Wicenaczelny "Uważam Rze" mówi:
Sądzę, że Ziobro wolałby zostać wyrzucony i stać się męczennikiem. Wydaje mi się, że może to być błąd, który popełnili ludzie z PJN. Bo wyraźnie przecenili element męczeństwa. Myślę, że chodzi nie tylko o grupę, która miałaby z nim wyjść z PiS. Bardziej widzi się chyba w roli lidera ugrupowania, które powstaje z resztek na prawicy. Z tego, co wiem, liczą, że wspólnie z PJN, Markiem Jurkiem i kilkoma mniejszymi ugrupowaniami wreszcie uda im się przekroczyć masę krytyczną, która nie pozwoli określić ich mianem planktonu.
Karnowski twierdzi, że „ziobryści” mogą podzielić los PJN.
Ziobro, podobnie jak PJN, przecenia swoje znaczenie i zasoby polityczne, które mógłby uruchomić. Poza tym nie wierzę, żeby mógł przyciągnąć rzesze wyborców PiS. Niektórym, Ziobrze chyba też, umyka bardzo ważny element - elektorat z Kaczyńskim łączą więzi emocjonalne, niemal rodzinne, a tragedia smoleńska zabetonowała tę relację. Ludzie, którzy na niego głosują, mają poczucie, że to coś więcej niż polityka. Dla tego wyborcy nie jest kluczowe słowo "skuteczność", które miałoby towarzyszyć nowej inicjatywie Ziobry, ale "świadectwo", a Kaczyński w jakimś sensie je daje. Poza tym, kiedy rozmawia się z Ziobrą trudno odnaleźć coś, co by go na nowo konstytuowało, co mówiłoby, że jego oferta jest czymś więcej niż osobistą ambicją. Wszystko to za mało, żeby odnieść sukces po prawej stronie sceny politycznej.
Michał Karnowski podsumowuje: