Przypomnijmy, że skargę do Rady Etyki Mediów złożyły dwie członkinie Rady Programowej TVP - Barbara Bubula i Bożena Walewska, które napisały, że Tomasz Lis „chciał jedynie zdenerwować, skompromitować, zmusić do tłumaczenia się i w efekcie poniżyć Jarosława Kaczyńskiego”.
REM przerzuciła odpowiedzialność na Kaczyńskiego.
Jarosław Kaczyński godząc się na wywiad tuż przed wyborami, musiał być przygotowany na to, że dziennikarz zada mu w imieniu wyborców trudne pytania. Wywiad z szefem głównej partii opozycyjnej nie sprowadza się przecież do rejestrowania wypowiedzi polityka, do czego wystarczyłby mikrofon, ale wymaga też dociekania tego, czego indagowany nie mówi, lub nie chce powiedzieć. Granica, której dziennikarz nie może przekroczyć, to dobra osobiste interlokutora. Zdaniem REM nie zostały one naruszone.
Rzeczoznawca Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Marek Palczewski w wydanym oświadczeniu pisze:
Zarzuty, jakie można mu postawić, sprowadzałyby się zatem do trzech głównych:
- Tomasz Lis momentami tracił dystans, „wychodził” z roli dziennikarza, a stawał się politykiem, utożsamiającym się z racjami strony nieobecnej w studiu;
- objawiał swoją niechęć wobec interlokutora;
- nie zachował zasady równego traktowania wszystkich swoich rozmówców. We wcześniejszych rozmowach z Donaldem Tuskiem i Lechem Wałęsą okazywał swoim rozmówcom więcej zrozumienia i sympatii.