Ewa Kopacz zmienia okręg wyborczy – taka pogłoska zelektryzowała Platformę w poprzednim tygodniu. Minister zdrowia, osoba w partii niezmiernie wpływowa dzięki bliskiej przyjaźni z Donaldem Tuskiem, ma się przenieść z rodzinnego Radomia do Gdyni. Powód byłby prosty: Radom to okręg bardziej PiS-owski, Gdynia jest dużo bardziej proplatformerska. W 2007 r. Kopacz jako lider listy w Radomiu zdobyła 39 tys. głosów, a lider listy PO w Gdyni Marek Biernacki – 84 tys. Według niektórych polityków PO Kopacz, startując w lepszym okręgu, mogłaby zdobyć nawet ponad 100 tys. głosów. W okręgu radomskim nie może na to liczyć. Radom jest jedynym dużym miastem, w którym PiS bez większego problemu utrzymał stanowisko prezydenta miasta.
Dobry wynik w wyborach jest atutem w wewnątrzpartyjnej rywalizacji o stanowiska. A Kopacz, będąc wiceprzewodniczącą partii, uczestniczy w tej rozgrywce.
Przenosiny do Gdyni to na razie tylko przymiarka. Niektórzy posłowie PO dementują tę informację, twierdząc, że to plotka, która jest wynikiem rywalizacji dwóch najważniejszych postaci w gdyńskiej PO: Biernackiego i Tadeusza Aziewicza. Inni z kolei przekonują, że pogłoska może się ziścić, gdyż Kopacz z osobistych powodów ma coraz mniej własnych spraw w rodzinnym Radomiu, a coraz więcej na Wybrzeżu. Tam m.in. po ukończeniu studiów osiadła jej córka.
Nerwowo jest przy układaniu list we wszystkich okręgach. I jeśli nie jest pewne wystawienie Kopacz jako alternatywy dla rywalizujących ze sobą Biernackiego i Aziewicza, to inaczej jest z Barbarą Kudrycką. Minister nauki ma dostać jedynkę w Białymstoku. Nie tylko dlatego, że to jej rodzinne miasto. Ale też po to, aby rozwiązać problem konfliktu między obecnym szefem regionu Damianem Raczkowskim a poprzednim, lecz ciągle wpływowym, Robertem Tyszkiewiczem. W ten sposób władze partii unikają konieczności dokonania przykrego wyboru, bowiem pierwszy jest związany z tzw. spółdzielnią Cezarego Grabarczyka, drugi jest bliskim współpracownikiem Grzegorza Schetyny. Kudrycka nie jest związana z żadną z tych frakcji, blisko jej za to do szefa rządu.
Spór między obiema frakcjami może też mieć wpływ na start Jarosława Gowina. Popularny w Krakowie polityk usłyszał już wyraźne sugestie, że powinien próbować swych sił, startując do Senatu lub z innego okręgu. Wtedy krakowska jedynka przypadłaby szefowi regionu, czyli Ireneuszowi Rasiowi. Gowin nie chce się wynieść z Krakowa, więc sam zaproponował, że może wystartować z ostatniego miejsca na liście. Ta kalkulacja jest przejrzysta. W 2007 r. zdobył 160 tys. głosów, więc – niezależnie od miejsca na liście – ma zapewnioną reelekcję. A mandat zdobyty z ostatniego miejsca będzie dla niego argumentem w rywalizacji o miejsce w partyjnej hierarchii.