Kamila Zacharuk-Łukaszewska: Pogłębianie traumy

Starsze pokolenia zamieszkujące Europę Wschodnią zwykły mawiać, że cokolwiek by było, będzie dobrze, byleby wojny nie było.

Publikacja: 03.11.2022 03:00

78-letnia Zoja pozuje do zdjęcia na drodze we wsi między linią frontu a Mikołajowem na Ukrainie, 2 l

78-letnia Zoja pozuje do zdjęcia na drodze we wsi między linią frontu a Mikołajowem na Ukrainie, 2 listopada 2022 r. „Urodziłam się podczas wojny i boję się, że umrę w czasie wojny” – powiedziała

Foto: EPA/HANNIBAL HANSCHKE

Wojna w Ukrainie odziera ze złudzeń tych, którzy liczyli na szybką modernizację tego kraju. Teraz już z dużą pewnością można założyć, że nie będzie ona na pewno szybka. A to, w jaki sposób uda się Ukrainę odbudować, na nieszczęście dla przesiąkniętego krwią swoich obywateli kraju, zależeć będzie nie od niej samej, ale od aktualnego układu sił w Europie. Mówiąc bardziej precyzyjnie, wynikać to będzie z tego, na ile istotne okażą się nowe potrzeby energetyczne i globalne wyzwania. W tym wszystkim jest tylko jeden problem, stary jak świat – wojna.

Starsze pokolenia zamieszkujące tereny Europy Wschodniej zwykły mawiać, nauczone swoim ciężkim, życiowym doświadczeniem, że cokolwiek by było, będzie dobrze, byleby wojny nie było. To stwierdzenie przez wiele lat było swoistą odpowiedzią na rozmaite zaniedbania i zaniechania. Co z tego, że nie ma tego czy owego, jak jest pokój! W tym powtarzanym motcie ukryte jest drugie dno. Przekazywane prawdy starszego pokolenia następnym, ich nawyków, które pozwoliły im przetrwać gorsze czasy, współcześnie może utrudniać adaptację do nowych wyzwań.

Czytaj więcej

Olaf Scholz, Ursula von der Leyen: Plan Marshalla dla Ukrainy

Teraz, gdy już powiedzenie to nie ma żadnej mocy sprawczej, bo wojna już jest, objawia się jego prawdziwa intencja. Wojna oznacza brak zasad, szerzącą się przemoc i nijakość, przyzwolenie na stan wyjątkowy i bezbronność wobec różnych sytuacji, które trudno jest w jakikolwiek sposób prognozować. Stracone zostały nadzieje na pozbycie się traumy po II wojnie światowej.

Największym „wygranym” w tej wojnie będzie ten, kto zechce zarządzać ludzkim strachem, bez konieczności budowania poczucia bezpieczeństwa. Jak to się ma do kraju, który po 2014 r. i pierwszej inwazji Rosji przyśpieszył reformy i doprowadził do decentralizacji państwa? Ile z tej modernizacji zdołało przetrwać i przetrwa do końca inwazji?

Z informacji Narodowego Banku Ukrainy wynika, że do końca czerwca gospodarka kraju skurczyła się o niemal 40 proc. rok do roku. Na wojnie cierpią wszyscy. Na koniec września szacowano, że przymusowo deportowano 1 mln 200 tys. ludzi z Ukrainy do Rosji, spośród których 240 tys. stanowiły dzieci.

Pozorny optymizm bije z danych ukraińskiej policji. Jeśli chodzi o rozboje i napady, notowany jest znaczny spadek – dwukrotny w stosunku do lat poprzednich – ze względu na dużą liczbę funkcjonariuszy na ulicach miast i wsi, jak tłumaczą sami policjanci. Widać za to inne niepokojące zjawiska, jak stabilny wzrost liczby nielegalnych zajęć pojazdów – o prawie 86 proc.

Wojna na długo zmieni społeczny krajobraz Ukrainy. Trudno ocenić, ile osób, które po 24 lutego opuściło Ukrainę, wróci do kraju. Ile zechce wrócić do państwa głęboko zrujnowanego, z wieloma problemami społecznymi i bez stabilnej sytuacji, niezbędnej do tego, aby się rozwijać i zapewnić rodzinie bezpieczeństwo. Być może popularne powiedzenie „byleby nie było wojny” jeszcze mocniej zapisze się w świadomości Ukraińców, którzy jak co roku, tak i w najbliższą ostatnią sobotę listopada, zapalą w oknach świeczkę, upamiętniając w ten sposób kilka milionów ofiar Wielkiego Głodu. Doświadczając na własnej skórze tego, że pokój nie jest dany raz na zawsze.

Kamila Zacharuk-Łukaszewska

Autorka jest doktorem socjologii, prowadziła badania w Ukrainie

Wojna w Ukrainie odziera ze złudzeń tych, którzy liczyli na szybką modernizację tego kraju. Teraz już z dużą pewnością można założyć, że nie będzie ona na pewno szybka. A to, w jaki sposób uda się Ukrainę odbudować, na nieszczęście dla przesiąkniętego krwią swoich obywateli kraju, zależeć będzie nie od niej samej, ale od aktualnego układu sił w Europie. Mówiąc bardziej precyzyjnie, wynikać to będzie z tego, na ile istotne okażą się nowe potrzeby energetyczne i globalne wyzwania. W tym wszystkim jest tylko jeden problem, stary jak świat – wojna.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę