Mogłoby się wydawać, że w czasach kryzysu intelektualiści przeżywają rozterki, niepokoje i katusze. Nic bardziej mylnego. Kryzys wprawia ich w doskonałe samopoczucie. Każdy jest bowiem przekonany, że to właśnie jemu załamanie gospodarcze przyznało rację. „Rynek zawiódł” – cieszą się lewicowcy. „Państwa zaburzyły święte prawa rynku, oto przyczyna kryzysu” – przekonują wolnorynkowcy.
W obu tych postawach jest jednak coś niepokojącego. Największą wadą pomysłów antykapitalistycznych jest ich teoretyczność. Rzadko kiedy poza pomstowaniem na kapitalizm socjaliści proponują konkretne działania i kierunki, nie mówiąc już o sformułowaniu całościowej idei, która mogłaby zastąpić znienawidzony wolny rynek. Jednak świat przedstawiany przez obrońców kapitalizmu jawi się jako nieludzki.
[srodtytul]Czy emeryci odpowiadają za kryzys?[/srodtytul]
Dobrym przykładem jest tekst Tomasza Wróblewskiego „Kryzys oczyszcza gospodarkę” („Rz”, 23.06.2009). Jego teza jest prosta: interwencje państwa w czasie kryzysu są złe. Dlaczego? Bo są nieskuteczne, niemoralne i zagrażają demokracji.
Państwo nie powinno pomagać – twierdzi Wróblewski. W rynek wpompowano już miliardy dolarów, a sytuacja wcale nie jest lepsza. Bezrobocie w USA czy Wielkiej Brytanii dalej rośnie.