Nie tym, co pisze, ale jak pisze. "Oczywiście nie twierdzę, że w relacjach polityków PO z hazardowymi biznesmenami wszystko było w porządku. Przeciwnie. Tylko że podobnych nieprawidłowości można by pewnie wykryć setki i dotyczyłyby wszystkich ugrupowań. Zapewne także badany przez komisję śledczą wątek ustawy hazardowej za rządów PiS byłby postrzegany inaczej, gdyby znalazły się podsłuchy rozmów np. przedstawicieli rządu i Totalizatora Sportowego".
Autor stwierdza więc, że skoro wszyscy politycy są skorumpowani, to niby dlaczego mamy zajmować się akurat tą aferą. Sprawa dotyczy partii rządzącej, ale on wskazuje, że "pewnie" opozycja ma to samo na sumieniu. Dowody nie zachowały się tylko dlatego, że, można wnosić, Mariusz Kamiński "swoich" nie śledził. Zostawmy na boku utożsamienie prywatnych biznesmenów z państwowym monopolem.
Dlaczego prawie nikt się nie oburza na ten jaskrawy przykład poetyki insynuacji? Ano dlatego, że tak właśnie wygląda dominujący nurt polskiego dziennikarstwa. Gdzie indziej Śmiłowicz oświadcza, że "media nie potraktowały PO szczególnie ulgowo". Czyli tak jak on. Uznały, że jej przedstawiciele zachowali się niewłaściwie, dodając jednocześnie, że przecież wszyscy postępują identycznie, zwłaszcza opozycja.
Dlatego warto odnotować ten tekst po części odpowiadający na pytanie: dlaczego nie pociąga za sobą żadnych politycznych konsekwencji skandal, który w cywilizowanej demokracji, jeśli nie zmiótłby rządu, to zasadniczo naruszyłby jego pozycję. Społeczeństwo dało sobie wmówić, że tak już musi być. To media ugruntowały taką opinię. W rzeczywistości obok insynuacyjnego charakteru przytoczone rozumowanie jest na bakier z elementarną logiką. Jeśli nawet wszyscy politycy są tacy sami, to tym ostrzej należy reagować na każdą przyłapaną nieprawość. Strach przed konsekwencjami wymusza poprawę obyczajów. Ale przecież nie o logikę ani poprawę obyczajów chodzi.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2010/03/15/afera-w-dobie-po/]Skomentuj[/link][/ramka]