Liczenie Platformy

Platformie rządziłoby się łatwiej, gdyby na kilkanaście miesięcy władzę przejął PiS

Publikacja: 08.06.2011 10:39

Liczenie Platformy

Foto: W Sieci Opinii

 

Scenariusz pierwszy – Platforma wygrywa. Wygrywa i rządzi, sama lub z którymś z mniejszościowych koalicjantów. Rządzi i musi się tłumaczyć, a o to coraz trudniej, bo nie można drugiej swojej zmarnowanej kadencji zwalać na PiS, nawet przy ponadstandardowej wyrozumiałości naszych mediów. Więc nawet jeśli koalicja nie posypie się przed końcem kadencji i jakoś doczołga do jej końca, to chyba tylko po to, żeby po wyborach w 2015 roku oddać nie tylko władzę, ale i Pałac Prezydencki, bo za dwie zmarnowane kadencje nawet „młodzi, wykształceni, z wielkich miast” w końcu wystawią rachunek. Po dwóch kadencjach Platformy, jeśli druga będzie równie udana jak pierwsza, z Platformy niewiele zostanie. I pewnie ma tego świadomość, bo że rządzić nie umie, miała okazję boleśnie się przekonać. Właśnie zaczyna zbierać tego owoce, a to dopiero początek zapowiadających się na wyjątkowo obfite zbiorów.

 

Scenariusz drugi – Platforma nie wygrywa. Nie wygrywa, więc rządzi PiS, z mniejszościowym koalicjantem. Pół biedy, gdyby to był PSL, bo temu wystarczy sam udział we władzy, a i Platformie trudniej byłoby atakować PiS za koalicję z kimś, z kim sama dopiero w koalicji była. Najlepiej byłoby – dla Platformy – gdyby rządziła koalicja PiS-SLD, bo nie tylko byłaby to gwarancja wyjątkowo widowiskowych awantur wewnątrzkoalicyjnych, ale także wymarzony obiekt ataków. Jeśli jednak ktoś myśli, że warto zacisnąć zęby i znieść to wszystko, jest, niestety, bardzo naiwny, bo będzie to cena nie za cztery lata rządzenia, ale najwyżej kilka miesięcy przymierzania się do rządzenia. Nie ma co się łudzić, po kompromitacji EURO (a chyba nikt nie wątpi, że Platforma i media bez trudu wmówią wyborcom, że wszystko było na najlepszej drodze, ale PiS pod koniec przygotowań przejął władzę i wszystko zepsuł), po kryzysie finansowym (każdym innym), po związanym z tym nieuchronnym załamaniu się sondaży, wzmocniona kilkumiesięcznym byciem w opozycji Platforma „wyjmie” PiSowi koalicjanta, a mając wystarczające siły w parlamencie, i swojego prezydenta, nie będzie musiała czekać do końca kadencji na odzyskanie władzy. Wystarczy, że przeczeka najgorsze i pozwoli PiSowi wziąć za to odpowiedzialność.

 

Powtarzam się, ale czy każdy dzień nie przynosi kolejnych dowodów na to, że choć o władzę trzeba walczyć, to nie ma co się do niej spieszyć? Trzeba ją przejąć tak, żeby dostać także szansę na zrobienie czegoś, a nie wyłącznie rachunki poprzedników do uregulowania. Tymczasem PiS zachowuje się, jakby mu było wszystko jedno co i z kim, ważne, żeby już. Rozumiem wyposzczenie, rozumiem chęć odegrania się na Platformie, nie rozumiem natomiast braku instynktu samozachowawczego. Jeśli PiS poważnie rozważa pchanie się do władzy razem z Napieralskim, to jest to wymarzony scenariusz dla Platformy. Po kilku miesiącach gorszących sporów, które całkowicie sparaliżują taką koalicję, do władzy powróci Platforma, bo odzyska swój koronny – jedyny zresztą – argument, czyli widmo rządów PiSu. Bo jedyna szansa na rządzenie, jaką PiS dostanie w najbliższej kadencji, to tymczasowe rządy na czas katastrofy, które Platforma spokojnie przeczeka w opozycyjnym czyśćcu, udając, że za katastrofę ani trochę nie odpowiada.

 

Dzisiaj PiS z nieskrywaną radością komentuje klęskę PJN i możliwy powrót „zdrajców” (Brudziński: „Nie będziemy otwierać swoich list, czy drzwi do partii w przedwyborczym czasie. Może kiedyś. Ten byt polityczny żadnego bólu, poza nagłymi atakami śmiechu, nie wywołuje”). Jeśli PiS nie jest w stanie dostrzec w upadku PJN szansy na wzmocnienie swojej formacji poprzez przyciągnięcie (albo przynajmniej nie odpychanie) tych kilku PJoNków naprawdę wartych zachodu (Kowal, Ołdakowski, Cichocka, Jakubiak, lokalni działacze), to znaczy, że swoją przyszłość opiera już tylko albo na iluzji samodzielnych rządów (w najbliższej przyszłości trudne do wyobrażenia), albo na koalicji z SLD (to z kolei, dla wielu wyborców, trudne do zaakceptowania). Tylko tym można bowiem tłumaczyć niewykorzystanie szansy na wzmocnienie się wartościowymi ludźmi z prawej strony i de facto wpychanie ich w orbitę Platformy. Za niewiele rzeczy w polityce ponosi się karę, za głupotę prawie zawsze.

 

Scenariusz pierwszy – Platforma wygrywa. Wygrywa i rządzi, sama lub z którymś z mniejszościowych koalicjantów. Rządzi i musi się tłumaczyć, a o to coraz trudniej, bo nie można drugiej swojej zmarnowanej kadencji zwalać na PiS, nawet przy ponadstandardowej wyrozumiałości naszych mediów. Więc nawet jeśli koalicja nie posypie się przed końcem kadencji i jakoś doczołga do jej końca, to chyba tylko po to, żeby po wyborach w 2015 roku oddać nie tylko władzę, ale i Pałac Prezydencki, bo za dwie zmarnowane kadencje nawet „młodzi, wykształceni, z wielkich miast” w końcu wystawią rachunek. Po dwóch kadencjach Platformy, jeśli druga będzie równie udana jak pierwsza, z Platformy niewiele zostanie. I pewnie ma tego świadomość, bo że rządzić nie umie, miała okazję boleśnie się przekonać. Właśnie zaczyna zbierać tego owoce, a to dopiero początek zapowiadających się na wyjątkowo obfite zbiorów.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości