Jędrzej Bielecki: Embargo na ukraińską żywność. Polska nie ma polityki zagranicznej

Embargo na ukraińską żywność kończy „polskie pięć minut” - okres, w którym dzięki pozycji geopolitycznej po wybuchu wojny na Ukrainie, nasz kraj mógł stać się jednym z głównych rozgrywających w Brukseli. Dla PiS ważniejsze okazało się ratowanie sondaży.

Publikacja: 17.04.2023 13:19

Mateusz Morawiecki

Mateusz Morawiecki

Foto: PAP/Artur Reszko

Czytaj więcej

Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 418

Decyzja o wstrzymaniu importu zbóż, mięsa i innych rodzajów żywności z Ukrainy następuje w chwili, gdy jeszcze nie zamilkły echa prawdziwej salwy deklaracji o mocarstwowych ambicjach naszego kraju na arenie międzynarodowej. W weekendowym wydaniu „Chicago Tribune” Mateusz Morawiecki mówił o „kompromitacji moralnej Europy” po tym, jak jego zdaniem przez lata „przymykano oczy na dowody odradzania się rosyjskiego imperializmu”.

Z kolei w czwartek, w exposé sejmowym minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau ostrzegał, że „przyszłości Europy nie da się zbudować na kompromisie wolności ze zniewoleniem”. W tym samym czasie polski premier zapewniał, podczas spotkania z wiceprezydent Kamalą Harris, że „Warszawa i Waszyngton to dwa bieguny cywilizacji zachodniej”. Zaś na początku kwietnia prezydent Wołodimir Zełeński usłyszał w polskiej stolicy tak wiele ciepłych słów, że uznał, iż musi podziękować za „bezkompromisowość” Polski we wspieraniu Ukrainy.

Czytaj więcej

PiS poświęca Ukrainę, by uratować elektorat wsi. Pretekst to pestycydy

Wszystko to wyparowało w minioną sobotę, gdy wbrew podstawom prawa unijnego, dającym wyłączne kompetencje w polityce handlowej Komisji Europejskiej, Polska wstrzymała import ukraińskiej żywności. Nasz kraj niespodziewanie znalazł się w towarzystwie Węgier Viktora Orbana, konia trojańskiego Putina w Unii, które zdecydowały się na podobny ruch. A także, być może, Bułgarii, kraju najbardziej związanego kulturowo z Rosją we Wspólnocie. „Bezkompromisowość” we wspieraniu Ukrainy zastąpił brak chociażby konsultacji z Kijowem na temat tego co zrobić z problemem załamania cen żywności. Na Kremlu zacierano ręce: oto po skandalicznych deklaracjach Emmanuela Macrona w sprawie Tajwanu, jedność europejska wobec rosyjskiej agresji zaliczyła nowy, bolesny cios. 

Nikt nie powinien czuć się jednak zaskoczony. PiS powtórzył tą samą logikę, którą zastosował 16 marca wzywając na dywanik do MSZ ambasadora USA Marka Brzezińskiego, aby zaprotestować przeciwko rzekomym atakom TVN na papieża Jana Pawła II. Wówczas, gdy PiS wyczuł, że może zarobić parę punktów procentowych na niezrozumieniu swoich wyborców o co chodzi w debacie o roli papieża w sprawie ukrywania przypadków pedofilii w kościele, stan relacji z Ameryką, najważniejszym polskim sojusznikiem, przestały mieć znacznie. I to mimo toczącej się obok wojny. Teraz narażenie naszych relacji z Ukrainą na szwank okazało się dla partii rządzącej niewielkim kosztem, gdy stawką jest powstrzymanie odejścia wiejskiego elektoratu. 

Ale być może najwyższą cenę za przedkładanie interesów partyjnych nad państwowe Polska płaci w Brukseli. Po wybuchu wojny pozycja naszego kraju gwałtownie wzrosła. W unijnej centrali doceniono, że Warszawa od lat słusznie diagnozowała zagrożenie, jakie niesie rosyjski imperializm. Także trwająca od lat modernizacja polskich sił zbrojnych okazała się wzorem dla innych państw unijnych. Nowy kierunek niemieckiej polityki zagranicznej, nakreślony w przemówieniu kanclerza Scholza z 27 lutego 2022 r., w znacznym stopniu inspirował się polskim wzorem. A hojne przyjęcie przez polskie społeczeństwo ukraińskich uchodźców zmyło obraz nietolerancyjnego dla innych kultur i ras kraju, jaki pozostał po kryzysie migracyjnym 2015 roku i kolejnych lat.

PiS powtórzył tą samą logikę, którą zastosował 16 marca wzywając na dywanik do MSZ ambasadora USA Marka Brzezińskiego

Ten polityczny kapitał polskie władze mogły wykorzystać dla przełamania sporu o praworządność i uwolnienia strumieni pomocy dla Polski. Taki ruch przekształciłby nasz kraj w lidera Europy Środkowej, bo Czechy czy państwie bałtyckie, które chcą pozostać demokracjami ale jednocześnie obawiają się Rosji, automatycznie rozpoznałyby w Warszawie najlepszego rzecznika swoich interesów. Polska mogłaby też znacznie skuteczniej pchnąć Ukrainę na drodze do członkostwa w UE, co zmieniłoby pozycję geopolityczną naszego kraju. Wobec coraz większych różnic między Niemcami i Francji, być może udałoby się nie tylko odrodzić Trójką Weimarski, ale nawet uczynić z niego swoisty dyrektoriat zjednoczonej Europy. Po brexicie pytanie o to, kto jest trzecim co do znaczenia krajem Unii pozostaje przecież otwarte. 

Kryzys zbożowy wszystkie te możliwości jednak zamyka. Interesów z krajem, który nie tylko nie respektuje podstawowych zapisów prawa europejskiego, ale którego polityka zagraniczna jest pochodną wewnętrznych notowań partii rządzącej, zwyczajnie nie da się robić. 

Decyzja o wstrzymaniu importu zbóż, mięsa i innych rodzajów żywności z Ukrainy następuje w chwili, gdy jeszcze nie zamilkły echa prawdziwej salwy deklaracji o mocarstwowych ambicjach naszego kraju na arenie międzynarodowej. W weekendowym wydaniu „Chicago Tribune” Mateusz Morawiecki mówił o „kompromitacji moralnej Europy” po tym, jak jego zdaniem przez lata „przymykano oczy na dowody odradzania się rosyjskiego imperializmu”.

Z kolei w czwartek, w exposé sejmowym minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau ostrzegał, że „przyszłości Europy nie da się zbudować na kompromisie wolności ze zniewoleniem”. W tym samym czasie polski premier zapewniał, podczas spotkania z wiceprezydent Kamalą Harris, że „Warszawa i Waszyngton to dwa bieguny cywilizacji zachodniej”. Zaś na początku kwietnia prezydent Wołodimir Zełeński usłyszał w polskiej stolicy tak wiele ciepłych słów, że uznał, iż musi podziękować za „bezkompromisowość” Polski we wspieraniu Ukrainy.

Pozostało 81% artykułu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji