Przedstawiony przez premier Beatę Szydło plan rekonstrukcji rządu to nie tylko poszerzenie zakresu odpowiedzialności i kompetencji wicepremiera, ale także poważne wzmocnienie jego pozycji w polityce. Kontrolując ministerstwa Rozwoju i Finansów, stając na czele zmartwychwstałego Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, będzie jednoosobowym reżyserem zmian w polskiej gospodarce. Reżyserem, który ma do swojej dyspozycji najważniejsze resorty i walec bezwzględnej większości parlamentarnej.
Wierzymy, że za tą decyzją stoi pragmatyzm rządzącej partii, która zrozumiała, że „Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju" może się powieść tylko i wyłącznie pod warunkiem kompleksowości działania. Budowa twardego centrum reformowania polskiej gospodarki ma odmienić złe praktyki Polski resortowej, rozdzieranej przez partykularne interesy ministrów. Morawiecki mówił o tym wielokrotnie, także na łamach naszej gazety. Innym (bądź równoległym) motywem tej zmiany może być rozczarowanie i zniecierpliwienie Jarosława Kaczyńskiego dotychczasowym podziałem kompetencji w rządzie.
Trudno bowiem nie zauważyć, że „dobra zmiana" nie przynosi na razie spodziewanych efektów w gospodarce i budżecie państwa. Zamiast faktów mamy głównie eleganckie zapewnienia, czyli słowa. Gospodarka nie nabiera dynamiki. Wzrost PKB spowalnia. Zadłużenie szybko rośnie. Inwestycje maleją. Polityka kadrowa zdymisjonowanego Dawida Jackiewicza i szefa MON Antoniego Macierewicza w spółkach Skarbu Państwa dobrą zmianę głównie kompromituje. Na dodatek sztandarowy projekt podatku handlowego rozbił się o stanowisko Komisji Europejskiej. Czy naprawdę trzeba więcej, by przeprowadzenie zmian uznać za konieczne w trybie natychmiastowym?
Paweł Szałamacha musiał odejść, bo stawał się w ramach rządu drugim centrum zarządzania gospodarką. Dziś, gdy wprowadza się plan Morawieckiego, nie ma czasu ani pieniędzy na realizowanie konkurencyjnych projektów. Co gorsza, minister Szałamacha nie dotrzymał przyrzeczenia, że dostarczy pieniądze na realizację obietnic wyborczych, mimo że miał na tym polu pewne sukcesy. Wpływy z niektórych podatków poważnie wzrosły, ale to stanowczo za mało, by budżet było stać na realizację wszystkich obietnic wyborczych. Nie ma szans choćby na odzyskanie przez państwo 50 miliardów złotych zaległości podatkowych. Ale teraz będzie to zmartwienie premiera Morawieckiego.
Niejedyne zresztą zmartwienie. Po rekonstrukcji będzie niemal jednoosobowo odpowiadał za bieg reform, staje więc wobec sytuacji zero-jedynkowej. Albo uda mu się przeprowadzić plan rozwoju, albo nie. Z zapleczem parlamentarnym PiS i zintegrowanym systemem zarządzania ministerstwami gospodarczymi dysponuje niemal pełną aparaturą do przeprowadzenia reform. Nie będzie zatem mógł tłumaczyć potencjalnych niepowodzeń złymi praktykami „Polski resortowej".