Piotr Arak: Impuls, który zmieni Europę

Odbudowana, demokratyczna Ukraina wzmocni potencjał Trójmorza i Europy Karpat – pisze dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Publikacja: 14.11.2022 14:49

Wołodymyr Zełenski wizytujący odzyskany Chersoń

Wołodymyr Zełenski wizytujący odzyskany Chersoń

Foto: AFP

Rosyjska agresja na Ukrainę przywróciła strategiczne znaczenie naszemu regionowi na mapie świata. Wcześniej ciężar gospodarczy, militarny, ale też zainteresowanie głównych światowych graczy przesunęły się do Azji Południowo-Wschodniej, a relacje transatlantyckie zaczęły być zastępowane transpacyficznymi. Wojna to zmieniła, bo okazało się, że byt, jakim jest Europa Środkowa, Europa Karpat czy Trójmorze, ma znaczenie w rozrachunku z zapomnianym wrogiem Zachodu – Rosją. Od nas zależy, czy uda nam się wykorzystać oczy świata zwrócone na nas i czy nasz region będzie bardziej podmiotowy w przyszłości.

Europa Środkowa stanowi ideę wspólnoty kulturowej, przestrzeń geopolityczną i ekonomiczną, jak również pewną koncepcję polityczną. Przez ostatnie kilka dekad jesteśmy świadkami przejścia od idei literackiej czy wręcz publicystycznej ku politycznym formom instytucjonalizacji tej idei. Europę Środkowo-Wschodnią konstytuuje nie tylko kryterium geograficzne, ale również uwarunkowania historyczne i polityczne.

Dziki Wschód

Myślenie w kategoriach Europy Środkowo-Wschodniej jako regionu położonego między morzami Adriatyckim, Bałtyckim i Czarnym zaczęło się krystalizować w pierwszych dekadach XX stulecia i było odpowiedzią na niemiecką koncepcję Mitteleuropy oraz rosyjski panslawizm i internacjonalistyczny bolszewizm. Konfrontacja między USA i ZSRR po II wojnie światowej sprawiała, że zostaliśmy jako region dopisani do „drugiego świata”, będącego w sferze zainteresowań komunizmu i Moskwy (pierwszy to USA, EWG i państwa rozwinięte). Wpisywało się to w zachodnią, oświeceniową tradycję orientalizującego dyskursu stworzonego głównie przez francuskich i niemieckich myślicieli, którego celem było wykreowanie mitu niecywilizowanego, barbarzyńskiego i nacechowanego chaosem Wschodu, aby uwiarygodnić cywilizacyjną przewagę Zachodu.

Zgodnie z tą narracją, opisaną przez Larry’ego Wollfa w książce „Wynalezienie Europy Wschodniej. Mapa cywilizacji w dobie Oświecenia”, Zachód do konsolidacji własnego optymistycznego wizerunku jako ucieleśnienia oświeceniowych ideałów postępu potrzebował słabiej rozwiniętego, nieucywilizowanego, zacofanego i niedojrzałego „Innego”, którego musiał odpowiednio przedstawić i nazwać, a więc wyposażyć w przypisaną mu przez siebie tożsamość.

Czytaj więcej

Szef MSZ Litwy: Zadeklarujmy, że pokój na Ukrainie ma być na warunkach Ukrainy

Ten rodzaj narracji nie był typowy wyłącznie dla dyskursu politycznego, ale też dla sposobu opisywania historii, analiz socjologicznych, nie wspominając o stosunkach międzynarodowych czy ekonomii. Wreszcie, stał się, wraz z całym zestawem negatywnych stereotypów i uprzedzeń, częścią kultury popularnej, mającej jeszcze większą siłę oddziaływania. Hollywood ma wiele grzechów na sumieniu w tym zakresie.

Dlatego dla wielu Rosja czy wcześniej Związek Radziecki jako niekwestionowany hegemon tego regionu zyskiwał niejako zewnętrzną (zachodnią) legitymizację swego panowania, albowiem w mocno upraszczających zachodnich wyobrażeniach Wschodu Moskwa stanowiła jedyne realne centrum polityczne zdolne do zapanowania nad rzekomym chaosem, nieustannymi waśniami czy innymi antagonizmami występującymi między narodami Europy Wschodniej. Nikomu nigdy nie chciało się uczyć różnic między Polską a Czechami, a historia po 1945 r. pełna przelanej krwi, społecznego sprzeciwu w różnych krajach naszego regionu jest nieobecna w książkach historii wydanych na Zachodzie, nie wspominając o tych na Wschodzie.

Ponad 111 mln ludzi

W Europie Środkowo-Wschodniej znajduje się 30 państw położonych między Niemcami a Rosją wzdłuż osi północ–południe. Zdaniem śp. prof. Waldemara Parucha łączy je:

1. Poczucie kresowości w wymiarze politycznym i kulturowym w odniesieniu do Zachodu;

2. Pamięć utraty podmiotowości i suwerenności na rzecz mocarstw;

3. Mocna obecność w debacie publicznej takich kategorii jak wolność, niepodległość, naród;

4. Postrzeganie narodów jako wspólnot etniczno-kulturowych;

5. Samodzielna recepcja oraz modernizacja nurtów politycznych i filozoficznych powstałych w Europie Zachodniej;

6. Zmienność bytów państwowych oraz granic między nimi;

7. Niepełne wykorzystanie własnego potencjału (rozwój zależny) w porównaniu z okresami minionej świetności.

Dzisiaj władze Węgier w oficjalnej komunikacji starają się nie pamiętać o tym, kto najechał ich kraj w latach 50. XX w. Grają na własną podmiotowość niejako w kontrze do interesów reszty regionu

W Europie Środkowo-Wschodniej mieszka ponad 111 mln ludzi. Tworzą dużą grupę w Unii Europejskiej, której członkowie (12 z 27) w 2021 r. wytworzyli produkt narodowy brutto o łącznej wartości ponad 2 trylionów euro, co stanowiło blisko 14 proc. PKB całej Unii.

Taki potencjał jest stosunkowo ważnym atutem w polityce wewnątrz UE i NATO oraz wobec Rosji i Chin. Pozwala stać się Europie Środkowej przyczółkiem Zachodu – jeżeli nie politycznym, to choć militarnym i ludnościowym ze względu na wzmożone zbrojenia wywołane rosyjską agresją.

Inicjatywa Trójmorza jest jedną z płaszczyzn współpracy regionalnej, która powinna być harmonijnie powiązana z innymi projektami inspirowanymi Europą Karpat czy współpracą multilateralną. Siłą projektu Trójmorza jest jego oparcie na konkretnych interesach, szlakach tranzytowych, potrzebach społecznych, spójności środowiskowej i zdolności do współpracy m.in. z USA.

Niezależnie od przebiegu granic państwowych problemy, potrzeby oraz interesy mieszkańców miast i wsi w tym regionie mają charakter uniwersalny. Potrzebują kapitału, inwestycji, podniesienia potencjału rozwojowego regionu w warunkach przezwyciężania skutków komunizmu oraz planowanego rozszerzenia Unii Europejskiej o państwa bałkańskie czy Ukrainę.

Wyszehrad się udał?

Pierwsze prawdziwe polityczne zinstytucjonalizowanie Europy Środkowej miało miejsce przez powołanie do życia w 1991 r. Grupy Wyszehradzkiej (V4). Poza oficjalnie deklarowanymi celami, wśród których były m.in. intensyfikacja współpracy w różnych obszarach stosunków międzynarodowych oraz integracja ze strukturami euroatlantyckimi (EU i NATO), przywódcom politycznym przyświecał także bardzo ważny cel wizerunkowy. Chodziło o to, by cztery środkowoeuropejskie państwa nie były dłużej uznawane za integralną część Europy Wschodniej. Innymi słowy, chodziło o zręczne przesunięcie wspomnianej granicy cywilizacyjnej będącej produktem orientalistycznego dyskursu, a tym samym uniknięcie dalszej stygmatyzacji i włączenie do zachodnioeuropejskiego kręgu kulturowego, ekonomicznego i politycznego.

Do pewnego stopnia udało się ten cel osiągnąć, ale tylko w takim sensie, że kraje wyszehradzkie rozpoznawane są na Zachodzie jako jakościowo odmienne od pozostałych państw regionu – zwłaszcza tych postradzieckich. Nie oznacza to jednak, że powszechnie uznaje się je za równorzędnych partnerów państw zachodnich, o czym świadczy wiele przykładów protekcjonalnego traktowania państw tego regionu przez liderów takich państw Zachodu, jak Francja, Niemcy czy Holandia.

Grupa Wyszehradzka została powołana do życia głównie jako forum koordynacji polityk zagranicznych Polski, Czech i Słowacji (od 1993 r.) oraz Węgier. Jej celem było doprowadzenie do jak najszybszego członkostwa wymienionych państw w Unii Europejskiej oraz NATO.

W zasadzie od samego początku współpraca ta szwankowała, a to za sprawą bardzo złych stosunków węgiersko-słowackich w latach 90. oraz w latach 2001–2002 (sprawa tzw. karty Węgra). Ostatnio do tego doszło sprzeczne z resztą stanowisko Węgier wobec agresji Rosji na Ukrainę.

Do tego dochodziły obawy, zwłaszcza Czech i Słowacji, dotyczące tego, że wskutek intensyfikacji współpracy Polska, jako największe państwo w grupie, liczące więcej mieszkańców niż trzy pozostałe razem wzięte i przewyższające ich zsumowany PKB, zechce uzyskać status regionalnego hegemona, jakby nie dostrzegając, że tego rodzaju ambicje miały od początku lat 90. XX w. Niemcy, umiejętnie prowadzące swoją politykę zagraniczną w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.

Kraje V4 miały także różne doświadczenia z regionalnymi potęgami – Rosją i Niemcami. Polacy mają jednoznacznie negatywny bilans stosunków z Rosją, zwłaszcza w odniesieniu do XIX i XX w. W wypadku Niemiec, jeśli spojrzeć przez pryzmat ponadtysiącletniej historii, przedstawia się on ambiwalentnie. Negatywne piętno odcisnął zwłaszcza okres okupacji nazistowskiej i brak zadośćuczynienia finansowego, co jest ważnym tematem w Polsce po dziś dzień. Jednocześnie stosunki kulturalne, gospodarcze i polityczne z państwami niemieckimi (przykładowo Saksonia) okresu późnego średniowiecza i czasów nowożytnych (do rozbiorów) można postrzegać w pozytywnych kategoriach.

Z kolei czeskie i słowackie doświadczenia z Rosją są raczej znikome i w zasadzie ograniczają się do drugiej połowy XX w., przy czym w XIX w. – w odróżnieniu od ziem polskich – tam bujnie rozwijał się ruch panslawistyczny pod patronatem rosyjskim. Czeskie i słowackie doświadczenia z Niemcami są bardziej skomplikowane z uwagi na tradycje wielowiekowego współżycia tych narodów, w którym bez trudu można wskazać zarówno jasne, jak i ciemne strony.

Z kolei Węgrzy mają bardzo bogate i ambiwalentne doświadczenia z Niemcami, którzy uczestniczyli przecież (Habsburgowie) w rozbiorze państwa węgierskiego, przeciwko którym zbuntowali się w latach 1848–1849, a rewolucja ta została krwawo stłumiona z pomocą Rosjan, ale z którymi od 1867 r. współtworzyli państwo i z którymi byli w sojuszu politycznym i militarnym w czasie I i II wojny światowej. Natomiast z Rosjanami Węgrzy nie mieli intensywnych kontaktów, przy czym dwie daty ewidentnie zaważyły na negatywnym stosunku do Rosji: właśnie 1849 i 1956 (powstanie budapeszteńskie).

Dzisiaj władze Węgier w oficjalnej komunikacji starają się nie pamiętać o tym, kto najechał ich kraj w latach 50. XX w. Grają na własną podmiotowość niejako w kontrze do interesów reszty regionu. Sposób przedstawiania wojny przez media w tym kraju też bliższy jest stronie rosyjskiej niż ukraińskiej. Węgrzy, niezależnie, czy popierają Orbána czy opozycję, mają zbliżone spojrzenie na kwestię tej wojny.

Państwa V4 stanowią w grupie tzw. nowej Unii jej rdzeń. Są to kraje o zbliżonych tradycjach w zakresie kultury politycznej, będące na podobnym poziomie rozwoju gospodarczego, ale by znaczyć więcej – muszą mówić jednym głosem.

Problem z Węgrami i Serbią

Na początku października w Budapeszcie spotkali się premier Węgier Viktor Orbán, kanclerz Austrii Karl Nehammer i prezydent Serbii Aleksandar Vučić. Najważniejszym tematem tego szczytu była współpraca w celu powstrzymania nielegalnej imigracji, choć nie da się ukryć, że te trzy kraje łączy także zupełnie inne od reszty Europy spojrzenie na Rosję. Austria jest oficjalnie neutralna, ale Serbia i Węgry wydają się najbardziej prorosyjskimi krajami w UE po Białorusi.

Władze Węgier i Serbii potwierdziły plany budowy 128-km rurociągu, który będzie nową nitką naftociągu Przyjaźń transportującego rosyjską ropę. Inwestycja ma zbliżyć do siebie sektory energetyczne obu państw. Współpraca rozumiana jest również jako jednoznaczna forma sprzeciwu wobec stanowiska Brukseli, która dąży do uniezależnienia się od dostaw surowców energetycznych z Rosji. Co prawda obecnie funkcjonuje ropociąg JANAF, który biegnie przez Chorwację, jednak UE podjęła decyzję o nałożeniu limitu cen na dostawy ropy drogą morską. Połączenie przez Chorwację i Morze Adriatyckie zostanie zerwane w grudniu.

Przyjaźń polsko-węgierska była zawsze oparta na wspólnocie wartości i w powrocie do tej wspólnoty jest nasza przyszłość

To inwestycja ułatwiająca Rosji sprzedaż surowców energetycznych po stałych cenach. Już wcześniej Orbán krytykował sankcje nałożone na Moskwę. Stwierdził nawet, że nałożenie obostrzeń gospodarczych na Kreml się nie powiodło, gdyż europejskie rządy upadają „jak domino”.

Znane są motywy zacieśniania relacji pomiędzy Węgrami i Serbią. Oba kraje jawnie popierają stanowisko Rosji w wielu kwestiach polityczno-gospodarczych. Wydaje się, że odbije się to na stosunkach Węgier z innymi europejskimi partnerami, w tym z Polską.

Co po wojnie

Kiedy wojna się zakończy, lub jeżeli zostanie uznana za zakończoną, będzie trzeba zastanowić się, w jakim kierunku ma iść dalsza integracja regionalna. Ukrainę i Węgry w obecnej postaci ciężko wyobrazić sobie w ramach jednej grupy kooperacji międzynarodowej. Europa Środkowa będzie z tego powodu nadal podzielona i rozgrywana przez Rosję. Dalsze osłabienie Rosji, łącznie z destabilizacją władzy centralnej, może sprawić, że Budapesztowi i Belgradowi przestanie się opłacać stawianie na Moskwę, ale w miejsce tego imperium może łatwo wejść Pekin, który do tej pory nie mieszał się w politykę naszego regionu. Czy istnieje więc szansa, by tak zróżnicowany region mówił choć w jednej sprawie wspólnym głosem? Może trudno to sobie wyobrazić, ale bezalternatywność Zachodu powinna sprawić, że tak się jednak stanie.

Friendshoring, czyli proces zwiększania kooperacji gospodarczej z krajami, które dzielą te same wartości, może doprowadzić do większego znaczenia krajów takich jak Polska, Czechy, Turcja czy Meksyk na globalnej mapie. Dlatego, wzmacniając instytucje wspólnotowe w ramach UE, nie możemy zapominać o roli państw członkowskich. Musimy brać pod uwagę ich wrażliwość, bo przecież wiele z nich sprzeciwia się pogłębianiu integracji. W ostatnich latach uwidoczniły się zasadnicze różnice między państwami tzw. starej i nowej Europy. Nie zbudujemy silnej i prosperującej Europy Środkowej, jeżeli będziemy negować integrację gospodarczą. To oznacza jednak, że możemy w dialogu prowadzić do rozwoju.

Okres wielkiej zmienności, w którym znajduje się globalna gospodarka, sprawia, że rządy podejmujące duże ryzyka geopolityczne, gospodarcze mogą łatwo doprowadzić od upadku – czy to własnej gospodarki, czy kursu swojej waluty. Częściowo widać to w przypadku Węgier, które utraciły zaufanie zachodnich inwestorów finansowych. Ryzyko takie ma każdy kraj i region, w którym toczy się wojna.

Ważne dlatego jest budowanie wspólnoty i kooperacji. Jakkolwiek byłoby to wyświechtane, to by mieć podmiotowość, trzeba mieć odpowiedni ciężar ekonomiczny. Do tej pory nasz region, będąc rozgrywanym przez silniejszych sąsiadów, tego nie miał. Nie chodzi też o imperializm Polski, ale o budowanie przeciwwagi, która może dawać ekonomiczne korzyści, ale w ramach świata Zachodu, a nie poza nim, jak próbują to robić Węgry i Serbia.

Przyjaźń polsko-węgierska była zawsze oparta na wspólnocie wartości i w powrocie do tej wspólnoty jest nasza przyszłość. Budapeszt musi zmienić kurs. Barbarzyńska wojna przeciw Ukrainie rozpętana przez putinowską Rosję pokazuje, jak ważne były budowane przez Polskę regionalne partnerstwa i odbudowa wspólnego dziedzictwa. W tych dramatycznych, mrocznych chwilach dla Ukrainy pokazała się niezwykła solidarność regionu, który oferuje jej wsparcie na każdym poziomie. Po tej wojnie Europa Środkowo-Wschodnia z odbudowaną Ukrainą będzie silniejsza niż kiedykolwiek. Regionalne sojusze są przyszłością Polski. Putinowska agresja ma w sobie coś głęboko faustowskiego, gdyż będąc siłą, która zła pragnie, dobro czyni. Odbudowana, demokratyczna Ukraina nada nowy impuls Trójmorzu i Europie Karpat. Impuls, który zmieni Europę.

Rosyjska agresja na Ukrainę przywróciła strategiczne znaczenie naszemu regionowi na mapie świata. Wcześniej ciężar gospodarczy, militarny, ale też zainteresowanie głównych światowych graczy przesunęły się do Azji Południowo-Wschodniej, a relacje transatlantyckie zaczęły być zastępowane transpacyficznymi. Wojna to zmieniła, bo okazało się, że byt, jakim jest Europa Środkowa, Europa Karpat czy Trójmorze, ma znaczenie w rozrachunku z zapomnianym wrogiem Zachodu – Rosją. Od nas zależy, czy uda nam się wykorzystać oczy świata zwrócone na nas i czy nasz region będzie bardziej podmiotowy w przyszłości.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji