[b]Dlaczego miejsce obozu nie zostało zabezpieczone i upamiętnione od razu po wojnie? [/b]
W latach 40. teren został otoczony siatką, ale ją rozkradziono. Brakowało funduszy. Nie było też wielkiej presji społeczności żydowskiej, żeby upamiętnić to miejsce – to widać, gdy czyta się powojenne dokumenty Centralnego Komitetu Żydów w Polsce. Żydzi byli zajęci budową pomnika bohaterów getta warszawskiego, a Treblinek było wiele…
[b]Jak to wiele? Na małej polance zgładzono ponad 900 tysięcy ludzi! W Treblince zginęła prawie cała żydowska społeczność Warszawy… [/b]
Ale był też Bełżec, Sobibór, Auschwitz, Majdanek. Na zabezpieczenie, upamiętnienie tych miejsc potrzebne były pieniądze, a kraj był w ruinie. Coś się ruszyło pod koniec lat 50., gdy zbliżały się procesy niemieckich oprawców. PRL-owska władza zdawała sobie sprawę, że oczy świata zwrócą się w stronę takich miejsc jak Treblinka. To zapewne przyśpieszyło prace nad zabezpieczeniem miejsca, upamiętnieniem ofiar.
[b]Pani książka wyszła w nakładzie 500 egzemplarzy? [/b]
Tak, to normalny nakład dla publikacji naukowych.
To za dużo pani nie zarobiła?
No nie, dostałam 20 egzemplarzy autorskich, ale musiałam zapłacić za prawa autorskie do fotografii. Trochę więc dopłaciłam do interesu. Niektórzy koledzy nie dostają nawet egzemplarzy autorskich, więc nie było tak źle.
[b]Pani pierwsza pisze książkę o tym, co się działo w Treblince po wojnie. Książka jest dobrze udokumentowana i przepada. Gross pisze esej, korzysta z pracy innych. Jego praca jeszcze nie wyszła, a już wiadomo, że będzie sukcesem rynkowym. O co chodzi? Nie potrafi pani tak dobrze opowiadać jak Gross? [/b]
Panowie, gdy wyszła moja książka, byłam świeżo upieczonym magistrem! Samo jej wydanie to dla mnie sukces.
[b]Starsi koledzy też narzekają, że Gross musi napisać esej, żeby ktoś pochylił się nad ich wieloletnią pracą. [/b]
Nie wiem, gdzie tkwi błąd. W systemie wydawniczym? W tym, że nie doceniamy polskich naukowców?
[b]A może chodzi o to, że trudno jest nam rozmawiać o kłopotliwych sprawach. Można było już tysiąc razy powiedzieć o tych kopaczach i mielibyśmy to za sobą. Tymczasem pani jest pierwszą osobą, która po 60 latach robi porządną kwerendę archiwów na ten temat… [/b] To naturalne, że wolimy być postrzegani jako bohaterowie, ludzie szlachetni, tacy, którzy pomagali Żydom. A takich było wielu. Ale byli też szmalcownicy, ludzie, którzy się wzbogacali kosztem ofiar. I o tym też trzeba pamiętać.
[b]Czy w muzeum w Treblince powinna być gablotka poświęcona rozkopywaniu tego terenu w latach powojennych? [/b]
Oczywiście.
[b]Jaką informację powiesiłaby pani w tej gablotce? Kilka zdań dla turysty z USA. Tak, żeby było uczciwie, ale też, żeby Amerykanin nie wyjeżdżał z fałszywym przeświadczeniem – wprawdzie Niemcy mnóstwo ludzi tu zamordowali, ale nie da się tego porównać z bestialstwem Polaków, z tym, co oni wyprawiali po wojnie. [/b]
Powinna być informacja, że teren od 1944 do 1963 roku był zaniedbany. Że niektórzy w byłym obozie poszukiwali pożydowskich kosztowności. Ale też wiadomość o tym, że pod koniec lat 50. powstał komitet budowy pomnika, który stanął również dzięki składkom pochodzącym od polskiego społeczeństwa.
[i]Martyna Rusiniak-Karwat jest historyczką. Pracuje na UW. Specjalizuje się w historii i kulturze Żydów w Polsce w XX wieku; prowadzi badania dotyczące historii socjalistycznej partii Bund w Polsce po 1944 r. Autorka pierwszej pracy naukowej o tym, co działo się w Treblince po II wojnie światowej[/i]