Ale transportowe perypetie polskich polityków to nic w porównaniu z prawdziwą „wojną samochodową”, jaka kilka dni temu wybuchła we Włoszech. Luca Cordero di Montezemolo, prezes włoskiej firmy Fiat, zarzucił byłemu premierowi Silvio Berlusconiemu, że ten, będąc premierem, nie jeździł włoskimi autami, lecz niemieckimi. – Uważam za upokarzające to, że osoba tak czuła na los ludzi korzysta z zagranicznego samochodu – oburzał się prezes. – To upokarzające dla Fiata i dla naszego kraju.
Temat od razu podchwyciły włoskie media, które nigdy nie kochały lidera centroprawicy.
Dziennik „La Repubblica” przypomniał, że w 1994 roku Berlusconi jako pierwszy premier Włoch zaczął jeździć zagranicznymi autami. To przyzwyczajenie kontynuował także, gdy po raz drugi stanął na czele rządu w 2001 roku, choć rodzimi producenci, w tym Fiat, oferowali mu swoje pojazdy w prezencie.
Berlusconi tłumaczy przywiązanie do niemieckich aut względami bezpieczeństwa. W czym niemieckie samochody są lepsze od włoskich? Choćby w tym, że te opancerzone limuzyny były wyposażone w dodatkowe zabezpieczenia, tj. system dostarczania tlenu, przy całkowitej izolacji od powietrza zewnętrznego, na wypadek ataku bronią chemiczną.
Tłumaczenia byłego premiera nie zadowoliły prezesa Fiata, który udzielił Berlusconiemu publicznej rady: – Sugerowałbym popatrzeć, jak zachowują się premierzy Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Francji. Obecny premier Romano Prodi jeździ wyłącznie włoskimi samochodami.