[b] [link=http://blog.rp.pl/gillert/2009/04/28/obama-przeistoczyl-sie-w-menedzera/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Obama jest bowiem najbardziej polaryzującym prezydentem w najnowszej historii: wywołuje skrajne reakcje, podziw lub nienawiść, zależnie od poglądów ankietowanych. Wyborcy o sympatiach demokratycznych uznają, że jest znakomity. Republikanie zgodnie twierdzą, że jego prezydentura to katastrofa dla kraju.
Nie są to wcale złe wieści dla nowego prezydenta – oznaczają bowiem, że zdecydowanie popiera go mniej więcej dwie trzecie społeczeństwa. Republikańska mniejszość, wciąż niemogąca się pozbierać po ośmiu latach prezydentury George’a W. Busha, znajduje się w odwrocie i jest dziś jedynie rozgoryczonym komentatorem wydarzeń. Nie oznacza to jednak, że Obama rządzi z pozycji skrajnie lewicowych. Wręcz przeciwnie, tajemnicą jego popularności jest umiejętność przekonania do siebie tak zwanych niezależnych, czyli ludzi o umiarkowanych poglądach, którzy nie czują się trwale związani z jedną czy drugą partią.
Jak to osiągnął? Po części metodą małych kroków, unikania gwałtownych działań. Jako zdeklarowany zwolennik legalności aborcji już w pierwszych tygodniach swych rządów postanowił znieść tak zwaną dyrektywę meksykańską, która zakazywała agencjom rządu federalnego udzielania wsparcia organizacjom w jakikolwiek sposób promującym usuwanie ciąży, oraz klauzulę sumienia dającą pracownikom służby zdrowia w placówkach korzystających z rządowego wsparcia możliwość odmowy wykonania usługi medycznej, gdy jest ona niezgodna z ich przekonaniami. Obie te zmiany nie wpływają jednak znacząco na sytuację. Taki znaczący wpływ miałaby tak zwana ustawa o wolności wyboru (FOCA), która wprowadzałaby zakaz ograniczenia dostępu do aborcji przez stany i której projekt Obama wspierał jako senator. Jako prezydent nie zdecydował się jednak na jej forsowanie.
Według podobnej filozofii postąpił we wzbudzającej emocje sprawie: potępił stosowanie brutalnych metod przesłuchiwania, jakimi CIA starała się wyciągnąć informacje od przywódców al Kaidy za prezydentury Busha, i ujawnił dokumenty Departamentu Sprawiedliwości z lat 2002 – 2005, w których dokładnie te metody opisywano. Zarazem jednak oświadczył, że woli nie wszczynać dochodzenia przeciw osobom odpowiedzialnym za zatwierdzenie tych technik – czym wzbudził oburzenie liberałów i uznanie wśród speców od wywiadu.