Katarzyna Karpa-Świderek, rzeczniczka prasowa Polski 2050: O aborcji w referendum

Referendum daje możliwość zapytania o zdanie samych kobiet. W Sejmie jest ich za mało.

Publikacja: 22.03.2023 03:00

Polska 2050 opowiada się za tym, by w sprawie aborcji Polacy mogli wypowiedzieć się w referendum

Polska 2050 opowiada się za tym, by w sprawie aborcji Polacy mogli wypowiedzieć się w referendum

Foto: Dziurek/shutterstock

Od kiedy zostałam rzeczniczką partii Polska 2050 Szymona Hołowni, dostaję wiadomości, że „powinnam się wstydzić”, „jak ja mogę jako kobieta robić TO innym kobietom”... TO, czyli w domyśle być w partii, która – o zgrozo! – chce oddać głos w sprawie dopuszczalności aborcji w ręce obywateli.

Polska 2050 Szymona Hołowni nigdy nie popierała okrutnego prawa wprowadzonego w efekcie orzeczenia tzw. Trybunału Konstytucyjnego pani Przyłębskiej. Powrót do kompromisu aborcyjnego, a następnie rozpisanie referendum w sprawie dalszej zmiany prawa postawiła sobie za cel na pierwsze 100 dni rządu.

Czytaj więcej

Poseł PiS: Nie jest prawdą, że w Polsce jest zakaz aborcji

Całe życie przedzieram się przez gąszcz patriarchatu i idea siostrzeństwa jest mi szczególnie bliska. Uczestniczyłam w protestach ulicznych po zaostrzeniu prawa aborcyjnego, ale też poprawie sytuacji kobiet podporządkowałam dużą część swojego życia. Prowadziłam debatę kobiet w telewizji – oddając głos kobietom w tematach, do których nas nie zapraszano, relacjonowałam giełdę tak, żeby gospodarka miała kobiecą twarz, pisałam felietony o finansach, by podpowiedzieć kobietom, jak mieć więcej pieniędzy, a pracę marzeń w korporacji rzuciłam głównie dlatego, że usłyszałam, iż nie mogę się domagać podwyżki po dziesięciu latach pracy, za docenienie zaś powinno mi wystarczyć to, że po urodzeniu dzieci pozwolono mi wrócić na moje stanowisko. No i wreszcie, poszłam do polityki, bo wierzyłam, i wierzę nadal, w to, że im nas więcej w życiu publicznym, tym lepiej dla nas i społeczeństwa. Dodam, że o swoje pierwsze dziecko walczyłam siedem lat, co udało się dzięki metodzie in vitro, więc temat problemów z ciążą znam zupełnie z innej strony.

Przełamanie impasu

Większość polityków nie lubi dzielić się władzą po tym, jak ją zdobędą. To oczywiste. Ale my, obywatele, możemy nie chcieć takich polityków. Ostatnie badania United Surveys wskazują, że 64 proc. pytanych chce referendum w sprawie aborcji. W badaniu dla Polski 2050 Szymona Hołowni opowiada się za nim aż 75 proc. osób, które chcą zmiany obecnego prawa. Dla nas to istotny głos. Nie boimy się pytać obywateli o zdanie, bo sami, jako obywatele, chcielibyśmy, żeby o sprawy światopoglądowe politycy pytali nas.

Propozycja przeprowadzenia referendum ma też swój bardzo pragmatyczny wymiar. Wiemy, że próba odwrócenia sytuacji zwykłą ustawą się na razie nie uda. Zakończy się albo już na Andrzeju Dudzie (kadencja prezydenta kończy się w 2025 r.), albo o krok dalej, czyli na tym samym Trybunale Konstytucyjnym, który wprowadził zakaz aborcji (tu kadencja mija dopiero w 2029 r.). Referendum daje nadzieję na przełamanie impasu. Idea referendum wywodzi się wprost z art. 4 konstytucji, a ten przewiduje, że naród może sprawować władzę bezpośrednio. Jest to narzędzie wykorzystywane w sprawach o „szczególnym znaczeniu dla państwa”, a wynik, w przypadku gdy weźmie w nim udział minimum połowa uprawnionych do głosowania, jest wiążący dla organów państwa.

Oczywiście rozumiemy, że po referendum Sejm musi i tak uchwalić ustawę, a ta przejść normalną ścieżkę prawną, ale nie wyobrażamy sobie, żeby Andrzej Duda zlekceważył opinię narodu.

Czytaj więcej

Sondaż: Trybunał nie dla Julii Przyłębskiej. Ponad połowa badanych za jej dymisją

To nie wszystko. Referendum daje głos kobietom, a o to nam przecież chodzi! Głos Kowalskiej czy Malinowskiej liczy się w nim na równi z głosem każdego posła i posłanki, a ponieważ w naszym kraju na 100 mężczyzn przypada 107 kobiet, podczas gdy w Sejmie na 3 mężczyzn mniej niż 1 kobieta, to szansa, by kobiety mówiły same za siebie. Co ciekawe, w 2016 roku głosy pod wnioskiem o rozpisanie referendum aborcyjnego zbierała Lewica. W zeszłym roku w różnych stanach USA przeprowadzono sześć referendów aborcyjnych, z czego uczestnicy trzech opowiedzieli się za liberalizacją prawa. Tyle samo było rozstrzygnięć przeciwko zaostrzeniu. W Europie dzięki referendum zliberalizowano prawo w Portugalii i Irlandii.

Zmiana światopoglądu

Zostańmy zresztą na chwilę przy Irlandii, gdzie – w ramach lutowej delegacji Renew Europe – miałam okazję prześledzić proces zmiany aborcyjnego prawa. Irlandia, jak wiemy, podobnie jak Polska to kraj z dużym niegdyś wpływem Kościoła katolickiego. Dziś przerywanie ciąży jest w nim dopuszczalne do 12. tygodnia życia płodu. Zanim stało się to faktem, Irlandia miała drakońskie przepisy. Za usunięcie ciąży kobieta mogła trafić do więzienia nawet na 14 lat! Mało tego, w 1983 roku do irlandzkiej konstytucji wprowadzono ósmą poprawkę, zrównującą prawa matki i nienarodzonego dziecka. Oznaczało to zakaz aborcji, nawet gdy życie matki było zagrożone.

Najgłośniejszą ofiarą tego prawa stała się Savita Halappanavar, której, gdy roniła, odmówiono aborcji. Kobieta zmarła na sepsę. I dopiero jej śmierć doprowadziła do szerokich społecznych protestów, a rok później, w 2013 roku, do pierwszego kroku w kierunku złagodzenia prawa. Po wyroku Sądu Najwyższego Irlandii oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wprowadzono przepisy dopuszczające aborcję, ale tylko w sytuacji zagrożenia życia matki. Potrzebna była kampania dotycząca uchylenia ósmej poprawki do konstytucji w referendum w 2018 roku, by w życie weszły obecne przepisy.

Społeczna kampania prowadzona przez Irlandki zmieniła podejście do tematu mężczyzn, którzy dominują zarówno w irlandzkiej, jak i polskiej polityce. Jeden z irlandzkich parlamentarzystów stwierdził, że sam zmienił zdanie dzięki tej kampanii. Inny był zdziwiony tym, że – jak to ujął – starsze panie wychodzące z kościoła szły prosto do referendalnych urn, by oddać głos za... liberalizacją aborcyjnego prawa! Dodajmy, że zmiana prawa nie oznacza jeszcze dostępności. Jak przyznał mi minister zdrowia Irlandii, zabiegi wykonuje zaledwie połowa placówek medycznych w Irlandii. Faktyczna dostępność do przerywania ciąży jest bowiem wypadkową trzech czynników: prawa, dostępności usług i zmian kulturowych. Te ostatnie trwają najdłużej.

Referendum daje głos kobietom, a o to nam przecież chodzi! Głos Kowalskiej czy Malinowskiej liczy się w nim na równi z głosem każdego posła i posłanki

Żeby naprawdę pomóc kobietom, musimy mieć świadomość tego, w jakim kraju żyjemy. Bez mocnego mandatu na zmianę prawa w postaci zgody w referendum, poprzedzonej społeczną debatą, narazimy się na światopoglądową wojnę, protesty społeczne i próbę podważania porządku przez przeciwników, w tym konserwatywnych polityków. Inna sprawa, że w obecnej sytuacji politycznej, o czym pisałam wyżej, i tak liberalizacja nie będzie możliwa. Referendum sprawia, że zmianę będą musieli zaakceptować wszyscy obywatele, ale i politycy. Dlaczego więc, panie i panowie politycy tzw. liberalnej strony, nie chcecie oddać głosu społeczeństwu?

Tym, co powinno nam przyświecać ponad podziałami, jest to, żeby jak najmniej kobiet musiało podejmować dramatyczną decyzję, jaką jest usunięcie ciąży. Bo nie ma co zaklinać rzeczywistości, aborcja była, jest i będzie. Bezwzględny zakaz aborcji nie prowadzi do tego, że aborcji nie ma, ale jedynie do tego, że kobiety szukają pomocy za granicą lub przeprowadzają ją w domu. Polki w Czechach czy Holandii, a Irlandki, choć groziło im więzienie, robiły zabiegi w Wielkiej Brytanii – według statystyk nawet osiem kobiet dziennie! Jedynym sposobem na to, aby ją ograniczyć do minimum, jest równouprawnienie, edukacja seksualna, dostęp do antykoncepcji, ochrona kobiet przed przemocą seksualną, wreszcie bezpieczeństwo socjalne, w tym równe płace dla kobiet i mężczyzn oraz realna pomoc kobietom, które dziś, rodząc dziecko nieuleczalnie chore lub z niepełnosprawnościami, dostają głodowe świadczenia.

Dopiero co zapadł w Polsce pierwszy wyrok, w którym kobieta została uznana za winną za pomoc w przeprowadzeniu aborcji. To niestety kolejny sygnał, że nie potrzebujemy wojny światopoglądowej, ale skuteczności w zmianie prawa po to, by chronić kobiety.

Katarzyna Karpa-Świderek

Autorka jest rzeczniczką prasową partii Polska 2050

Od kiedy zostałam rzeczniczką partii Polska 2050 Szymona Hołowni, dostaję wiadomości, że „powinnam się wstydzić”, „jak ja mogę jako kobieta robić TO innym kobietom”... TO, czyli w domyśle być w partii, która – o zgrozo! – chce oddać głos w sprawie dopuszczalności aborcji w ręce obywateli.

Polska 2050 Szymona Hołowni nigdy nie popierała okrutnego prawa wprowadzonego w efekcie orzeczenia tzw. Trybunału Konstytucyjnego pani Przyłębskiej. Powrót do kompromisu aborcyjnego, a następnie rozpisanie referendum w sprawie dalszej zmiany prawa postawiła sobie za cel na pierwsze 100 dni rządu.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem