Bartosz Rydliński: Nauka w służbie milionów

Polskie uczelnie regionalne mogą odegrać niezwykle ważną rolę w zagospodarowaniu tysięcy ukraińskich studentów, więc nie powinny upaść – pisze politolog.

Publikacja: 10.04.2022 21:00

Bartosz Rydliński: Nauka w służbie milionów

Foto: tv.rp.pl

W obecnym semestrze pierwszy raz od ponad dziesięciu lat dydaktycy i badacze nie są poddawani kolejnym odsłonom kolejnych reform nauki i szkolnictwa wyższego. Ten obszar był bowiem przez dekadę wdzięcznym przedmiotem zmian, wpierw wedle rekomendacji Barbary Kudryckiej, następnie Jarosława Gowina, którzy prowadzili niemal identyczną politykę. Motywowaną pogonią za Zachodem, bazującą na chęci urynkowienia badań, konkurowaniem o środki pochodzące z grantów, zarządzeniem projektami i zespołami w menedżerski i korporacyjny sposób. Próżno szukać jednak efektów, które wyznaczyli reformatorzy. Polskie uczelnie bynajmniej nie wystrzeliły w międzynarodowych rankingach, Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński znajdują się w piątej setce listy szanghajskiej.

Upadek małych ojczyzn

W nierównej walce o niezbyt pokaźne środki na badania przyznawane między innymi przez Narodowe Centrum Nauki zwyczajowo wygrywają duże ośrodki akademickie, stawiając mniejsze uczelnie regionalne na straconej pozycji. W logice instytucji przyznających środki na badania (podobnie jak w bankach) większą szansę na kolejne projekty mają bowiem ci, którzy już realizowali wspomniane granty oraz posiadają wystarczający badawczy kapitał startowy. Po przeszło dekadzie neoliberalnych reform nauki i szkolnictwa wyższego warto dokonać próby krytycznego spojrzenia na to, komu powinny służyć polskie uniwersytety i instytuty badawcze. W Polsce, podobnie jak w Niemczech, uczelnie odgrywają ważną rolę regionalną. W Rzeszowie czy Białymstoku, podobnie jak w Lubece czy Trewirze, tworzą się bowiem lokalne kadry, kształci się tam lekarzy, inżynierów, prawników i humanistów, których rola dla wspólnot samorządowych jest nie do przecenienia.

Czytaj więcej

Coraz więcej samorządów tworzy etaty dla nauczycieli z Ukrainy

Wzmacnianie dużych i silnych ośrodków, chociażby poprzez nadawanie elitarnego statusu uczelni badawczej, skutkuje utrwaleniem naukowych podziałów, na których tracą mniejsze uniwersytety i politechniki. Bez odwrócenia tego trendu dni uczelni regionalnych będą policzone, zaś młodzież mieszkająca w województwach o mniejszych tradycjach akademickich zacznie masowo wyjeżdżać na studia do dosłownie paru miast w Polsce. Razem z nimi wyemigruje szansa na rozwój ich małych ojczyzn.

Ważnym czynnikiem dla znaczenia uczelni regionalnych są samorządy, które powinny wzmacniać badawczą siłę przetargową lokalnych ośrodków poprzez ściślejszą współpracę przy realizacji własnych strategii rozwoju. Innowacyjność tak techniczna, jak i społeczna może rodzić się w laboratoriach i aulach młodych uniwersytetów i politechnik. Potrzeba do tego jednak ścisłej współpracy z politycznymi elitami województwa, powiatu, miasta, gminy – oraz odpowiednich środków na te cele.

Nie da się także ominąć dyskusji o miernym poziomie finansowania polskiej nauki. Wedle danych OECD Polska przeznacza na badania i rozwój 1,3 proc. swojego PKB. Dla porównania Słowenia 2 proc., Francja 2,2 proc., zaś Niemcy 3,2 proc. swojego PKB. Warto, byśmy traktowali nakłady na naukę na równi z wydatkami na zbrojenia. W obydwu wypadkach mowa bowiem o naszym bezpieczeństwie. Dobrze finansowane uniwersytety medyczne, w których prowadzone są badania nad nowoczesnymi lekami i szczepionkami, zarządzaniem systemem ochrony zdrowia – stanowią polską rację stanu, także w obliczu wydarzeń mających miejsce za naszą wschodnią granicą.

Języki nauki

W celu rozwoju nauki warto rozluźnić anachroniczne podziały na dyscypliny naukowe. Bierzmy przykład z Zachodu, gdzie „ścisłowcy” coraz częściej współpracują z „humanistami” przy realizacji dużych projektów. Wyzwania przyszłości, takie jak robotyzacja, digitalizacja, spadek liczby miejsc pracy w nowoczesnych gospodarkach, będą wymagać coraz częściej interdyscyplinarnej współpracy zarówno w samej dydaktyce, jak i badaniach.

Czytaj więcej

Prezydent Olsztyna: Każdego dnia dzieci uchodźców są zapisywane do naszych szkół

Wyzwaniem, z którym mierzą się polska, węgierska, portugalska czy duńska nauka, jest kwestia popularyzacji wyników badań. Języki ojczyste nie powinny być wypierane w krajowych dyskusjach akademickich. Wręcz przeciwnie, to właśnie w tych językach rozpoczynają się rzeczy najważniejsze dla rozwoju krajowej nauki. Jednak w celu wejścia w obieg ogólnoeuropejski czy światowy niezbędne jest tłumaczenie najlepszych artykułów i książek na język angielski, będący łaciną współczesnej globalizacji.

Patrząc na totalne niezrozumienie Zachodu dla fenomenu sukcesów wyborczych Jarosława Kaczyńskiego czy Viktora Orbána, można odnieść wrażenie, że lektura opracowań polskich i węgierskich badaczy mogłaby przysłużyć się brukselskim czy waszyngtońskim elitom politycznym, naukowym i medialnym. Prawicowy, autorytarny populizm nad Dunajem i Wisłą nie spadł z nieba, lecz jest efektem gospodarczych niesprawiedliwości transformacji systemowej, ma swoje głębokie historyczne uwarunkowania, które ciężko zrozumieć bez znajomości polskiego czy węgierskiego.

Podobnie bez władania językiem włoskim polscy badacze mają ograniczoną szansę poprawnego zdekodowania źródeł popularności Ligi Północnej. Na tych przykładach widać, że problem ma charakter ogólnoeuropejski, wymaga zatem działania na poziomie unijnym. Postulat wsparcia tłumaczeń na język angielski najlepszych artykułów i opracowań naukowych dla wszystkich państw członkowskich mógłby stanowić dowód inicjatywności w polityce europejskiej, która niestety stanowi jedną z najsłabszych stron rządu PiS.

Ewaluacja i uchodźcy

Za parę miesięcy polscy badacze poznają wyniki ewaluacji jakości działalności naukowej. Od przyznanej poszczególnym dyscyplinom kategorii będzie zależeć przyszłość instytutów, wydziałów, ale także osobistych karier. Niestety w czasie przeprowadzanej oceny nastąpiły zmiany reguł gry, w tym punktacji czasopism. Instytucje grantodawcze od lat stanowią książkowy przykład braku transparentności, zaś ocena wpływu działalności naukowej na funkcjonowanie społeczeństwa i gospodarki już w swojej esencji zakłada uznaniowość.

Jarosław Gowin, będący pomysłodawcą reformy, nie tylko nie kieruje dłużej resortem, ale dodatkowo znajduje się poza obozem Zjednoczonej Prawicy. Przemysław Czarnek nigdy nie należał do zwolenników tzw. ustawy 2.0 oraz ze zrozumiałych względów może nie chcieć firmować naukowej „doktryny szoku”. Dlatego dobrym rozwiązaniem w tych warunkach byłoby wprowadzenie abolicji dla tych ośrodków, które wypadną gorzej w tej ocenie. Ponadto jest to w interesie nas wszystkich, gdyż dydaktyczno-badawcze spustynnienie poza Warszawą, Krakowem, Poznaniem, Gdańskiem, Katowicami, Wrocławiem i Toruniem będzie miało negatywne skutki na wiele dekad.

W związku z napływem ogromnej rzeszy uchodźców do Polski uczelnie regionalne mogą odebrać także niezwykle ważną rolę w zagospodarowaniu tysięcy ukraińskich studentów. Władze państwowe będę musiały w końcu rozpocząć bardziej planistyczną politykę dotycząca relokacji potrzebujących z uwzględnieniem realnych możliwości poszczególnych województw. Szczecin, Opole, Jelenia Góra oraz Słupsk mogą spełnić ważną rolę w odciążeniu Warszawy czy Krakowa, które dla wielu potrzebujących są punktem docelowym. Pozametropolitalne uniwersytety i politechniki powinny okazać się nie tylko bezpieczną przystanią dla naszych sąsiadów, ale także ich nowym naukowym domem do czasu wygranej nad putinowskim reżimem.

Autor jest adiunktem w Instytucie Nauk o Polityce i Administracji UKSW, współzałożycielem Centrum im. Ignacego Daszyńskiego

W obecnym semestrze pierwszy raz od ponad dziesięciu lat dydaktycy i badacze nie są poddawani kolejnym odsłonom kolejnych reform nauki i szkolnictwa wyższego. Ten obszar był bowiem przez dekadę wdzięcznym przedmiotem zmian, wpierw wedle rekomendacji Barbary Kudryckiej, następnie Jarosława Gowina, którzy prowadzili niemal identyczną politykę. Motywowaną pogonią za Zachodem, bazującą na chęci urynkowienia badań, konkurowaniem o środki pochodzące z grantów, zarządzeniem projektami i zespołami w menedżerski i korporacyjny sposób. Próżno szukać jednak efektów, które wyznaczyli reformatorzy. Polskie uczelnie bynajmniej nie wystrzeliły w międzynarodowych rankingach, Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński znajdują się w piątej setce listy szanghajskiej.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem