Bogdan Góralczyk: Rozstrzelany chiński balon. Jaki będzie dalszy ciąg tej historii?

Pekin testuje i nadal będzie testować jedność Zachodu. Krótkotrwała odwilż się skończyła – pisze politolog i sinolog, prof. Bogdan Góralczyk.

Publikacja: 06.02.2023 16:27

Czy na amerykańskim niebie mieliśmy do czynienia z obiektem wywiadowczym, jak twierdzą amerykańskie

Czy na amerykańskim niebie mieliśmy do czynienia z obiektem wywiadowczym, jak twierdzą amerykańskie media, czy cywilnym statkiem meteo, jak oświadcza Pekin?

Foto: AFP

Po pierwszym osobistym pocovidowym spotkaniu prezydentów Joe Bidena i Xi Jinpinga na wyspie Bali oraz po rozmowie Xi z wiceprezydent Kamalą Harris w Bangkoku zanosiło się na odwilż w stosunkach dwóch supermocarstw. Kolejnym jej etapem miała być wizyta w Pekinie szefa amerykańskiej dyplomacji Antony’ego Blinkena zapowiedziana na 5 lutego. Jednakże kilka dni wcześniej, we wtorek 31 stycznia Amerykanie uświadomili sobie, że nad ich terytorium dostał się – z Kanady, a wcześniej Alaski – tajemniczy balon. Szybko zidentyfikowano go jako obiekt pochodzący z terytorium Chińskiej Republiki Ludowej. Chińczycy nawet nie oponowali, twierdząc jedynie, że to sprzęt do badań zjawisk meteorologicznych czy też „statek cywilny, który znalazł się w amerykańskiej przestrzeni powietrznej przypadkowo” – jak oświadczył wiceszef chińskiej dyplomacji Xie Feng.

Akt przemocy

Skończyło się zestrzeleniem balona przez amerykański myśliwiec, a prezydent Biden potwierdził, że ten atak miał jego autoryzację. Wydał zgodę na taki akt już w środę, ale za radą wojskowych czekano do soboty, nie chcąc, by tajemniczy obiekt spadł na tereny zamieszkałe. Zestrzelono go na wodach przybrzeżnych USA po to, by wrak wydobyć i sprawdzić, czym ten rzekomy szpiegowski satelita był. Wydobywanie tego, co spadło, trwa.

Czytaj więcej

Kolejny chiński balon lata nad Ameryką. Pekin potwierdza

Incydentu nie można bagatelizować, bowiem Chińczycy w specjalnym oświadczeniu MSZ uznali ten atak za reakcję „przesadną” i „akt przemocy” wymierzony w chiński sprzęt. Co prawda, wezwali do wstrzemięźliwości, ale zarazem nie wykluczyli aktów odwetowych. Co one miałyby oznaczać? Niebezpieczeństwo dla wszystkich obiektów USA zawieszonych nad obszarem ChRL? I jak interpretować pojęcie terytorium ChRL w świetle interpretacji Pekinu, że Tajwan to „sprawa wewnętrzna” Chin?

Pytań rodzi się wiele, szczególnie jeśli spojrzeć na ten incydent w szerszym tle. Wizytę Blinkena oczywiście odwołano, już wcześniej dając sygnały, że „nie ma dla niej dobrej atmosfery”. A przecież dokładnie wtedy, gdy amerykańskie i światowe media żyły balonem, szef Pentagonu Lloyd J. Austin przebywał w Manili i podpisał porozumienia w sprawie otwarcia czterech nowych baz amerykańskich na terenie Filipin, jak też na umożliwienie dostępu Amerykanom do wszystkich ważniejszych tamtejszych obiektów wojskowych.

To kolejny dowód zacieśniania współpracy wojskowej USA z krajami regionu Azji i Pacyfiku, po wcześniejszym zawiązaniu sojuszu AUKUS (z Australią i Wielką Brytanią) oraz nieco luźniejszego QUAD (z Australią, Japonią i Indiami). Pekin ma świadomość, że tak naprawdę chodzi o Tajwan, który Xi Jinping jako jedynowładca chce sobie podporządkować, a na co nie zgadzają się, w zdecydowanej większości, mieszkańcy wyspy, wspierani właśnie przez USA, jak też Japonię i inne państwa Zachodu.

Eskalacja napięć

Właśnie Tajwan oraz narastające napięcia w dziedzinie wysokich technologii, w tym wcześniejsza blokada amerykańskiego rynku dla TikToka, a ostatnio także firmy Huawei, będą definiowały relacje pomiędzy dwoma największymi organizmami gospodarczymi, a także coraz bardziej technologicznymi. Kolejnym papierkiem lakmusowym może być już publicznie zapowiedziana chęć złożenia wizyty na wyspie przez niedawno wybranego szefa republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów Kevina McCarthy’ego. Może do niej dojść, bo McCarthy jest politycznym jastrzębiem (stąd takie turbulencje poprzedzające jego wybór), a trzeba pamiętać, czym skończyła się krótka wizyta na Tajwanie jego poprzedniczki Nancy Pelosi: chińską blokadą powietrzną i morską wyspy oraz nasilonymi manewrami wojskowymi. Dodatkowo, republikanie atakowali Joe Bidena za „spóźnienie” z atakiem na chiński balon. Innymi słowy, idą na konfrontację z Chinami.

Rosnąca konkurencja w wysokich technologiach wydaje się być nie mniej groźna, a na dodatek coraz bardziej brzemienna w skutkach. Od przyjętej w grudniu, zgodnie przez demokratów i republikanów, Ustawy o zapobieganiu narodowemu zagrożeniu inwigilacją internetu, na mocy której zablokowano TikToka, obustronne napięcia rosną, a wzajemne kontrowersje narastają. Co więcej, słynny TSCM, czyli ulokowany na Tajwanie największy na świecie producent najnowocześniejszych półprzewodników (65-70 proc. światowej produkcji) właśnie częściowo przenosi się z produkcją na teren Teksasu. Nic dziwnego, że w takiej atmosferze książką 2022 r. w dziedzinie literatury faktu w USA stał się tom Chrisa Millera „Wojna o półprzewodniki”.

Najbardziej znani chińscy stratedzy, tacy jak Wang Jisi, Da Wei, Yan Xuetong, dość jednomyślnie nawołują do rozwagi i roztropności

Trwa też w najlepsze rozpoczęta już marcu 2018 r. przez administrację Donalda Trumpa wojna handlowa i celna. Na razie przyniosła taki efekt, że nowe chińskie inwestycje na terenie USA praktycznie wyzerowano, a amerykański deficyt w handlu z Chinami wyniósł 359,4 mld dol. Świadczy to o tym, że cięcie łańcuchów dostaw, czego jesteśmy świadkami, jest procesem długotrwałym i zazwyczaj bolesnym lub kosztownym. Widać jednak wyraźnie, że hasła mówiące o deglobalizacji, a nawet decouplingu, a więc rozwodzie czy rozejściu się światowych producentów i rynków, nie są czczą gadaniną. To się dzieje.

Testowanie jedności Zachodu

Czy wobec tego mamy już do czynienia z nową zimną wojną, jak twierdzi coraz większa liczba obserwatorów i analityków? Znany i u nas brytyjski historyk Niall Ferguson w komentarzu na Twitterze porównał dzisiejszą „zimną wojnę 2.0”, nie kwestionując jej istnienia, do poprzedniej zimnej wojny z ZSRR, dając paralelę z I i II wojna światową – i nie wykluczył kolejnej wojny i otwartych frontów, nie tylko tych na Ukrainie.

Najbardziej znani chińscy stratedzy, tacy jak Wang Jisi, Da Wei, Yan Xuetong, dość jednomyślnie nawołują do rozwagi i roztropności. Widać jednak, że eskalacji napięć, a nawet wrogości nie potrafią zapobiec. Owszem, w ramach wspomnianej na wstępie odwilży Chiny przeszły do kolejnej ofensywy uprzejmości wobec Zachodu. Odsunęły nawet na boczny tor znanego „wojowniczego wilka”, czyli rzecznika resortu spraw zagranicznych Zhao Lijiana, a z poprzedniej wilczej dyplomacji, czyli zasady „oko za oko…” się wycofały. Czy utrzymają ten kurs teraz, gdy tak brutalnie utrącono ich balon?

Może tak być, bo przecież Zachód to nie tylko USA, a np. prezydent Emmanuel Macron w kwietniu wybiera się do Pekinu, podobnie jak przywódcy UE. Niewątpliwie, jedność Zachodu będzie nadal przez Pekin testowana. Jedno jest pewne: w stosunkach z USA już za Trumpa skończyła się epoka poprzedniego zaangażowania, a teraz, po incydencie z balonem, nie ma już też krótkotrwałej – jak się okazało – odwilży.

Zobaczymy, co znajdą nurkowie i będące w ruchu batyskafy. Czy mieliśmy do czynienia z obiektem wywiadowczym, jak twierdzą amerykańskie media, czy cywilnym statkiem meteo, jak oświadcza Pekin. Tego może jeszcze długo się nie dowiemy. Wiemy natomiast – i to pewne – że „chiński balon” został świadomie i brutalnie przez Amerykanów utrącony. Jaki będzie dalszy ciąg?

Autor

Bogdan Góralczyk

Politolog i sinolog, profesor w Centrum Europejskim UW

Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jarosław Kaczyński izraelskiego ambasadora wyrzuca, czyli jak z rowerami na Placu Czerwonym
Publicystyka
Nizinkiewicz: Tusk przepowiada straszną przyszłość. Niestety, może mieć rację
Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami