Jerzy Surdykowski: Postpolityczne gadulstwo

Celem postpolityki są słupki poparcia i wynik wyborczy. Dlatego postpolityka używa postprawdy i zwraca się do postobywateli.

Publikacja: 29.11.2022 03:00

Jerzy Surdykowski: Postpolityczne gadulstwo

Foto: Fotorzepa/ Piotr Guzik

Już na początku wojny w Ukrainie przez gadulstwo straciliśmy okazję przekazania Kijowowi polskich myśliwców MiG-29. Teraz pewnie z tego powodu stracona będzie okazja wzmocnienia polskiej obrony powietrznej przez dwie baterie użytkowanych przez niemiecką armię antyrakiet Patriot.

Niegdyś dyplomacja uprawiana była poufnie; najpierw w zamkniętych gabinetach uzgadniano stanowiska, czasem się kłócono, bacząc jednak, by do publiki nie docierały te – nieraz odrażające – „bebechy dyplomacji”. Inaczej dzisiaj, kiedy dyplomację uprawia się na Facebooku i Twitterze, a wygrywa w niej ten, kto krzyczy głośniej, a nieraz ordynarniej.

W minionych czasach celem polityki – jak głosił jeszcze Arystoteles – było dobro wspólne obywateli. Celem postpolityki są słupki poparcia dla własnej partii i potem wynik wyborczy. Dlatego postpolityka używa postprawdy i zwraca się do postobywateli.

Najpierw niemiecka minister obrony ogłosiła wysłanie do Polski tych baterii bez konsultacji ani ze swoimi generałami, ani z Ameryką, która rakiety wyprodukowała. Cel postpolityczny został osiągnięty, bo niemieckie państwo pokazało szlachetną szczodrobliwość. Tylko wkrótce się okazało, że baterii nie można przesunąć ot tak, bo odgrywają istotną rolę w systemie obrony powietrznej NATO, a Ameryka też ma tu coś do powiedzenia. Postpolityka jednak to lekceważy, bo jej celem są bebechy, tak jak celem staroświeckiej polityki był rozum.

Na szczęście w sukurs niemieckiej postpolityce przyszedł nieoceniony Prezes stojący niezmiennie na straży postpolityki PiS-owskiej. Przecież nie minęło jeszcze – jak kiedyś powiadał – siedem pokoleń od wielkiej wojny, więc niemiecki żołnierz nie ma prawa stacjonować w Polsce. Przecież gdybyśmy zgodzili się na wjazd szwabskich baterii z teutońską obsługą, runęłaby cała kunsztownie budowana antyniemieckość PiS-owskiego elektoratu, która już za rok ma przynieść skutki wyborcze. Dlatego patrioty trzeba oddać Ukrainie. To, że obsługa tych rakiet musi być szkolona co najmniej rok albo że wjazd niemieckich knechtów na ukraińskie terytorium będzie oznaczał bezpośredni udział NATO w tej wojnie, nie ma znaczenia.

To jest trywialna polityka, a przecież wielki cel postpolityczny – tak w Niemczech, jak i w Polsce – zobaczymy dopiero po wyborach. Z tej perspektywy fakt, że baterie nie ruszą się z miejsca, jest bez znaczenia; nawet przyniesie oszczędność paliwa.

Już na początku wojny w Ukrainie przez gadulstwo straciliśmy okazję przekazania Kijowowi polskich myśliwców MiG-29. Teraz pewnie z tego powodu stracona będzie okazja wzmocnienia polskiej obrony powietrznej przez dwie baterie użytkowanych przez niemiecką armię antyrakiet Patriot.

Niegdyś dyplomacja uprawiana była poufnie; najpierw w zamkniętych gabinetach uzgadniano stanowiska, czasem się kłócono, bacząc jednak, by do publiki nie docierały te – nieraz odrażające – „bebechy dyplomacji”. Inaczej dzisiaj, kiedy dyplomację uprawia się na Facebooku i Twitterze, a wygrywa w niej ten, kto krzyczy głośniej, a nieraz ordynarniej.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji