy, nic by się nie zmieniło. Dalej żylibyśmy w przekonaniu, że system działa. A udajemy, że działa, ponieważ kiedy rozmawia się z ekspertami czy osobami znającymi dany temat od podszewki, doskonale widać, że system działa o tyle o ile. Nie chcę przez to powiedzieć, że państwo polskie działa teoretycznie, ale musimy być świadomi, że tak skomplikowany organizm musi być ciągle poddawany audytowi, a zaproponowane rozwiązania muszą być ewaluowane i co za tym idzie – poprawiane.

Nie wymagam od premiera Mateusza Morawieckiego czy ministra Zbigniewa Ziobry moralnego, trzyminutowego wzmożenia

Dlatego tak smuci to, że na wydarzeniach z Częstochowy politycy próbują zbić wyborczy kapitał. Kiedy medialny szum ucichnie, nagle okaże się, że za słowami z konferencji prasowych czy twitterowych zapowiedzi nie pójdzie nic konkretnego. A może jeszcze gorszym efektem będzie prawo uchwalone na chybcika, pisane na kolanie w imię doraźnych korzyści, które długofalowo niczego nie zmienią.

Populizm niczego nie zmieni

Ten populistyczny efekt widoczny jest za każdym razem, kiedy dzieje się coś wyjątkowego – dobrego lub złego: sportowcy zdobędą medale, fala powodziowa zaleje wieś, wichura zniszczy szklarnie. Abstrahując już, że każdorazowo ktoś na szczycie władzy w trybie ekspresowym zleca, poleca i zaleca zmiany, wolałbym ufać w państwo, które działa, a nie reaguje tylko od wielkiego dzwona.

Czytaj więcej

Tomasz Pietryga: Krótka refleksja o karze śmierci

Ważne jest jeszcze jedno, może nawet coś istotniejszego niż ubolewanie kolejny raz nad naszą elitą polityczną – na początku i na końcu tej drogi zawsze jest człowiek. Czynnik ludzki ma decydujące znaczenie. Żadne, nawet najlepsze przepisy i procedury nie są w stanie panować nad ludźmi, którzy skutecznie ignorują wszystkie czerwone flagi. Jeśli nie wyrobimy w sobie nawyku obserwowania rzeczywistości i zwracania uwagi na detale, to nic się nie zmieni. Nie zmieni tego nawet tragedia Kamila z Częstochowy.

Nie wymagam od premiera Mateusza Morawieckiego czy ministra Zbigniewa Ziobry moralnego, trzyminutowego wzmożenia. Nie chcę widzieć polityków na wałach przeciwpowodziowych czy przechadzających się po zgliszczach spalonego domu. Politycy mają być blisko ludzi, żeby rozumieć ich potrzeby. Tylko że w świetle kamer i fleszy naprawdę nie sposób zrozumieć istoty problemu, choć łatwo o efektowne zdjęcia na partyjne kanały w mediach społecznościowych. Rolą polityków jest stworzenie takich warunków legislacyjnych, aby sytuacje z Częstochowy nie miały miejsca. I przez wzgląd na śmierć dziecka, politycy dzierżący władzę powinni przynajmniej próbować coś zmienić.

O autorze

Kamil Sikora

publicysta i politolog, pracownik Uniwersytetu Jagiellońskiego

Dekadę temu, 24 maja 2013 r., ośmioletni Gabriel Fernandez został zakatowany na śmierć przez swoją biologiczną matkę i jej partnera. Cierpienie chłopca trwało jednak latami. Pearl Fernandez, matka chłopca, została skazana na karę dożywotniego pozbawienia wolności bez możliwości ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie; Isauro Aguirre, jej partner nie przyznający się do winy, został skazany na karę śmierci (w wyniku moratorium gubernatora Kalifornii z marca 2019 r. wyrok do dzisiaj nie został wykonany). Co więcej, w osobnym procesie oskarżeni zostali również czterej pracownicy opieki społecznej, którym zarzucano znęcanie się nad dziećmi i fałszowanie rejestrów publicznych. Ostatecznie nie zostali skazani. Brzmi dziwnie znajomo, prawda?

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem