Antoni Z. Kamiński: Czym był Marzec '68?

Są kwestie dotyczące wydarzeń sprzed 55 lat, o których przy okazji rocznic się nie wspomina się – pisze socjolog.

Publikacja: 17.03.2023 03:00

Wydarzenia Marca 1968 we Wrocławiu

Wydarzenia Marca 1968 we Wrocławiu

Foto: archiwum IPN

Marzec 1968 r. był moim doświadczeniem osobistym z tego też względu, że dotknął bezpośrednio w sposób dramatyczny moich najbliższych przyjaciół. A chociaż nie miałem złudzeń co do natury ustroju komunistycznego, to bezmiar łajdactwa, jakiego moje pokolenie było świadkiem, przekroczył wszelkie wyobrażenia.

Marzec ’68 był perfekcyjnie zorganizowaną „operacją specjalną”, której przeprowadzenie wymagało mobilizacji wszystkich dostępnych środków, jakimi reżim dysponował. Był ściśle skoordynowanym działaniem aparatu propagandy, sił milicji i jej ochotniczej rezerwy – ORMO, aktywu partyjnego, a przede wszystkim służb specjalnych, które operację przygotowały. Rozpoczął ją pełen oszczerstw i insynuacji atak propagandowy na ludzi pochodzenia żydowskiego, za nim szły aresztowania i naciski mające skłonić ich do wyjazdu.

Powszechna atmosfera terroru

Zdjęcie z afisza „Dziadów” w Teatrze Narodowym, a następnie aresztowanie Adama Michnika i Henryka Szlajfera było jedną z prowokacji, których zwieńczeniem był wiec na dziedzińcu UW 8 marca 1968 r. Informację o wiecu rozpowszechniali też ludzie znani z powiązań z SB lub agenturą wojskową, jakby chodziło o zapewnienie mu frekwencji. Wydarzenia w trakcie wiecu także wskazują na zewnętrzną reżyserię: obecność i zachowanie „aktywu robotniczego”, wśród którego rozpoznano studentów Akademii MSW z Iwicznej oraz atak „Golędzinowa”, kiedy uczestnicy rozchodzili się już. Następnie setki zebrań pracowniczych, w zakładach pracy i w biurach, gdzie zawodowi propagandziści „uświadamiali” zebranych o „prawdziwym” – spiskowym i antypolskim – sensie wydarzeń.

Czytaj więcej

Marzec 1968

Operacja ta skutecznie wprowadziła w kraju atmosferę terroru. Przy braku możliwości wyrażenia sprzeciwu, społeczeństwo poddało mu się, a głosy protestu ograniczały się do Kościoła i związanych z nim polityków stowarzyszeń katolickich, grupy członków Związku Literatów Polskich, a także do nielicznych wystąpień indywidualnych. Siłę sprzeciwu osłabiały wyjazdy zaszczuwanych z tytułu swego pochodzenia ludzi. Liczył się też fakt, że niektórzy piastowali wysokie stanowiska państwowe. Pozwalało to interpretować wydarzenia jako wewnętrzną rozgrywkę w ramach establishmentu.

Propaganda antysemicka mogła znaleźć pewien wydźwięk w społeczeństwie. Poruszałem się jednak w tym czasie po Polsce, stykając się z wieloma ludźmi z różnych środowisk i pamiętam życzliwość oraz poparcie dla studenckiej rewolty. Postawy aprobaty występowały przede wszystkim w samym trzonie aparatu władzy, choć i tam często panowało zastraszenie. Wreszcie emigracja kilkunastu tysięcy ludzi, którzy często zajmowali wysokie stanowiska w różnych dziedzinach życia społecznego, otwarła szerokie możliwości awansu dla ambitnej „młodzieży” partyjnej. W świecie akademickim znani byli „marcowi docenci”, których zasługi ograniczały się zazwyczaj do politycznej dyspozycyjności.

O co chodziło w 1968 roku z AK?

Jeden z elementów moczarowskiej propagandy zyskał pewną akceptację: uznanie, że Armia Krajowa nie była narzędziem niemieckiego okupanta, lecz z tym okupantem, wraz z Armią Ludową, walczyła. Bohaterów AK zrehabilitowano jako ofiary „błędnej polityki reakcyjnego rządu londyńskiego”. Niemniej był to pewien podstęp. Nie sądzę jednak, by uległa mu znacząca część tego środowiska.

Czytaj więcej

Marzec 1968. Potyczki Gomułki z Moczarem, czyli „Puławian” z „natolińczykami”

Charakterystyczne dla reżimowej propagandy było rozróżnienie między walką ze syjonizmem a antysemityzmem: PZPR miała rzekomo zwalczać antysemityzm na równi z syjonizmem. Zgodnie z tą linią Marzec ’68 nie był nagonką antysemicką. W swoim artykule w „Gazecie Wyborczej” („Cała Polską szuka sprawiedliwych”, wydanie z 4–5 marca 2023 r.), prof. Paweł Machcewicz dowodzi, że służyło temu eksponowanie działań, jakie Polacy podejmowali w czasie okupacji na rzecz ratowania ludności żydowskiej. Prasy wówczas nie czytałem i owo „poszukiwanie sprawiedliwych” mogło umknąć mojej uwadze. Chyba że prof. Machcewicz ma na myśli opublikowaną w 1967 r. książkę Władysława Bartoszewskiego i Zofii Lewinównej „Ten jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939–1945”. W 1969 r. ukazało się jej drugie, rozszerzone wydanie. Przypuszczam, że władze komunistyczne chciały tę pracę wykorzystać dla swoich celów. Nikt jednak nigdy nie zarzucił jej autorom związków z Moczarem i jego propagandą. Przeciwnie, uznano ją za ważne wydarzenie ujawniające pomijany dotąd fragment okupacyjnej rzeczywistości.

Same plusy dla Moskwy

Zwróćmy uwagę na inny aspekt Marca 1968. W drugiej połowie 1967 roku zaczął się w Czechosłowacji ferment, którego władze komunistyczne nie były w stanie opanować. Na początku stycznia 1968 r. kierownictwo Komunistycznej Partii Czechosłowacji objął Alexander Dubček, co dało impuls głębokim zmianom w całym systemie władzy, a przede wszystkim w świadomości Czechów i Słowaków. Nie można wykluczyć, że seria prowokacji, które doprowadziły do Marca ’68, miała zapobiec rozprzestrzenieniu się takich tendencji także w Polsce. Był już precedens w 1956 r. w postaci związku między wydarzeniami w Polsce i na Węgrzech. W czasie wiecu na UW wznoszono zresztą okrzyk: „Cała Polska czeka na swego Dubčeka!”. Operacja marcowa pozwoliła też oczyścić teren na wypadek interwencji, którą Moskwa musiała brać pod uwagę.

Operację Marzec ’68 przygotowały służby specjalne MSW i MON, które były pod drobiazgowym nadzorem ich sowieckich odpowiedników. Niemożliwe, by przygotowania do niej przebiegały poza wiedzą Moskwy. Więcej, musiały one co najmniej zyskać akceptację kierownictwa Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, o ile nie zostały stamtąd zaincjowane. Z punktu widzenia interesów sowieckich Marzec ’68 miał same plusy. Po pierwsze, oddziały Ludowego Wojska Polskiego wzięły udział w inwazji na Czechosłowację, a w Polsce agresja ta nie wywołała protestów. Po drugie, wydarzenia te fatalnie popsuły wizerunek Polski na świecie, co zawsze służyło interesom naszego wschodniego sąsiada.

Operacja narzucona z góry

Operacja Marzec ’68 była zbrodnią. Jej ofiarą padli Polacy – polscy obywatele. I nie ma znaczenia, na podstawie jakiego kryterium ich wyselekcjonowano. Charakterystyczne, że nikt nie poniósł z tego tytułu odpowiedzialności. Gen. Tadeusz Walichnowski, ważna persona dramatu, zszedł w spokoju z tego świata w 2005 r. Skąd wzięło się to przeoczenie? Myślę, że z dwoistości ocen omawianych tu wydarzeń.

Charakterystyczne dla reżimowej propagandy było rozróżnienie między walką ze syjonizmem a antysemityzmem

Można obciążyć odpowiedzialnością za zbrodnię społeczeństwo polskie, przyjmując, że władze PRL działały na społeczne zamówienie: wyczuwając nastroje społeczne, wykorzystały je dla realizacji swoich interesów. W tym ujęciu społeczeństwo jest współodpowiedzialne. Stanowisko zbliżone do tego obrazu reprezentują niektórzy historycy piętnujący „polską ksenofobię” i obskurantyzm. Oskarżają przy tym polemistów o idealizowanie obrazu Polaków jako „narodu bez skazy”.

Alternatywnie można obciążyć odpowiedzialnością za Marzec władze komunistyczne, które za pomocą terroru zapewniły sobie spokój potrzebny dla załatwienia ważnych dla nich spraw. Przyjęciu tej interpretacji sprzyjała często spotykana opinia o „wewnętrznej rozgrywce w ramach establishmentu”, gdzie wykorzystano studentów ze względu na łatwość, z jaką można było skłonić ich do protestu, a następnie protest ów szybko stłumić i spacyfikować opozycję. Autorzy tej prowokacji nie przewidzieli tylko, że protesty rozleją się na całą Polskę i obejmą dziesiątki tysięcy młodzieży.

Operacja Marzec ’68 była przygotowana starannie, w tajemnicy i trudno znaleźć ślad oddolnych nacisków społecznych na jej realizację. Po to, by przyjąć takie stanowisko, nie trzeba przypisywać Polakom specjalnych cnót. Wystarczy uznać, że w tamtych warunkach nie mieli oni wiele do powiedzenia.

Autor

Antoni Z. Kamiński

Socjolog z Instytutu Studiów Politycznych PAN, założyciel polskiego oddziału Transparency International

Marzec 1968 r. był moim doświadczeniem osobistym z tego też względu, że dotknął bezpośrednio w sposób dramatyczny moich najbliższych przyjaciół. A chociaż nie miałem złudzeń co do natury ustroju komunistycznego, to bezmiar łajdactwa, jakiego moje pokolenie było świadkiem, przekroczył wszelkie wyobrażenia.

Marzec ’68 był perfekcyjnie zorganizowaną „operacją specjalną”, której przeprowadzenie wymagało mobilizacji wszystkich dostępnych środków, jakimi reżim dysponował. Był ściśle skoordynowanym działaniem aparatu propagandy, sił milicji i jej ochotniczej rezerwy – ORMO, aktywu partyjnego, a przede wszystkim służb specjalnych, które operację przygotowały. Rozpoczął ją pełen oszczerstw i insynuacji atak propagandowy na ludzi pochodzenia żydowskiego, za nim szły aresztowania i naciski mające skłonić ich do wyjazdu.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jarosław Kaczyński podpina się pod rolników. Na dłuższą metę wszyscy na tym stracą
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Czy rekonstrukcja rządu da nowe polityczne paliwo Donaldowi Tuskowi
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem