Marek Migalski: Wzrost Konfederacji. Jakie są przyczyny i konsekwencje?

Rosnąca pozycja partii Mentzena i Bosaka szkodzi zarówno opozycji, jak i Zjednoczonej Prawicy

Publikacja: 22.03.2023 03:00

Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak przynoszą swoim potencjalnym wyborcom mniej wstydu niż Grzegorz B

Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak przynoszą swoim potencjalnym wyborcom mniej wstydu niż Grzegorz Braun czy Janusz Korwin-Mikke (na zdjęciu)

Foto: Fotorzepa/ Marian Zubrzycki

Spróbujmy skonstruować ten publicystyczny artykuł tak, jak buduje się teksty politologiczne, czyli najpierw stwierdźmy fakt, potem zbadajmy jego przyczyny, a następnie pokuśmy się o wskazanie konsekwencji.

Faktem jest wzrost notowań Konfederacji. Dwa zeszłotygodniowe sondaże poważnych ośrodków pokazały, że ugrupowanie to nie tylko zbliża się do poziomu 10 proc., ale także wyprzedza PL 2050 i zajmuje trzecie miejsce wśród najbardziej popularnych podmiotów na polskiej scenie politycznej. W innych badaniach opinii publicznej ten trend także jest zauważany.

Czytaj więcej

Sondaż: Opozycja wygrywa, jeśli PSL startuje razem z Polską 2050

Nowa pozycja Konfederacji

Jakie mogą być przyczyny tego faktu. Wskazałbym na trzy. Po pierwsze, zmiana przywództwa oraz schowanie medialne najbardziej kompromitujących polityków tej formacji. Twarzami Konfederacji stali się Sławomir Mentzen oraz Krzysztof Bosak, którym zdarzały się (i zdarzają) kompromitujące i bulwersujące (zwłaszcza w oczach ideowych oponentów) wypowiedzi, jednak są oni o kilka poziomów mniej ambarasujący niż Janusz Korwin-Mikke czy Grzegorz Braun. Obaj wymienieni młodzi liderzy mają skrajne i czasami obrzydliwe poglądy, ale sami tacy nie są. W czasach demokracji medialnej i personalizacji polityki to ważne rozróżnienie. Po prostu przynoszą swoim potencjalnym wyborcom mniej wstydu niż Korwin-Mikke czy Braun (choć osobiście nie mogę zapomnieć Mentzenowi kilku antysemickich wypowiedzi, a Bosakowi stwierdzenia, że spór o to, czy Ziemia krąży wokół Słońca czy jednak na odwrót, nie jest rozstrzygnięty). Podsumowując – obaj młodzi przywódcy są bardziej atrakcyjni dla nowych wyborców, a nie tylko dla żelaznego elektoratu „krula” i faceta rozważającego, czy mistrz Yoda był Żydem.

Po drugie, owoce zaczyna przynosić trwale antyukraińska linia polityczna Konfederacji. Od początku wojny Konfederacja eksploatowała ten wątek jako jedyna siła polityczna w Polsce. Jej liderzy chyba liczyli na więcej, ale społeczeństwo polskie okazało się (ku mojemu szczeremu zdziwieniu) odporne na tego typu fobie. Nie oznacza to jednak, że pewna jego mniejszościowa część nie uległa antyukraińskim uczuciom (co pokazują badania). Tych wyborców nie jest dużo, ale wystarczy na to, by wytłumaczyć wzrost notowań partii Mentzena o 2–3 punkty procentowe.

Jest i trzecia przyczyna wskoczenia Konfederacji „na pudło” – jej konsekwentnie wolnorynkowa linia polityczna (pisałem o tym niedawno w tygodniku „Polityka”). O ile inne partie opozycyjne ścigają się z PiS na proponowanie socjalnych programów i społeczną wrażliwość, o tyle środowisko Mentzena i Bosaka opowiada się za rozwiązaniami wolnorynkowymi. W większości są to prymitywne i populistyczne hasła, ale właśnie takie trafiają do zażartych liberałów ekonomicznych spod znaku Ludwiga von Misesa i Miltona Friedmana, których nie brakuje wśród młodych ludzi (zwłaszcza mężczyzn). Nie jest ich wielu (liberałowie nigdy w Polsce nie stanowili większości), ale wystarczy, by podnieść notowania Konfederacji mniej więcej o tyle, o ile czyni to jej antyukraińska propaganda.

Czytaj więcej

Jedna lista antysystemowców? Jest deklaracja, ale bez Wolnościowców

Tyle jeśli chodzi o przyczyny wzrostu notowań Konfederacji. A co z jego konsekwencjami? Dla PiS są dwojakiego rodzaju – z jednej strony może to cieszyć jego polityków (bo rośnie potencjalny koalicjant), ale z drugiej może przyprawiać o ból głowy (bo, po pierwsze, wcale nie jest oczywiste, że Mentzen i Bosak chcieliby współrządzić z socjalistycznym – z ich punktu widzenia – PiS, a po drugie, bo Konfederacja odbiera głosy partii Kaczyńskiego, daje bowiem alternatywę wobec prawie niewyobrażalnego przerzucenia głosów na „demokratyczną opozycję”). Dlatego politycy partii rządzącej muszą mieć mieszane uczucia, widząc wzrost notowań Konfederacji, i stoją przed dylematem: zignorować ten fakt i udawać, że go nie ma, czy też zacząć uderzać w rosnącego w siłę konkurenta, ryzykując, że w ten sposób będą de facto pompować jego popularność.

Opozycja ma dylemat

Jeszcze ciekawsze wyzwanie stoi przed resztą partii opozycji, bo trwała zamiana miejsca na podium z PL2050 na Konfederację stawia ich liderów na powrót przed dylematem utworzenia jednej listy (lub dwóch). Nie mogą bowiem bezczynnie patrzeć, jak PiS nadal pozostaje liderem sondaży, a na trzecie miejsce wysuwa się jego potencjalny koalicjant. Jak już pisałem, wcale nie jest oczywiste, że Mentzen i Bosak zdecydowaliby się na współrządzenie z Kaczyńskim, ale przywódcy anty-PiS-u nie mogą w tej sprawie pozostać bezczynni i biernie czekać na to, co zdecydują po wyborach liderzy Konfederacji.

Dlatego muszą zacząć na powrót myśleć o idei jednej listy lub dwóch (moja propozycja to blok utworzony przez KO, PSL i PL2050 oraz – osobno – Lewica). Wiele już atramentu zużyto na opisywanie zalet i wad tego pomysłu, ale w obecnej sytuacji zjednoczenie opozycji wydaje się bardziej konieczne niż przed kilkoma tygodniami, kiedy notowania PiS stale spadały, a Konfederacja nie przekraczała progu 5 proc. W obu przypadkach (jednej listy lub dwóch, w kształcie zaproponowanym przeze mnie) efektem jest spadek partii Kaczyńskiego na drugie miejsce i premia dla zwycięskiej opozycji wynikająca z przeliczania głosów metodą d’Hondta. W tym przypadku pewnie jakaś część wyborców anty-PiS-u nie zagłosowałaby na tak zjednoczoną opozycję (zwłaszcza elektorat Razem oraz małe grupy zwolenników PSL i Pl2050), ale ich ubytek byłby rekompensowany profitami wynikającymi z obowiązywania metody premiującej zwycięskie ugrupowanie.

Jest i ostatnia konsekwencja wzrostu notowań Konfederacji, o której muszą myśleć inne partie opozycyjne (a może i PiS) – gra na podział w tym środowisku oraz pomoc w wystawieniu przez nie dwóch list do parlamentu. Nie wszyscy politycy skrajnej prawicy dobrze przyjęli zmianę przywództwa i z klubu Konfederacji odeszło kilku posłów, którzy założyli osobne koło. Ich liderem jest Artur Dziambor. Jestem prawie pewien, że sami nie będą w stanie zebrać odpowiedniej liczby podpisów, by wystawić ogólnopolską listę (potrzebne do tego co najmniej po pięć tysięcy podpisów w co najmniej 21 okręgach). I tu otwiera się szansa na „pomoc” ze strony innych partii, zainteresowanych obniżeniem ostatecznego wyniku Konfederacji. Gdyby bowiem jej wyborcy zobaczyli na listach dwa ugrupowania „wolnościowe” o podobnym programie, mogliby podzielić swoje sympatie między nie. Oczywiście, nie po równo, ale na tyle, by znacząco zmniejszyć szanse formacji Mentzena i Bosaka na zbudowanie licznej reprezentacji w przyszłym sejmie.

Wskoczenie Konfederacji na trzecie miejsce zmienia dynamikę sporu politycznego w naszym kraju, stanowi bowiem wyzwanie zarówno dla władzy, jak i dla opozycji. Jest także ważnym sygnałem dla wyborców, którzy w swej masie nie lubią „tracić” swych głosów. To szansa dla Mentzena i jego ludzi – właśnie wchodzą do pierwszej ligi, wypychając z niej Hołownię. Jeśli ten trend się utrzyma i Konfederacja umocni się na „pudle”, znacząco zmieni to polską politykę. Choć nie jestem pewien, czy na dobre.

Marek Migalski

Autor jest politologiem, prof. UŚ


Spróbujmy skonstruować ten publicystyczny artykuł tak, jak buduje się teksty politologiczne, czyli najpierw stwierdźmy fakt, potem zbadajmy jego przyczyny, a następnie pokuśmy się o wskazanie konsekwencji.

Faktem jest wzrost notowań Konfederacji. Dwa zeszłotygodniowe sondaże poważnych ośrodków pokazały, że ugrupowanie to nie tylko zbliża się do poziomu 10 proc., ale także wyprzedza PL 2050 i zajmuje trzecie miejsce wśród najbardziej popularnych podmiotów na polskiej scenie politycznej. W innych badaniach opinii publicznej ten trend także jest zauważany.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli