Z troski o tę ziemię rozliczymy się przed Bogiem

Nie ma przekonującego sygnału z Warszawy, że rządowi zależy na podkreślaniu rangi ziem zachodnich w Rzeczypospolitej – twierdzi ks. abp Andrzej Dzięga, metropolita szczecińsko-kamieńskim w rozmowie z Piotrem Semką

Publikacja: 02.08.2009 17:49

Z troski o tę ziemię rozliczymy się przed Bogiem

Foto: Fotorzepa, Dariusz Gorajski Dariusz Gorajski

[b]Rz: Kiedy cztery miesiące temu obejmował ksiądz arcybiskup metropolię szczecińsko-kamieńską, przybywając z diecezji sandomierskiej, „Gazeta Wyborcza” pisała: „Konserwatywny biskup w liberalnym Szczecinie”. Poseł PO Jarosław Gowin skomentował to tak: „Ta odległość mentalno-duchowa między Szczecinem a Sandomierzem jest pewnym problemem”. Jest? [/b]

[b]ks. abp Andrzej Dzięga:[/b] Nie mam nic przeciwko temu, żeby mnie nazwano konserwatywnym biskupem, aczkolwiek warto byłoby zapytać autorów, co przez to określenie chcą rozumieć. W potocznym języku pod tym pojęciem kryje się kilka znaczeń. Zdecydowanie protestuję jednak przeciwko nazwaniu Szczecina liberalnym miastem. Jest to pewna etykietka, którą przypięto Szczecinowi.

Wolność jest jednym z najważniejszych uwarunkowań życia społecznego, ale liberalizm ma dzisiaj zdecydowanie ideologiczne nachylenie. A Szczecin jest normalnym miastem. Warto też podkreślić, że ziemia zachodniopomorska jest bogata duchowością ludzi przybyłych tutaj z Litwy, ze wschodu i południa Polski. Tutaj pracuje także wielu księży przybyłych, podobnie jak ja obecnie, z innych regionów Polski. To zdecydowanie zmniejsza ten pozorny dystans.

[b]Dziennikarze szczecińskich gazet porównali statystyki uczestnictwa we mszy świętej. W diecezji sandomierskiej na msze chodzi średnio 47,4 proc. wiernych, a w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej tylko 29,3 proc. To spora różnica. Martwi ona księdza arcybiskupa? [/b]

„Tylko” 29,3 proc. oznacza praktycznie 30 proc. Można powiedzieć – nie ma tragedii. A jednak jest to zdecydowana różnica. Tyle że niecałkiem właściwe jest interpretowanie tej statystyki jako dowodu na liberalizm mieszkańców tej ziemi. Wynika to raczej ze specyfiki socjologicznej, z odrębności historycznej tego terenu, a także z mniejszej niż w innych regionach liczby kapłanów. Na Pomorzu są ponadto tzw. miejscowości postpegieerowskie, w których trzeba opracować odpowiednią metodę duszpasterską, a może po prostu trzeba w nią włożyć nieco więcej serca. Brak księdza na co dzień rzeczywiście może owocować mniejszą gorliwością w życiu religijnym, chociaż są to ludzie wiary. Dla mnie to ważne wyzwanie duszpasterskie, związane też z troską o duchowość poszczególnych rodzin katolickich. Mamy czym się razem z księżmi zajmować.

[b]Czy jest ktoś, na kim ksiądz arcybiskup się wzoruje?[/b]

[wyimek]Mam wrażenie, że prymas Wyszyński silnie chciał podkreślić, iż nasza obecność tutaj po II wojnie światowej jest zgodna z Bożą wolą, że to jest element Bożego planu dla tych ziem [/wyimek]

Wzorców jest wiele. Zdecydowanie trzeba nam sięgać do chwil obecności Prymasa Tysiąclecia na Pomorzu Zachodnim. Chodzi o pewien sposób patrzenia na powrót Kościoła katolickiego na te ziemie, nierozerwalny z powrotem polskości i polskiej duchowości. Mówię o drugim w dziejach (po wspomnianej misji św. Ottona) powrocie strukturalnym, bo faktyczna obecność polskiej duchowości na tych ziemiach była nieustanna. Prymas Stefan Wyszyński odważnie mówił o wyrokach Bożej Opatrzności, o rozstrzygnięciach Bożych dla tej ziemi, które my musimy przyjąć i zaakceptować. To przesłanie dalej warto mieć w sercu, gdy spotyka się ludzi, którzy wiele lat po wojnie czują się tu nie bardzo u siebie.

[b]Nie u siebie?[/b]

Dzisiaj może się to pojawiać przede wszystkim w kontekście trudności społecznych i gospodarczych tego regionu. Tymczasem przekonanie, że jestem lub nie jestem „u siebie”, wyrasta z naszej osobistej relacji z Panem Bogiem, z podjęcia spraw tej ziemi jako zawierzonych nam przez Boga. Jeśli uwierzymy, że nasza obecność tutaj jest zgodna z Bożą myślą, z zamysłem Bożym, z decyzją Bożą, to natychmiast zaczynamy się czuć tu „u siebie”. Niemal z dnia na dzień. Mam wrażenie, że prymas Wyszyński silnie chciał podkreślić, iż nasza obecność tutaj po II wojnie światowej jest zgodna z Bożą wolą, z Bożym zamysłem, że to jest element Bożego planu dla tych ziem. I dla Europy, i dla naszego narodu. Jesteśmy u siebie, jesteśmy gospodarzami tej ziemi i z naszej troski o tę ziemię kiedyś się będziemy przed Bogiem rozliczać.

[b]W ciągu ostatniego 15-lecia wśród nowych pomników, jakie powstały w centrum Szczecina, znalazł się na przykład pomnik weneckiego kondotiera. A prymas Wyszyński, który tyle wysiłku włożył w budowę struktur Kościoła na ziemiach zachodnich, ma tylko mały pomniczek przy bazylice Jana Chrzciciela. Nikogo też nie dziwią plany władz miasta, by odbudować wieżę ku czci Bismarcka. Jak jest więc z tym zakorzenieniem?[/b]

Śmiem twierdzić, że kontekst jest m.in. taki, iż ze strony Warszawy nie ma wystarczająco przekonującego sygnału, że rządowi zależy na podkreślaniu rangi tych ziem w Rzeczypospolitej. Dostrzegam raczej sygnały wskazujące na pewien brak zaangażowania. A lokalne władze, przy największym nawet staraniu, same nie są w stanie tych kwestii podjąć. To są sprawy państwa. Dlaczego mnie to trochę dziwi? Gospodarz zatroskany o swoje gospodarstwo dba nie tylko o jego środek – podwórze i dom. Troszczy się przede wszystkim o dodatkowe umocnienie oddalonych i mniej zabezpieczonych miejsc. A gdy patrzymy na mapę gospodarczą Polski, to widać, że dofinansowanie największe jest w Polsce centralnej i południowo-zachodniej. Proszę spojrzeć na dane ekonomiczne. Trzy obszary, bardzo ważne dla stabilności naszego państwa, są najbiedniejsze: właśnie Pomorze Zachodnie, Mazury z Podlasiem i Podkarpacie. Znakiem tej sytuacji jest m.in. to, że tutejsza młodzież nie widzi tu swojej przyszłości.

[b]W czasie kazania na Boże Ciało nawiązał ksiądz arcybiskup do manifestu wyborczego CDU o „prawie do ojczyzny”. I prosił: „przestańcie straszyć”. Uważa ksiądz, że Niemcy nas straszą? [/b]

Polskie media nagłaśniały wtedy wypowiedzi z Niemiec. To wzbudzało komentarze. Nie wiem, czy tamte wypowiedzi traktować jako manifest czy raczej jako tzw. zwyczajną grę polityczną. Mam jednak wrażenie, że ludzie na Pomorzu Zachodnim, jak zresztą wielu w Polsce, są już zmęczeni grami politycznymi. Na co dzień lękają się bezrobocia, upadku zakładów pracy. Gdy dochodzą do tego jeszcze niepokoje związane nie tyle z granicą, ile z niejasnym sformułowaniem o niemieckim „prawie do ojczyzny”, to trudno się dziwić, że ta niejasność może budzić pewne obawy.

[b]Ale przecież nie musi to koniecznie oznaczać rewizji granic.[/b]

Obaj doskonale wiemy, że tu chodzi o dwie zupełnie inne płaszczyzny: granice państwa oraz patrzenie na jakiś teren jako na swój. Szkoda, że niektórzy nasi politycy mało precyzyjnie, a często wręcz zamiennie, operują tymi pojęciami.

[b]A jak wygląda ta współpraca z Niemcami na co dzień?[/b]

Naszym sąsiadem za Odrą jest archidiecezja berlińska. Z kardynałem Georgiem Sterzinskim widziałem się w ciągu tych trzech miesięcy już trzy razy. Jesteśmy umówieni na dłuższą rozmowę na temat obszarów i metod współpracy. Podobnie współpracujemy z arcybiskupem Ludwigiem Schückiem z Bambergu – to tradycja, która jest swoistym hołdem dla rozpoczętej z inicjatywy Bolesława Krzywoustego misji świętego Ottona z Bambergu na Pomorzu w XII wieku. W tym roku mija 885 lat od jej rozpoczęcia.

[b]Czy sygnalizuje ksiądz arcybiskup swoim rozmówcom, co może Polaków niepokoić?[/b]

Z moich rozmów wynika, ze biskupi niemieccy są jednoznaczni w tej kwestii i nie akceptują takich uchwał partyjnych jak niedawna CDU jako programu niemieckiego. Słyszałem raczej, że są to gry partyjne, pod którymi oni się nie podpisują.

[b]Mocno wszedł ksiądz arcybiskup w dyskusję na temat, czym ma być Szczecin. Zapytał ksiądz: „Czy Szczecin ma kontynuować tradycje morskie, czy ma się stać dużymi Mikołajkami?” O co chodzi z tymi Mikołajkami? [/b]

To naprawdę niewielki epizod w czasie minionych trzech miesięcy mojego posługiwania duszpasterskiego, które były uczeniem się zachodniego Pomorza. Moje zainteresowania zdecydowanie idą w kierunku spraw duszpasterskich. Rzeczywiście jednak w czasie mszy świętej dla stoczniowców zagrożonych zwolnieniami, aby rozszerzyć nieco problem o kwestie społeczne oraz etyczno-gospodarcze, postawiłem głośno pytanie, które słyszę szeptane. Jest to niepokój o przyszłość miasta, bo siłą Szczecina jest jego morskość. W kontekście problemów sprzedawanej stoczni powróciły dyskusje na temat gospodarczych możliwości i niemożliwości miasta i regionu. Wyczułem, że wśród osób, które decydują o Szczecinie i regionie i które starają się zrobić coś dobrego, pojawia się czasem myślenie, że pewnych rzeczy tu się nie da przeprowadzić.

Osobiście nie jestem przeciw Szczecinowi podobnemu do dużych Mikołajek – miasta nastawionego na turystykę, na status kurortu. Szczecin położony nad dużym, malowniczym jeziorem i nad przepięknym, transgranicznym zalewem w delcie Odry ma ku temu wyśmienite warunki. Ale na razie mamy przygasający port morski, stocznie, PŻM czy kombinat w Policach. Mamy zapomnieć o ich istnieniu? Mamy o nich milczeć? Nie mamy ich ratować?

[b]Może nie ma sensu ratować upadających stoczni.[/b]

Niemcy ratują takie zakłady pracy. Są one przecież efektem wielkiego wysiłku inwestycyjnego. Są częścią życia tej ziemi. Na takie tematy mieszkańcy mają prawo się wypowiadać. Jeśli będzie taka decyzja, że miasto stawia na turystykę, niech to będzie wynikiem szerokiej dyskusji. Ja odpowiadam za sprawy duszpasterskie Kościoła rzymskokatolickiego, ale nasi diecezjanie – mieszkańcy miasta i regionu – o tym dyskutują. Ja wtedy tylko wypowiedziałem głośno to pytanie, żeby nie było męczącego omijania tematu. Jesteśmy miastem morskim. Tymczasem w Warszawie jakby nie zauważało się pewnych spraw, które muszą być podjęte, jeśli mamy pozostać miastem morskim.

[b]Szef SLD Grzegorz Napieralski skrytykował księdza arcybiskupa za włączenie się w debatę o przyszłości Szczecina. Mówił: niech ksiądz biskup zajmie się sumieniami, nie polityką. Nie lepiej politykę zostawić politykom?[/b]

Ma rację. Ale sumienie każe mi wskazywać na tę kwestię, gdyż jest ona częścią życia naszych diecezjan. To sprawa dokonywanych przez nich moralnych ocen obecnej sytuacji. To sprawa ich sumienia. A moje uwagi to są uwagi jednego z mieszkańców miasta. Gdy jednak ktoś z dziennikarzy pyta mnie o te sprawy – podobnie jak pan – staram się odpowiadać zgodnie z moją troską i miłością do Szczecina, regionu i ludzi tej ziemi. To jest moje miasto, moja ziemia. Tak naprawdę nie istnieje żadna formalna granica między sprawami publicznymi a sprawami Kościoła. Kościół, pozostając wspólnotą wiary, jest także instytucją publiczną. Od tysiąca lat współtworzy Polskę, stał u źródła państwowości polskiej, wprowadzał Polskę do grupy narodów europejskich, dbał o wolność polskiego ducha także w czasie niewoli. Dzisiaj Kościół z natury rzeczy uczestniczy w debatach dotyczących najważniejszych problemów etycznych (także w polityce i w gospodarce), ochrony życia ludzkiego, rodziny itp. Kościół, wchodząc w te dyskusje, dopełnia je treściami duchowymi oraz odniesieniem do najważniejszych wartości, a przez to również buduje i umacnia.

[i]współpraca: Agnieszka Niewińska[/i]

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości