Podtrzymywanie legendy o Makowieckim i Widerszalu

Dzisiaj historycy, wolni od politycznych nacisków okresu PRL, powinni na nowo zająć się opracowywaniem dziejów konspiracji niepodległościowej 1939-1945, a nie zamykać się w skorupie własnych uprzedzeń i ideologii – pisze historyk

Publikacja: 20.08.2009 16:38

Fałszywy dowód osobisty na nazwisko Krzyżanowski, jakim posługiwał się podczas okupacji Jerzy Makowi

Fałszywy dowód osobisty na nazwisko Krzyżanowski, jakim posługiwał się podczas okupacji Jerzy Makowiecki

Foto: Rzeczpospolita

Red

Historia Polski pełna jest niewyjaśnionych epizodów. Do takich należy również śmierć Ludwika Widerszala i Jerzego Makowieckiego, pracowników Biura Propagandy i Informacji Komendy Głównej Armii Krajowej. Według obowiązującej od kilkudziesięciu lat wykładni postępowych demokratów zamordowali skrajni nacjonaliści. Tę właśnie wersję powtarza m.in.

Grzegorz Mazur w artykule „O Makowieckim, Widerszalu i BIP raz jeszcze”. Aby ową „polityczną legendę” utrzymać przy życiu należy odsądzić od czci i wiary alternatywne interpretacje, a ich autorom zarzucić brak kompetencji i złą wolę. Jak ważne jest dla strony utrwalającej „polityczną legendę” jej utrzymanie, niech świadczy fakt, że do polemiki między młodymi historykami włączyło się dwóch profesorów, Andrzej Friszke i Grzegorz Mazur.

Ponieważ zostałem wezwany do tablicy, pozwolę sobie ustosunkować się do profesorskich uprzedzeń.

[srodtytul] Pomijane fakty [/srodtytul]

Prof. Mazur stwierdził: „Zacznijmy od błędnego stwierdzenia Bojemskiego [na łamach pisma „Glaukopis”], jakoby BIP KG AK został zdominowany przez członków Stronnictwa Demokratycznego. Przecież podziemnym drukarstwem – Tajnymi Wojskowymi Zakładami Wydawniczymi – kierował Jerzy Rutkowski, członek przedwojennego ONR, redaktorem „Głosu Ojczyzny” był Jan Dobraczyński”.

Działacze Stronnictwa Demokratycznego, kierowani przez Jerzego Makowieckiego wraz ze swoimi ideowymi sojusznikami zdominowali BIP KG AK. Nie oznacza to oczywiście, że obsadzili wszystkie stanowiska w podziemnej propagandzie. Zajęli po prostu te najważniejsze. Np. Aleksander Kamiński był redaktorem naczelnym „Biuletynu Informacyjnego”. Jego pozycja była na tyle silna, że zdarzyło mu się nawet publikować komentarze do tekstów wbrew intencjom dowódcy Armii Krajowej, gen. Bora-Komorowskiego.

„Biuletyn” wychodził jako tygodnik w nakładzie kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy i był kierowany do jak najszerszych kręgów opinii publicznej. Dla równowagi Jan Dobraczyński ze Stronnictwa Narodowego redagował miesięcznik dla polskich żołnierzy osadzonych w obozach jenieckich i przemycane w postaci mikrofilmów, użerając się przy tym z wewnętrznym cenzorem, który tropił przejawy najmniejszej myśli endeckiej. Tak właśnie wyglądał pluralizm polityczny w BIP KG AK.

Te informacje pochodzą m.in. z monografii BIP AK autorstwa Grzegorza Mazura, w której autor m.in. napisał: „W BIP KG przeważali jednak zdecydowanie demokraci [sic!], skupieniu zwłaszcza w Wydziale Informacji wokół jego szefa, Jerzego Makowieckiego (…) ”.

Tymczasem polemizując z moim tekstem, prof. Mazur niekonsekwentnie twierdzi, że „BIP [KG AK] stanowił więc swego rodzaju odbicie armii podziemnej, w którym znaleźli się ludzie o różnych poglądach politycznych. ” Można pokusić się o opisanie oblicza ideowego tej struktury na poziomie dowództwa AK, ale nie słyszałem o rzetelnych badaniach nad obliczem ideowym mas żołnierskich AK. Sondaży przecież wtedy raczej nie przeprowadzano.

Wątpię również, aby taka analiza była możliwa. Szczególnie po tylu latach. Intryganctwo i knucie przeciwko komendantowi AK, gen. Borowi-Komorowskiemu oraz Stronnictwu Narodowemu i Stronnictwu Pracy dosyć szczegółowo opisuje w swoich powojennych wspomnieniach główny bohater tego procederu – płk Jan Rzepecki w swojej książce „Wspomnienia i przyczynki historyczne” (w wydaniu z 1983 r. s. 289-317). O tym niewątpliwie prof. Mazur wie, ponieważ czytał te wspomnienia. Dlaczego więc pomija te fakty? Ponieważ nie pasują do wizerunku Rzepeckiego. Dla ocalenia „legendy politycznej” najwygodniej przemilczeć niewygodne fakty. Ale to jest propaganda a nie historia. Pożyteczni idioci

Dalej prof. Mazur stwierdza, że „BIP wspierał akcję scaleniową i świadczą o tym rozliczne artykuły w jego prasie. ” W przypadku scalenia Narodowych Sił Zbrojnych jest to nieprawda chociażby w świetle wspomnień płk. Rzepeckiego: „Pierwsze rozmowy o wcielenie NSZ [do AK] torpedowałem uporczywie (…). ” A co do zarzutu „ (..) twierdzenia Bojemskiego o rzekomych związkach tych pracowników BIP z ruchem komunistycznym nie są udokumentowane w żaden sposób, autor nie powołał się na żaden dokument archiwalny bądź na źródło drukowane. ” — proponuję lekturę „Zapisków” Kazimierza Moczarskiego, monografii Henryka Wosińskiego „Stronnictwo Demokratyczne w latach II wojny światowej”, dokumentów komunistycznych zebranych w 3 tomach pracy „Tajne oblicze GL-AL i PPR”, oraz akt kontrwywiadu AK ze szczebla Komendy Głównej, Obszaru i Okręgu Warszawskiego zgromadzonych w Archiwum Akt Nowych. Do tego można dodać lekturę akt wywiadu NSZ. Być może prof. Mazur nie miał szans zapoznać się z tymi źródłami przed 1989 r. teraz jest okazja.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Jerzy Makowiecki i jego środowisko utrzymali kontakty z komunistami. Zostało to jasno powiedziane we wspomnieniach Kazimierza Moczarskiego oraz Włodzimierza Lechowicza. Te kontakty wzięły się jeszcze sprzed wojny. Po latach, we wspomnieniach stosunek do komunizmu ludzi SD był określany następująco: „Do komunizmu mieli [ludzie SD] stosunek ambiwalentny, ale nie wykluczali, że z tego coś się może [pozytywnego] wykluć. ” (A. Machcewicz „Kazimierz Moczarski. Biografia”, s. 264).

Kluby Demokratyczne, a później SD były najpierw nową płaszczyzną działania, a później szalupą dla rozbitków z rozwiązanej KPP i jej młodzieżówki. Do Klubu Demokratycznego należał m.in. osławiony płk UB Jacek Różański. Coś go musiało przyciągnąć to tej organizacji – być może oblicze ideowe: „Nasza [członków klubu Maurycego Mochnackiego, którzy tworzyli Kluby Demokratyczne i SD] postawa ideowa to (…) myśl racjonalistyczna, humanistyczna, postępowa, wywodząca się z jednej strony z demokratycznych tradycji narodu [polskiego], z drugiej z nauk Marksa, Engelsa i jego następców. [Lenina?] ” (A. Machcewicz… s. 23) Podkreślam, że nie oznacza to, iż wszyscy ludzie SD byli komunistami, ale doskonale wpisywali się w „ludowofrontową” działalność KPP i jej sponsora – NKWD.

Organa bezpieczeństwa II RP miały świadomość co to za środowisko tworzy SD. Również w podziemiu kontrwywiad AK, mając w pamięci ich przedwojenną współpracę z komunistami, czujnie obserwował działalność tzw. postępowych demokratów. Co do tego faktu nie ma sporu. Pozostaje pytanie, czy ta inwigilacja była zasadna. Według mojego przekonania była. Potwierdzają to działacze SD wspominając o swoich wojennych relacjach z komunistami. Nie twierdzę jednak, że byli to płatni agenci Moskwy. Nie! To byli „pożyteczni idioci”, używani przez Sowietów do penetracji i dezintegracji Polski Podziemnej. Co nie zmienia faktu, że ich działalność polityczna była szkodliwa dla Polski. Jeśli zaś w czasie wojny zabrnęli w swoim „idiotyzmie” za daleko, to oczywiste jest dlaczego część żołnierzy podziemia uznała, że powinno się ich likwidować, tak samo jak przywódców PPR i GL-AL.

Należy po raz kolejny podkreślić, że na wiosnę 1944 r. Makowiecki opublikował w podziemnej prasie artykuł, w którym proponował porozumienie z Sowietami za cenę oddania Kresów Wschodnich, czyli połowy Polski. Ciekawe, czy sam to wymyślił, czy podpowiedzieli jemu to dyskutanci z PPR podczas „spotkań programowych”, które opisywał wysokiej rangi członek SD i agent NKWD, Włodzimierz Lechowicz? Można sadzić, że ten pomysł wywołał piorunujące wrażenie zarówno na stronnictwach niepodległościowych od PPS-WRN po ONR, stojących na stanowisku integralności państwa polskiego, jak i na organach zwalczających sowiecką penetrację w strukturach Polski Podziemnej.

Patrząc już z perspektywy 1946 r. ten „przenikliwy analityk” wykazał się duża naiwnością. Stalin wziął Kresy i zniewolił resztę Polski. Kompromis z totalitaryzmem był nie możliwy o czym wielu intelektualistów i polityków doskonale wiedziała. Prokomunistyczność postępowej części BiP rozkładała jedność podziemia niepodległościowego i pomagała Sowietom zniewolić kraj.

[srodtytul]Kto porwał Makowieckich i dlaczego? [/srodtytul]

Wracając do sprawy Widerszala-Makowieckiego. W postępowej propagandzie niezmiennie dominuje plotka, że zamordowały ich Narodowe Siły Zbrojne. Natomiast w elitarnym obiegu naukowym od lat funkcjonuje teza o tym, że zostali oni zastrzeleni na polecenie skrajnie prawicowej grupy oficerów KG AK oraz funkcjonariuszy Delegatury Rządu RP. Wykonawcami mieli być żołnierze ze specjalnego oddziału AK „Andrzeja Sudeczki”. Dodatkowo został zastrzelony przez pomyłkę Jan Czarnomski zamiast prezesa SD Eugeniusza Czarnowskiego. Do takich wniosków doszli po wojnie b. działacze BIP KG AK oraz prokuratura PRL. Potwierdził to płk. UB-SB Ryszard Nazarewicz oraz dr Andrzej Kunert, a źródłową podbudowę dużo później dał dr Janusz Marszalec robiąc kwerendę w powojennych protokołach przesłuchań znajdujących się w zasobach IPN. Ale jak zwykle „diabeł tkwi w szczegółach”.

To, co wiemy na pewno to fakt, że Ludwik Widerszal został zastrzelony przez egzekutorów AK we własnym domu w obecności ciężarnej żony i córki. Wiemy, że akcję przeprowadził oddział „Andrzeja Sudeczki”. Niewątpliwy jest również fakt porwania z domu na warszawskiej Ochocie Jerzego Makowieckiego z żoną i zastrzelenie obydwojga w okolicach Boernerowa. Nie było żadnych świadków śmierci Makowieckich.

Prowadzone przez podziemie śledztwo nie odpowiedziało na zasadnicze pytania: kto porwał Makowieckich i dlaczego? Przecież egzekucję można było przeprowadzić na miejscu, tak jak w przypadku Widerszala. Po co jechać przez całe miasto, w strefie przyfrontowej, kiedy każdy żandarm może skontrolować samochód? Jak to się stało, że Widerszal całą okupację spędził w swoim przedwojennym mieszkaniu na prawdziwych nazwisku? Czy ktoś go chronił? Jeśli tak to kto i dlaczego?

W lipcu 1944 r. w swoim mieszkaniu przy ul. Okólnik został zastrzelony Jan Czarnomski. Jego śmierć od razu środowiska postępowe połączyły ze śmiercią Widerszala i Makowieckich. Dlaczego? Ponieważ do postępowców docierały informacje, że ich nazwiska znajdują się w kartotekach działaczy wywrotowych prowadzonych przez kontrwywiad AK i NSZ oraz Delegaturę Rządu.

Tego typu dokumentacja, na tych samych zasadach, była prowadzona przez wojsko i policję jeszcze przed wojną. Wojenne kartoteki postępowcy z czasem propagandowo nazwali: listy proskrypcyjne lub listy nienawiści, mimo że była to standardowa dokumentacja podziemnych służb specjalnych, których zadaniem była ochrona własnych szeregów przed penetracją Niemców i Sowietów. Rozkazy inwigilacji ludzi BIP KG AK pochodziły od kierownictwa wywiadu AK. Może świadczyć o tym fragment meldunku KW Obszaru Warszawskiego AK z jesieni 1942 r.: „W sprawie wsypy w BIP-ie podawaliśmy w swoim czasie informacje o Kaźmierczaku [Aleksandrze Kamińskim], które to rozpracowanie przeprowadziliśmy na polecenie Dzięcioła [Mariana Drobika, szefa wywiadu AK]. Tam nam Kaźmierczak wypadał jako czerwony (…).

”Z dokumentów zgromadzonych przez kontrwywiad KG AK wynika, że Czarnomski był ściśle powiązany z płk. Borysem Smysłowskim z wojskowego wywiadu niemieckiego, na którego w tym czasie „polował” oddział Kierownictwa Dywersji, Józefa Rybickiego „Andrzeja”. A może Czarnomski właśnie dlatego został zastrzelony? W dokumentach kontrwywiadu znajdują się informacje, że Ludwik Widerszal był podejrzewany o kontakty z Czarnomskim. Może ich śmierć była związana z prowadzonym przez AK rozpracowaniem siatki wywiadowczej Smysłowskiego? Może była to tragiczna pomyłka? Z drugiej strony, tuż przed śmiercią Widerszal usłyszał, że to kara za komunizm. Z przekazów rodzinnych wynika, że to nie jest prawda, ale w dokumentach AK pojawiają się informacje o jego współpracy z PPR. Mnóstwo pytań bez odpowiedzi.

[srodtytul] Mit NSZ-owskiej inspiracji [/srodtytul]

Prowadzone przez kontrwywiad AK śledztwo nie zostało zakończone ponieważ wybuchło Powstanie Warszawskie. Właściwie nie postawiono wówczas żadnej tezy dotyczącej sprawców, choć z dokumentów wynika, że według przesłuchiwanych osób mogli to być albo ludzie związani z NSZ albo wywiad AK albo były to wewnątrzmasońskie porachunki. Z zastrzelonej czwórki masonami niewątpliwie byli Czarnomski i Makowiecki. Motywem działań ludzi z NSZ lub AK miała być współpraca zastrzelonych z komunistami.

Z prowadzonego po wojnie śledztwa przez prokuraturę PRL i pracowników BIP KG AK wynikało, że Ludwika Widerszala i małżeństwo Makowieckich zastrzelili żołnierze AK w wyniku spisku kilku oficerów KG AK.

Charakterystyczne, że według przesłuchiwanych przez komunistów AK-owców osobą bezpośrednio odpowiedzialną za wydanie rozkazu miał być oficer, który zginął w Powstaniu Warszawskim. Czyli wygląda na to, że postąpiono zgodnie z konspiracyjnym obyczajem obciążania, dla zmylenia tropu, zeznaniami osoby nieżyjące. Ani BIP-owcy, ani prokuratura nie otrzymali pełnego obrazu tego co działo w podziemiu niepodległościowym na przełomie wiosny i lata 1944 r. Najważniejsze było potwierdzenie wygodnej i użytecznej wersji tych tragicznych wydarzeń: niewinni postępowi działacze, ze środowiska opowiadającego się za współpracą z ZSRS, zostali zamordowani za swoje przekonania przez reakcjonistów i nacjonalistów.

Do dzisiaj nie ma obszernej monografii dotyczącej wypadków z czerwca i lipca 1944 r. w prezentacja tła polityczno-organizacynego podziemia i głównych postaci wydarzeń. Jest natomiast dużo artykułów publicystycznych i przyczynkarskich. Jednak wiedza o likwidacji Widerszala i Makowieckiego poszerza się. Z roku na rok pojawiają się nowe informacje, które rzucają nowe światło na bohaterów tych niewątpliwie tragicznych wydarzeń. Np. „Andrzej Sudeczko został „przesunięty” z „marginesu organizacyjnego konspiracji” do grona „dzielnych żołnierzy i twardych dowódców”. To duży postęp, bowiem on i jego oddział byli do niedawna odsądzani od „czci i wiary”. Wciąż naturalnie pokutuje też mit NSZ-owskiej inspiracji wydarzeń, a w niektórych publikacjach NSZ-owskiego sprawstwa. W skorupie uprzedzeń

Sprawa śmierci Widerszala i Makowieckich, jak w soczewce, ogniskuje problemy współczesnej historiografii podziemia niepodległościowego w latach 1939-1945. Przez lata komunizmu historycy mieli ograniczony dostęp do dokumentów znajdujących się w archiwach państwowych. Nie istniała możliwość poszukiwań w archiwach znajdujących się w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Nie istniała praktycznie możliwość korzystania z zagranicznych archiwów, choćby dlatego, że niektórych zbiorów nie udostępniano naukowcom z za „żelaznej kurtyny”.

Z drugiej strony żyjący ówcześnie bohaterowie pomijali w swoich relacjach te fragmenty wojennej działalności, które mogły stać się przyczyną kłopotów ze strony PRL-owskiego aparatu represji.

Również dzisiaj sytuacja jest dynamiczna. Co roku do archiwów trafiają nowe dokumenty lub wręcz paczki z dokumentami dotyczącymi organizacji konspiracyjnych. Odnajdują się pliki dokumentów, które do tej pory były załącznikami do akt procesowych, a nawet akt operacyjnych komunistycznych służb specjalnych. Dzisiaj historycy, wolni od politycznych nacisków okresu PRL, powinni na nowo zając się opracowywaniem dziejów konspiracji niepodległościowej 1939-1945, a nie zamykać się w skorupie własnych uprzedzeń i ideologii. Co więcej, muszą być gotowi na to, że przypadkowo odnalezione archiwum zniweczy ich dotychczasowe dokonania.

Tylko jacy historycy mają to zrobić? Mentalni post-PRLowcy? Na razie historią najnowszą bez uprzedzeń zajęli się głównie historycy związani z Instytutem Pamięci Narodowej. Nie wszystkim to się podoba.

[i] Autor jest członkiem redakcji pisma społeczno-historycznego „Glaukopis” [/i]

[ramka][srodtytul]Pisali w Opiniach[/srodtytul]

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/345304.html" "target=_blank]O Makowieckim, Widerszalu i BIP raz jeszcze[/link][/b]

[i]Grzegorz Mazur[/i][/ramka]

Historia Polski pełna jest niewyjaśnionych epizodów. Do takich należy również śmierć Ludwika Widerszala i Jerzego Makowieckiego, pracowników Biura Propagandy i Informacji Komendy Głównej Armii Krajowej. Według obowiązującej od kilkudziesięciu lat wykładni postępowych demokratów zamordowali skrajni nacjonaliści. Tę właśnie wersję powtarza m.in.

Grzegorz Mazur w artykule „O Makowieckim, Widerszalu i BIP raz jeszcze”. Aby ową „polityczną legendę” utrzymać przy życiu należy odsądzić od czci i wiary alternatywne interpretacje, a ich autorom zarzucić brak kompetencji i złą wolę. Jak ważne jest dla strony utrwalającej „polityczną legendę” jej utrzymanie, niech świadczy fakt, że do polemiki między młodymi historykami włączyło się dwóch profesorów, Andrzej Friszke i Grzegorz Mazur.

Pozostało 95% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości