Reklama

Kolejny świadek przed komisją hazardową: to nie była urzędnicza pomyłka

Nie przeciek z akcji CBA do biznesmenów, ale rutynowe ministerialne pismo o wycofaniu się z dopłat staje się kluczowym punktem afery hazardowej

Aktualizacja: 21.07.2010 02:15 Publikacja: 21.07.2010 02:14

Po raz drugi w ostatnim czasie świadek podważył zeznania Mirosława Drzewieckiego przed komisją hazardową. To Bożena Pleczeluk, dyrektor Departamentu Ekonomiczno-Finansowego Ministerstwa Sportu. Jej przesłuchanie dowodzi, że osławione już pismo z resortu sportu do Ministerstwa Finansów wysłane 30 czerwca 2009 r. nie było urzędniczym błędem. W piśmie tym resort Drzewieckiego rezygnował z pieniędzy, które miałyby wpłynąć do budżetu z tzw. dopłat do gier hazardowych.

Zeznaniom Drzewieckiego przeczył dwa tygodnie temu były dyrektor Departamentu Prawno-Kontrolnego Ministerstwa Sportu Rafał Wosik.

Drzewiecki twierdził dotąd, że pismo było efektem błędu podległych mu urzędników. Zapewniał, że jego prawdziwą intencją było jedynie poinformowanie resortu finansów, że konieczna jest zmiana w uzasadnieniu projektu nowelizacji ustawy hazardowej w części dotyczącej dopłat. Dochód z nich pierwotnie miał iść na budowę Narodowego Centrum Sportu, z realizacji którego ministerstwo wtedy zrezygnowało. Pamiętajmy też, że Drzewiecki zapewniał publicznie, iż gdy tylko poznał się na „rzekomym” nieporozumieniu, kazał poinformować resort finansów, że nie jest za rezygnacją z dopłat.

Nie wiemy, jakie były rzeczywiste intencje ministra. Pewne jest jednak, że gdyby pismo z 30 czerwca spowodowało trwałą rezygnację z dopłat, oznaczałoby to spełnienie pragnień tej części branży hazardowej, której reprezentantami byli Ryszard Sobiesiak i Jan Kosek. A częste kontakty Sobiesiaka z Drzewieckim i jego najbliższym współpracownikiem Marcinem Rosołem są niepodważalnym faktem.

Warto przypomnieć, że resort finansów pisma Drzewieckiego nie potraktował jako informacji o zmianie planów resortu sportu, lecz wniosek o likwidację dopłat. Dowodzą tego wypowiedzi rzecznika prasowego tego ministerstwa.

Reklama
Reklama

„W moim rozumieniu i będąc świadoma rozmów, które trwały w ministerstwie (Sportu – red.), oznaczało to dla mnie, że informujemy ministerstwo (Finansów – red.), że rezygnujemy z dodatkowych środków, które miały wpłynąć na fundusz celowy, pieniądze przeznaczone na realizację drugiego etapu Narodowego Centrum Sportu” – zeznała Pleczeluk. Urzędniczka opisała też spotkanie z 19 sierpnia 2009 r., na którym Drzewiecki (po rozmowie z premierem) rozliczał podwładnych za „rzekomy” błąd. Zeznała, że obecni wówczas urzędnicy byli zdziwieni takim postawieniem sprawy. Dodajmy, że minister chyba miał świadomość, iż to nie urzędnicy zawinili, bo nie wyciągnął żadnych konsekwencji służbowych, co też obciąża Drzewieckiego.

Nie jest tak, że Pleczeluk chętnie obciążała swojego byłego szefa. Przeciwnie, trzeba było wyciągać od niej zeznania. Jednak nawet jej zdawkowe odpowiedzi świadczą o tym, że miała świadomość tego, jakie pismo wychodzi z jej resortu.

Publicystyka
Jan Zielonka: Lottokracja na ratunek demokracji
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Pożar w PiS. Czy partia bezpowrotnie straciła część wyborców na rzecz obu Konfederacji?
Publicystyka
Grzegorz Rzeczkowski: Odpowiedź na wywiad z Jackiem Gawryszewskim
Publicystyka
Jakub Sewerynik: Komu przeszkadzała Chanuka w Pałacu Prezydenckim?
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Czy dla europejskiej prawicy MEGA to dar niebios?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama