[b]Dlaczego ustawa o Komisji Majątkowej była pani zdaniem niezgodna z prawem?[/b]
To było niezgodne ze wszystkim, z czym mogło być niezgodne. Samo powołanie komisji, która w połowie składa się z zainteresowanych. Brak możliwości odwołania od jej decyzji itd. To wszystko mówiłam w Sejmie. Ale nie mam potrzeby powtarzania: to ja miałam rację, ja, ja, ja. Uważam, że pewien zasadniczy spór, bardzo ważny dla społeczeństwa i nowoczesnego państwa, został wówczas abortowany, nie dopełnił się. Problemy zostały. Miejsce Kościoła w Polsce jest specyficzne.
[b]W jakim sensie specyficzne? [/b]
Polski Kościół jest potężny, ekspansywny, czasem tryumfalistyczny. I ma różne oblicza, bo jego obecność w Polsce objawia się w różnych formach. Bardzo dobrych, szlachetnych, takich jak zakonnice zajmujące się filantropią albo środowiska intelektualne skupione wokół "Tygodnika Powszechnego", "Znaku", "Więzi". Ale jest też część Kościoła władzy, a nawet chciwości.
[b]Z pewnymi problemami, np. z przepisami dotyczącymi aborcji, udało się jednak dosyć skutecznie sobie poradzić. [/b]
Jeśli ten problem przez te wszystkie lata powracał wielokrotnie, to chyba nie został rozwiązany.
[b]Sprawa aborcji się pojawia, ale zaraz znika. Ktoś pomacha antyaborcyjnym sztandarem i szybko go chowa. Nie ma odzewu. Natomiast gdy ujawniono ostatnio nowe fakty związane z Komisją Majątkową, burza raczej nie cichnie. [/b]
Jestem przekonana, że kwestie aborcji także mamy przed sobą. Z dzisiejszej perspektywy widać, że również konkordat nie zadziałał.
[b]Dlaczego nie zadziałał? [/b]
Weźmy choćby sprawę krzyża przed Pałacem Prezydenckim, przy której wszystko widać jak w soczewce. Według konkordatu kwestie sporne związane z funkcjonowaniem Kościoła powinny być rozstrzygane wspólnie przez instytucje kościelne i organy władzy. Przy sprawie krzyża to nie zadziałało, bo Kościół dokonał zaniechania. Hierarchowie umyli ręce. Pojawiło się natychmiast pytanie, czy konkordat służy państwu polskiemu. I w ogóle czemu służy. Konkordat nadaje różne prawa i przywileje Kościołowi, instytucji przecież prywatnej.
[b]Instytucji prywatnej? [/b]
Z punktu widzenia prawa Kościół jest instytucją prywatną. Wielką i zasłużoną, ale prywatną. Dostał ogromną władzę, ale nie wywiązuje się z obowiązków, jakie nałożył na niego konkordat. Choć, jak już powiedziałam, ratyfikacja w 1997 roku konkordatu zamknęła praktycznie cały spór światopoglądowy w Polsce. Ale mamy drastyczny powrót tych samych spraw. Bo okazuje się, że zostały one tylko "wdepnięte", ukryte.
[b]Czy coś jeszcze panią razi w życiu publicznym? [/b]
To, że w przesadny sposób, w formie agresywnej, wyrażana jest żałoba.
[b]Można w przesadny sposób wyrażać żałobę? [/b]
Co tu dużo mówić, tak to wygląda. Gdy byłam w Luksemburgu, zostałam zaskoczona tym, że musiałam tłumaczyć, dlaczego premier polskiego rządu "niechlujnie klęczał przy trumnie". Polscy duchowni zarzucali naszym dygnitarzom, że nie dość okazywali żałobę. W luksemburskiej prasie te zarzuty były mocno eksponowane. Bo tam, chociaż jest to kraj w ponad 90 procentach katolicki, takie zarzuty są nie do pomyślenia.
[b]Ale Luksemburczyków nie dotknęła tragedia smoleńska. [/b]
Najpierw przeżywanie żałoby w Polsce było bardzo rozczulające. Ale później przedłużająca się żałoba zaczęła przybierać formę monstrualną. Kult cierpiętnictwa, jaki w Polsce istnieje – on ma bardzo długie korzenie, wielowiekowe – jest już dzisiaj dla ludzi nie do wytrzymania. Oni muszą wariować. Dzień w dzień od miesięcy oglądamy pogrzeby, cierpienie, krzyże, modlitwy. To się wpisuje w subkulturę cierpniętnictwa, polskiej ofiarności, która nas ogranicza. Część z nas widzi życie wyłącznie przez ten pryzmat. Słowa, że ktoś poległ, zamiast powiedzieć, że zginął w katastrofie lotniczej, wydają się dla niektórych naturalne.
[b]Poległ w tym sensie, że zginął, wykonując służbę publiczną. [/b]
Rozumiem i nie chcę tego piętnować. Ale musimy z tego wyjść, bo żaden naród nie jest w stanie żyć miesiącami i latami w cierpieniu. Niemożliwe jest kontynuowanie tej przesady, ostentacji, prób wymuszania jedynie właściwych zachowań. Jednocześnie wraca spór światopoglądowy z początku lat 90. Po 20 latach musi przybierać inną formę, bo społeczeństwo przez ten czas się zmieniło. Zarówno w sensie obyczajowym, jak i mentalności. O tym teraz trzeba rozmawiać.
[b]Chyba podoba się więc pani to, że obecnie dyskutuje się o in vitro?[/b]
Kościołowi chodzi o to, żeby żadna ustawa nie powstała. Przecież sprawa in vitro istnieje od lat, a Kościoła to nie interesowało. Odezwał się, gdy miała powstać ustawa, bo zależy mu na tym, żeby żadne prawne rozwiązania nie zostały przyjęte. Bo to Kościół ogranicza. Wypowiedzi biskupów nie świadczą o trosce o ludzi, o problemie technik poczęcia.
[b]Tylko o czym? [/b]
Episkopat realizuje dyrektywy swoich watykańskich zwierzchników. Kieruje nim watykańska biurokracja.
[b]Ale chyba konstruktywna rozmowa na jakikolwiek temat jest coraz bardziej niemożliwa, bo w Polsce dominuje teraz język nienawiści, który wzbudza silne emocje u ludzi.[/b]
Podobne słowa padają wszędzie na świecie. W Polsce jednak świadomie są nazywane językiem nienawiści. A reakcja na te słowa jest nadmierna, tworząc kiepski polityczny teatr.
[b]A jaka jest w tym rola Jarosława Kaczyńskiego? [/b]
Zasadnicza. To on określa klucz wiolinowy tej dyskusji, bo nadaje jej tonację na każdy kolejny dzień. Stał się jedną z centralnych postaci życia emocjonalnego Polaków. Albo wywołuje ogrom nienawiści, albo uwielbienie. Nikogo nie pozostawia obojętnym. Kuriozalne jest to, że osoba o świadomości zawężonej przez dwa ciężkie przeżycia – śmierć brata i własną przegraną w wyborach prezydenckich – pełna wściekłości i żądzy zemsty, rysuje klucz wiolinowy polskiemu życiu publicznemu. Wymuszając reakcje polskich władz na napastliwe i często absurdalne zarzuty. To wszystko sprawia, że mam poczucie, iż żyję w groteskowo-złowrogim świecie króla Ubu.
[i]Barbara Labuda, z wykształcenia romanistka, w czasach PRL działała w opozycji demokratycznej i "Solidarności". Potem związała się z Unią Demokratyczną i Unią Wolności. W 1995 r. w wyborach prezydenckich poparła Aleksandra Kwaśniewskiego. Od 1995 do 2005 była ministrem w Kancelarii Prezydenta RP. Ostatnio pełniła funkcję ambasadora RP w Luksemburgu[/i]