Oksana Forostyna: Co Ukraina może dać Unii

Kijów wciąż jest daleko od członkostwa we Wspólnocie, ale naród ukraiński już odniósł sukces. To w jego imieniu UE wywiera presję na ich państwo – pisze publicystka.

Publikacja: 17.07.2022 06:00

Oksana Forostyna: Co Ukraina może dać Unii

Foto: PAP/Wiktor Dąbkowski

Ukraina otrzymała status kandydata, co cztery miesiące temu przerosło oczekiwania samych Ukraińców. Przyznanie statusu nie ma jednak charakteru charytatywnego.

Gdyby decyzja była negatywna, byłby to ciężki cios dla narodu ukraińskiego, który tak wiele poświęcił. Opinia publiczna w Unii również sprzyja temu pogrążonemu w kryzysie krajowi. Nawet w państwach członkowskich, które zazwyczaj były sceptycznie nastawione do przystąpienia Ukrainy. Przed Ukrainą i Mołdawią status kandydatów do członkostwa otrzymały już Albania, Macedonia Północna, Czarnogóra, Serbia i Turcja.

Różna waga polityczna

Ukraina nie ma takich problemów z demokracją, jakie ma choćby Turcja. Serbia z kolei otwarcie ignoruje sankcje UE i wspiera Rosję w wojnie, akceptując wrogość Rosji wobec Zachodu. A Macedonia Północna nadal ma nierozwiązane problemy z Bułgarią, państwem członkowskim Unii.

W walce o dołączenie do UE, Ukraina pokazała swoją determinację. Zapłaciła ostateczną cenę za niepewną perspektywę, którą cieszy się obecnie. W 2013 roku ukraińskie społeczeństwo obywatelskie obaliło prezydenta Wiktora Janukowycza, który postanowił nie podpisywać umowy stowarzyszeniowej z Unią. Obalenie polityka i zrobienie kroku naprzód z umową stowarzyszeniową kosztowało Ukrainę trzy tygodnie protestów i 100 ofiar cywilnych. Potem trzeba było wojny, by uzyskać status kandydata.

Status, jaki otrzymały Ukraina i Mołdawia, nie jest tożsamy z tym, który mają Albania i Czarnogóra. W przypadku Ukrainy i Mołdawii Unia może im go odebrać. Aby go utrzymać, kraj musi spełnić siedem wymogów. Nie wszystkie mają taką samą wagę polityczną, niektóre są stosunkowo łatwe do spełnienia, inne są naprawdę trudne – dość wspomnieć o Specjalnej Prokuraturze Antykorupcyjnej (SAP).

Problemy z prokuratorem

UE nie zapomniała o przedinwazyjnej obietnicy ze strony Ukrainy mianowania nowego szefa SAP – instytucji powołanej w 2015 roku jako jeden z warunków postawionych przez Unię Europejską dla ruchu bezwizowego. Szef SAP podlega prokuratorowi generalnemu i jest jego zastępcą, ściga sprawy dotyczące „korupcji na szczytach”, w które mogą być zamieszane najwyższe władze. 3 lutego 2022 r. nie udała się trzecia próba nominacji wybranego szefa urzędu. Trzech przedstawicieli parlamentu nie wzięło bowiem udziału w ponownym posiedzeniu panelu. Jednym z nich był były prokurator, delegowany przez Platformę Opozycyjną, głośną prorosyjską partię, obecnie zdelegalizowaną; drugim był profesor prawa zaproponowany na to miejsce przez proprezydenckiego Sługę Ludu, a trzeci deputowany reprezentował partię Za Przyszłość, dość przyjaźnie nastawioną do oligarchy Igora Kołomojskiego. W rezultacie nie było kworum.

Już od dwóch lat SAP nie ma szefa, mimo że wyniki wyborów były znane jeszcze w grudniu 2021 roku. Wybrany kandydat Ołeksandr Klymenko musi jedynie otrzymać formalną nominację. Tymczasem sytuacja nadal pozostaje nierozwiązana, zagrażając ukraińskiej współpracy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym oraz funkcjonowaniu bezwizowemu ruchowi dla Ukraińców zgodnie ze wspomnianą umową z UE. Wojna nie jest pretekstem do odkładania tych reform.

Hamulec sądownictwa

Inne kluczowe kwestie, które mogą zagrozić statusowi państwa kandydata, to mianowanie sędziów Trybunału Konstytucyjnego i reformy sądownictwa. Ukraina musi rozwiązać te problemy, których nie udało się jej rozwiązać po zmianie prezydenta i gabinetu ani wcześniej po pomarańczowej rewolucji i Euromajdanie.

Jeszcze w styczniu 2022 r. ambasadorowie państw G7 ogłosili priorytety reform i ponownie wysłali sygnał, że Kijów musi zapewnić kompleksową reformę Sądu Konstytucyjnego, w tym ustanowić nową, przejrzystą i konkurencyjną procedurę wyboru jego sędziów oraz wdrożyć dalsze ulepszenia w kwestii postępowania przed nim, a także przeprowadzić restrukturyzację Rejonowego Sądu Administracyjnego w Kijowie, jak również zapewnić właściwe wdrożenie reformy Wysokiej Rady Sprawiedliwości i niezakłóconą pracę Rady Etyki, umożliwić efektywną pracę Komisji Selekcyjnej, przygotowując grunt dla ponownie uruchomionej Wysokiej Komisji Kwalifikacyjnej Sędziów, a także kontynuować reformę Biura Prokuratora Generalnego i Państwowego Biura Śledczego.

Dotychczas sądownictwo i sądy były odporne na wszelkie zmiany w ich strukturze. Tymczasem są to najbardziej zamknięte systemy w państwie ukraińskim, dalekie od merytokracji. Te problemy systemowe muszą zostać rozwiązane.

Postęp idzie za wolą

22 czerwca wicepremier Ukrainy Olga Stefaniszyna powiedziała, że kraj może spełnić wszystkie wymogi do końca 2022 roku. Biorąc pod uwagę, że ukraiński parlament, Rada Najwyższa, 20 czerwca ratyfikował konwencję stambulską, zaledwie trzy dni po ogłoszeniu rekomendacji Komisji Europejskiej, widać, że Ukraina faktycznie jest w stanie narzucić sobie tempo, gdy tylko jest wola polityczna. Ratyfikacja konwencji była tylko jedną z ustaw, które Ukraina musiała przyjąć, aby uzyskać status państwa kandydata.

Czytaj więcej

O przyszłości Unii zdecyduje Ukraina

A przecież Ukraina podpisała konwencję jeszcze w 2011 r., ale do jej ratyfikacji nie było woli politycznej z powodu wspólnego negatywnego stanowiska ukraińskich Kościołów w tej sprawie oraz irracjonalnych i nieuzasadnionych obaw polityków przed domniemanym „konserwatyzmem” ich wyborców.

Oczywiście Ukrainie wciąż daleko do sytuacji, w której zostanie zaproszona do negocjacji, a tym bardziej do pełnego członkostwa w UE. Warto pamiętać, że Szwecja potrzebowała trzech lat, by stać się członkiem Wspólnoty, a żaden z krajów, które spędziły dekadę lub więcej na próbie uzyskania statusu członkowskiego, jak np. Rumunia, nie był w stanie wojny.

Demokracja wobec stanu wojennego

Jednak już na tym etapie zwycięzcą jest naród ukraiński. To w jego imieniu UE wywiera presję na ich państwo. Reformy bowiem są z gatunku tych, na które bardziej skorumpowane elity Ukrainy nigdy by się nie zgodziły. I choć nie ma wątpliwości, że Ukraina jest państwem demokratycznym – bez względu na to, jak burzliwa była jej polityka wewnętrzna – to faktem jest również, że od 24 lutego w kraju wprowadzono stan wojenny.

Obowiązujące obecnie uprawnienia nadzwyczajne polityków mogą być uwodzicielskie, dlatego unijne ramy i oparcia mogą być tylko korzystne dla demokracji w tym kraju. Ukraińcy mogą popierać swojego prezydenta w czasie wojny i dyskontować jego ogromną popularność za granicą, ale to nie znaczy, że są gotowi dać mu więcej władzy, kiedy wojna się już skończy. Tym bardziej że nawet teraz nie jest on zwolniony z krytyki.

Droga do kandydatury w UE była dla Ukrainy długa. Najpierw integracja z Unią Europejską i NATO została wpisana do ukraińskiej konstytucji – Rada Najwyższa ratyfikowała odpowiednią poprawkę w lutym 2019 r. Wtedy, w ostatnich dniach urzędowania prezydenta Petra Poroszenki, był to rodzaj zabezpieczenia kursu, który Ukraina wybrała na kijowskim Majdanie.

Ta poprawka była kluczowa także dla ram debaty politycznej w Ukrainie – trzeba pamiętać, że przez lata wejście do NATO i UE to były dwie różne kwestie polityczne. Podczas gdy poparcie dla wstąpienia do NATO zmieniało się na przestrzeni lat, dramatycznie dzieląc kraj, wstąpienie do Unii cieszyło się większym poparciem społecznym.

W 2002 r. tylko jedna trzecia Ukraińców popierała przystąpienie ich ojczyzny do NATO, a w latach 2002–2010 nawet to skromne poparcie spadło, przede wszystkim z powodu intensywnej retoryki antynatowskiej w debatach politycznych, w mediach, a nawet w kulturze popularnej, gdyż ta ostatnia była w wówczas zdominowana przez Rosję.

W 2014 r. trend ten się zmienił i w kolejnym roku zwolenników NATO (48 proc.) było więcej niż przeciwników (33 proc.). W 2021 r. 54 procent Ukraińców zagłosowałoby za przystąpieniem ich kraju do sojuszu północnoatlantyckiego, a inwazja zaowocowała 76-procentowym poparciem dla NATO według badań z czerwca 2022 r.

Z kolei w latach 2002–2003 europejską integrację popierało 65 proc. Ukraińców. To poparcie miało swoje wzloty i upadki, ale nigdy nie spadło poniżej 40 proc. Postępy w dążeniu do Wspólnoty, takie jak podpisanie stowarzyszenia z UE i przyznany w 2017 r. ruch bezwizowy ze strefą Schengen, spowodowały wzrost poparcia społecznego i obecnie 87 proc. Ukraińców popiera przystąpienie do Unii.

Unia jako gwarant

Oczekiwania społeczne są większe niż kiedykolwiek – 69 proc. mieszkańców Ukrainy oczekuje, że ich kraj przystąpi do UE w ciągu pięciu lat. Co więcej, 40 proc. optymistów uważa, że może to nastąpić w ciągu roku lub dwóch.

Już status kandydata w UE daje pewien poziom bezpieczeństwa. Zwłaszcza wobec osób skłonnych myśleć w dawnych geopolitycznych kategoriach „stref wpływów”. Dla nich status państwa kandydata może sygnalizować, że Ukraina i Mołdawia nie znajdują się już w „sferze Rosji”, niezależnie od tego jak absurdalne może wydawać się to pojęcie. To właśnie dlatego prezydent Zełenski złożył wniosek o członkostwo w UE pięć dni po inwazji.

Decyzja Rady Europejskiej dotarła również na Kreml – rzecznik Putina, Dmitrij Pieskow, powiedział: „Ta kwestia wymaga naszej wzmożonej uwagi, ponieważ wszyscy jesteśmy świadomi intensyfikacji dyskusji w Europie na temat wzmocnienia komponentu obronnego UE”.

Większość krajów Unii, zwłaszcza tych, które były w niej od dawna, niechętnie dbała o własne bezpieczeństwo. Najgłębszy podział między Europą Wschodnią i Zachodnią nie ma charakteru ekonomicznego, ale związany jest z podejściem do oceny ryzyka, zwłaszcza związanego z państwem rosyjskim.

W różnych sondażach Szwecja i Finlandia, które znajdują się blisko Rosji, pokazują podobne wyniki jak Polska, Rumunia i kraje bałtyckie. Ale przez wiele lat „stara” Europa ignorowała głosy z Litwy, Estonii i Polski. Służyły one jako przystań dla rosyjskich pieniędzy – zarówno dla oligarchów, jak i rosyjskich władz.

Ani lista austriackich autorytetów, którzy dostali krzesła w rosyjskich zarządach, nie jest tajemnicą, ani interesy niemieckiego biznesu w Rosji. Dopiero inwazja na pełną skalę uniemożliwiła kontynuację projektu Nord Stream 2. Nawet teraz niektórym niemieckim i włoskim firmom udaje się unikać sankcji i pomagają Rosji w prowadzeniu bieżącej produkcji broni.

Istnieją powody tych zaślepień – ci stosunkowo nowi członkowie Wspólnoty przetrwali terror armii sowieckiej i nadchodzącą okupację, podczas gdy „stare” jądro UE zostało w większości wyzwolone przez wojska brytyjskie i amerykańskie. Ale nawet przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Europy, Europa Zachodnia nie doświadczyła takiej skali przemocy podczas okupacji nazistowskiej, jak Polska czy Ukraina. W rezultacie dzisiejsza Unia Europejska została zbudowana głównie przez ludzi, którzy uważali bezpieczeństwo za rzecz oczywistą.

Wiele do zaoferowania

Początkowo podejście UE do bezpieczeństwa opierało się na założeniu, że dwa lub więcej skonfliktowanych krajów może żyć w pokoju, o ile są połączone silnymi więzami gospodarczymi. Sprawdzało się to w przypadku Francji i Niemiec. Ale nie zadziałało w przypadku Rosji. Niemieckie firmy, takie jak choćby BASF, zbudowały swoje modele biznesowe na tanim rosyjskim gazie, ale to nie oznaczało, że Niemcy są w stanie powstrzymać Rosję, ale że Rosja ma wpływ na Niemcy.

To jest wartość dodana, którą Ukraina może wnieść do Unii – zdolność do radzenia sobie z wyzwaniami dla bezpieczeństwa. Niezależnie od tego, jak wojna ostatecznie zmieni kontynent, przed 24 lutego widać było, że UE zbyt polegała na parasolu NATO, a za mało dbała o własne bezpieczeństwo.

W 2019 r. Radosław Sikorski wystąpił z pomysłem opartego na ochotnikach Legionu Europejskiego, czyli czegoś w rodzaju wymyślonego na nowo unijnego wojska. Niestety, jego wizja nie spotkała się z aprobatą. Ponieważ zagrożenia stają się coraz bardziej oczywiste, pojawi się zapotrzebowanie na takie innowacyjne rozwiązania w zakresie bezpieczeństwa. Właśnie tutaj Ukraińcy mogą być pomocni, ponieważ rozumieją pilną potrzebę, są gotowi walczyć o swój kraj i mają doświadczenie, jak to robić.

Jeśli Ukraina kiedyś dołączy do Unii Europejskiej, to nie będzie wygodnym i nieśmiałym członkiem. Ukraińcy będą zabierać głos, kwestionować zastany porządek i przedstawiać swoje plany. Oczywiste jest również to, że dopuszczenie Ukrainy do Wspólnoty nie będzie to tylko dobroczynnością ze strony UE. Tym bardziej że zmiana w podejściu Unii jest głęboka i wyjątkowa – przed inwazją nawet sugestia, że Ukraina ma zostać członkiem, była nie do przyjęcia.

Pomiędzy tym wyjątkowym momentem a ewentualnym członkostwem w przyszłości nadszedł czas na przewartościowanie ukraińskiego społeczeństwa z uwzględnieniem wszystkich kwestii instytucjonalnych. Wielu ludzi zaczęło kwestionować wcześniejszy, powszechnie akceptowany pogląd, że Ukraina jest krajem głęboko skorumpowanym.

Ukraińska elastyczność, efektywność struktur, zdolność rozwiązywania problemów i szybka cyfryzacja, to odpowiedzi na liczne wyzwania. To wszystko należy uznać za zalety, które pomogą Ukrainie w ewentualnym wejściu do UE.

Oksana Forostyna – stypendystka Marcin Król Fellowship w think tanku Visegrad Insight. Współzałożycielka wydawnictwa Yakaboo Publishing, redaktorka, tłumaczka i pisarka współpracująca z „Krytyka Journal” (Ukraina) i „The European Review of Books”. Zajmuje się polityką ukraińską i regionalną, a także wpływem dezinformacji na społeczeństwo

Tekst pierwotnie został opublikowany na stronie Visegrad Insight i powstał w ramach współpracy między głównymi tytułami prasowymi w Europie Środkowej prowadzonej przez Fundację Res Publica

Ukraina otrzymała status kandydata, co cztery miesiące temu przerosło oczekiwania samych Ukraińców. Przyznanie statusu nie ma jednak charakteru charytatywnego.

Gdyby decyzja była negatywna, byłby to ciężki cios dla narodu ukraińskiego, który tak wiele poświęcił. Opinia publiczna w Unii również sprzyja temu pogrążonemu w kryzysie krajowi. Nawet w państwach członkowskich, które zazwyczaj były sceptycznie nastawione do przystąpienia Ukrainy. Przed Ukrainą i Mołdawią status kandydatów do członkostwa otrzymały już Albania, Macedonia Północna, Czarnogóra, Serbia i Turcja.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny