Nagroda Giedroycia: Agnieszka Romaszewska-Guzy – rozmowa

Władze białoruskie pewnie żałują, że mnie deportowały w 2005 roku. Gdyby nie to, nadawałabym może trzy, razy w miesiącu korespondencje dla TVP. A tak robię niezależną od nich telewizję – mówi szefowa Biełsatu, laureatka tegorocznej Nagrody Giedroycia

Publikacja: 09.11.2010 17:30

Agnieszka Romaszewska-Guzy

Agnieszka Romaszewska-Guzy

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz rg Rafał Guz

[b]Podczas niedawnego spotkania z polskimi dziennikarzami prezydent Aleksander Łukaszenko powiedział, że lista osób mających zakaz wjazdu na Białoruś zostaje do końca roku anulowana. Pojedzie pani na Białoruś?[/b]

[b]Agnieszka Romaszewska-Guzy:[/b] Na pewno spróbuję.

[b]A kiedy była tam pani ostatnim razem?[/b]

Zostałam deportowana 13 grudnia 2005 roku i potem już nigdy nie dostałam wizy. Poleciałam wówczas do Mińska, ale nie pozwolono mi przekroczyć granicy, czyli wyjścia z lotniska na miasto. Nocowałam pod strażą w jakimś pokoiku biurowym i następnego dnia wsadzono mnie do samolotu do Warszawy i deportowano.

[b]Dlaczego?[/b]

Nie wiem. Myślę, że pewno za przekazywane przeze mnie w telewizji informacje, zwłaszcza o Związku Polaków na Białorusi. Wówczas jeszcze pierwszy program TVP był dostępny w sieciach kablowych w Grodnie, a okres od lipca 2005 r. był szczególnie obfitujący w wydarzenia (wówczas to, po zjeździe ZPB, władze unieważniły jego wyniki – przyp. red.). O tym, że w Grodnie nas oglądają, przekonałam się, gdy nieznane osoby zaczęły mi się kłaniać. Zorientowałam się, że znają mnie z telewizji. Zresztą, wkrótce TVP 1 została usunięta z telewizji kablowych. Myślę, że teraz władze białoruskie żałują, że mnie deportowały. Bo w spokojnym czasie nadawałabym może trzy, cztery razy w miesiącu korespondencje, nie stanowiąc dla nich żadnego zagrożenia.

[b]Patrząc więc teraz z polskiej strony granicy, czy pani zdaniem w ciągu ostatnich kilku lat coś się na Białorusi zmieniło?[/b]

Stosunkowo niewiele. Represje nadchodzą falami, raz jest gorzej, raz lepiej. W ich efekcie znacznie zmniejszona została aktywność społeczna, bo ile czasu ludzie mogą funkcjonować w stanie takiego alertu – rok, dwa, może trzy, ale nie dłużej. W 2005 r. opozycja zorganizowała swój wielki kongres, pamiętam znakomite wystąpienie Stanisława Szuszkiewicza. Przybyły setki delegatów – ekip telewizyjnych jak na lekarstwo: była tylko nasza, litewska i kilka rosyjskich. Nie pojawili się Niemcy, Czesi, agencje niespecjalnie chętnie kupowały zdjęcia. Pomyślałam sobie wówczas, że tak naprawdę pies z kulawą nogą się Białorusią nie interesuje i że trzeba znaleźć sposób na wyjście tego kraju z kompletnej izolacji.

[b]Ale teraz interesują się wszyscy, i Unia Europejska, i Rosja. Zwłaszcza Rosja. Czy więc możemy się spodziewać jakichś zmian na Białorusi?[/b]

Na pewno tak, choć nie wiadomo kiedy. Chciałam przy okazji wskazać na sprawę, zazwyczaj niezauważaną. Jest mit dobrej sytuacji gospodarczej Białorusi. Same władze białoruskie wskazują a to, że mają nową dobrą drogę, a to, że w Mińsku jest czysto. Zauważają to też przybysze. Tymczasem Białoruś stoi na gospodarczych glinianych nogach. Nie ma przecież ani węgla, ani ropy, ani złota. To tak naprawdę biedny kraj środkowoeuropejski. Aby przetrwać, aby się rozwijać, musi mieć koncepcję tego rozwoju. Tymczasem Białoruś całkowicie polega na dostawach surowców energetycznych z Rosji, na tym, że nie ma z tym krajem granicy celnej. Białoruski biznes żyje dzięki Rosji, a nie ze względu na współpracę z Unią Europejską.

[b]Ale możliwości wpływania Moskwy na sytuację na Białorusi się chyba zmniejszyły?[/b]

Wiem, że Aleksander Łukaszenko dobrze się zabezpieczył przed ewentualnymi ciosami z tej strony. Ale też Moskwa nie zdołała stworzyć na Białorusi takiego ośrodka, który by był w stanie bez większych problemów od wewnątrz przejąć władzę. Mogłaby próbować go obalić, ale mogłoby to prowadzić do niekontrolowanego wybuchu społecznego, a jeśli nawet nie do wybuchu, to do ciągu zdarzeń, nad którym nikt nie miałby kontroli. A to oznaczałoby dla Rosjan wielką niewiadomą.

[b]Kieruje pani telewizją dla Białorusi, Biełsatem. Prezydent Łukaszenko powiedział, że nie wpuści dziennikarzy i w ogóle Biełsatu do kraju, jeśli będzie „nadawać antybiałoruskie treści”. Czy stacja nadaje antybiałoruskie treści?[/b]

Nadaje treści probiałoruskie. Pytanie, czy mamy tę samą definicję tego, co jest pro– i antybiałoruskie. Pragnę podkreślić, że u nas o profilu programu decydują Białorusini, osoby takie jak Aleksy Dzikawicki, Sergiej Pielesa czy Paweł Mażejka. W moim przekonaniu są to białoruscy patrioci. Uważam, że wszyscy białoruscy pracownicy Biełsatu są patriotami. W najbliższym czasie nagrywamy przedwyborcze debaty na temat stanu białoruskiego państwa z udziałem ekspertów i widać wyraźnie, że kieruje nimi troska o kraj. Oczywiście, może być tak, że prezydent Białorusi zachowuje się jak Król Słońce, który mówił „Francja to ja”.

[b]Jaki jest efekt działań Biełsatu? Czy udało się wam pozyskać znaczącą grupę widzów?[/b]

Zakładając Biełsat, stawiałam sobie dwa cele. Pierwszy – utylitarny, choć nie krótkofalowy, by otworzyć Białoruś na niezależne informacje. I to się udało osiągnąć, talerze do odbioru telewizji satelitarnej rosną tam jak grzyby po deszczu. Szczerze mówiąc, wierzyłam w sukces i jednocześnie weń wątpiłam. Jednak się nam udało. Przekonałam się, że w tej chwili informacje o nas rozchodzą się drogą szeptaną. I mam na to bardzo dobry przykład. W okolicach Nowogródka pewien znajomy moich znajomych zakładał sobie antenę satelitarną. Przyszedł do niego specjalista, talerz zainstalował, postawił dekoder, wreszcie – wręczył mu pilota. Włączył więc telewizor i stwierdził, że jako pierwszą stację ma ustawiony Biełsat. A przecież w ogóle o tym nawet nie rozmawiał, wcale go o to nie prosił! I tak udało nam się spowodować, że jesteśmy dostępni. Czasem już ludzie się do nas zwracają z prośbami o pomoc, o wsparcie lokalnych spraw!

[b]A drugi cel?[/b]

Kolejną ważną sprawą było danie możliwości wypowiadania się białoruskim środowiskom intelektualnym. W tym kraju mamy sytuacją podobną jak w Polsce w latach 80. ubiegłego wieku. Nadziei jest mało, wszystko wydaje się być „zagwożdżone”. My dajemy nadzieję młodym intelektualistom. Udało się nam „zagospodarować” sporą grupę ludzi. I jest to co najmniej tak samo ważne jak to, że jesteśmy obecni w małych miasteczkach. Biełsat funkcjonuje trzy lata, a tak naprawdę to dwa i pół roku, bo w lipcu 2007 r. zaczęliśmy nadawać za pośrednictwem satelity Syriusz, który umożliwia dobry dostęp dla Białorusinów. Jak na tak krótki okres to naprawdę bardzo wiele.

[b]Jest pani od dawna związana z Telewizją Polską...[/b]

W TVP jestem od 18 lat. Mogę powiedzieć nie tyle, że jestem spełniona zawodowo – bo to słowa odpowiednie dla emeryta – ile raczej, że robiłam już niemal wszystko, co można w tym zawodzie. Byłam wydawcą, reporterką – i czasami jest mi tego brak, wzięłabym mikrofon i pokazałabym młodym ludziom, w jaki sposób można ubarwić prosty materiał… ale chyba wywołałabym tym niepotrzebną sensację… Byłam też reporterką międzynarodową, co jest ciężką pracą, choćby ze względu na straszliwą presję czasu – pracuje się często w niesprzyjających warunkach, pokonując dziesiątki kilometrów, by coś nagrać. Byłam też menedżerem, bo kierowałam kanałem TVP Polonia. A przedtem przez dwie kadencje szefowałam Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich w TVP, co pozwoliło mi patrzeć na telewizję z punktu widzenia dziennikarzy.

[b]A teraz kieruje pani ośrodkiem TVP w Białymstoku. To inna praca niż w Warszawie?[/b]

Białystok jest ośrodkiem TVP średniej wielkości, tak pomiędzy Katowicami czy Poznaniem a Olsztynem. Ale Podlasie jest ciekawym regionem: bardzo tradycyjnym, a zarazem mierzącym się z wyzwaniami współczesności. Ludzie nie mają tu przekonania, że cokolwiek dostaje się za darmo. Charakteryzuje ich poczucie zakorzenienia i wielki patriotyzm lokalny. Funkcjonują tu żywe mniejszości narodowe, co czasem sprawia problemy, ale częściej wzbogaca miejscowe środowisko. O Podlasiu wie się i mówi stosunkowo niewiele, leży nieco na uboczu, ale mam poczucie, że tu mogę zrobić więcej niż w Warszawie.

[i]—rozmawiał Piotr Kościński[/i]

[b]Podczas niedawnego spotkania z polskimi dziennikarzami prezydent Aleksander Łukaszenko powiedział, że lista osób mających zakaz wjazdu na Białoruś zostaje do końca roku anulowana. Pojedzie pani na Białoruś?[/b]

[b]Agnieszka Romaszewska-Guzy:[/b] Na pewno spróbuję.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele będą zarabiać więcej?
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Publicystyka
Estera Flieger: Wygrał Karol Nawrocki, więc krowy przestały się cielić? Nie dajmy się zwariować
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: 6000 zamrożonych zwłok albo jak zapamiętamy Rosję Putina
Publicystyka
Bogusław Chrabota: O pilny ratunek dla polskich mediów publicznych
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Ukraina może jeszcze być w NATO