Sołonin ma wśród polskich czytelników wyrobioną markę: jest na pewno w pierwszej trójce znawców „frontu wschodniego" obok historyka-hobbysty Wiktora Suworowa, który pierwszy rzucił wyzwanie wielkiemu historycznemu kłamstwu tuszującemu decydującą rolę ZSSR w rozpętaniu wojny światowej, i historyka-popularyzatora Władimira Bieszanowa, który drobiazgowo opisał miesiąc po miesiącu cały prawdziwy przebieg „wielkiej ojczyźnianej". Być może ustępuje Suworowowi pasją (jest z nim zresztą w sporze co do interpretacji poczynań Stalina i przyczyn katastrofy Armii Czerwonej w 1941) a Bieszanowowi talentem narracyjnym, ale góruje nad obydwoma solidnością swych prac. Praktycznie każdą tezę argumentuje konkretnymi dokumentami archiwalnymi, których jest zapalonym i uznanym badaczem.
I w taki właśnie, niezwykle solidny sposób napisany jest też zawarty we wspomnianej książce esej „Nasza władza będzie okrutna", poświęcony, jak określa to Sołonin, „galicyjskiemu faszyzmowi" oraz jego prawodawcom ? Doncowowi, Banderze, Szuchewyczowi i innym.
Sam autor, gdy podczas spotkania w Klubie Ronina wspomniałem o tym eseju, wydawał się nie zaliczać go do swoich znaczących dokonań. Ot, taki, jak to ujął, „popularyzatorski", „podręcznikowy" materiał, w którym niczego wszak nie odkrył, niczego nowego światu nie oznajmił, zsumował tylko fakty powszechnie znane, którym zaprzeczyć nie sposób ? można tylko udawać, że ich nie ma, wypierać ze świadomości i czynić tabu.
Może i nie ma w tym tekście niczego nowego, ale śmiem twierdzić, że powinien on być obowiązkową lekturą w szkołach, w parlamencie RP i jej „elitach" kulturalnych. Bo jest to po prostu zawarta w pigułce wiedza, oparta na dokumentach i cytatach, o do gruntu zbrodniczej, obłędnej ideologii, która wydała OUN i UPA ? ideologii bliźniaczo podobnej do nazizmu i komunizmu, bo też i wywiedzionej z generalnie tych samych założeń budowy „nowego wspaniałego świata" poprzez masową eksterminację całych stojących na zawadzie grup społecznych i narodów. Jak pisze Sołonin, Doncow czy Bandera od Hitlera i Stalina różnili się tylko tym, że mieli mniej szczęścia i nigdy nie dano im rządzić państwem. Z tym „brakiem szczęścia" można polemizować. Oczywiście, w liczbach bezwzględnych wymordowanie około stu tysięcy Polaków, Żydów, Ukraińców i Czechów nie może się równać osiągnięciami Hitlera, liczonymi w milionach, a tym bardziej Stalina, idących w dziesiątki milionów. Ale za to nacjonalistom ukraińskim (czy, jak chce Sołonin, „galicyjskim") przysługiwała przez wiele lat palma pierwszeństwa jeśli chodzi o skuteczność zorganizowania masowego ludobójstwa siłami partyzantki, nie dysponującej żadnym aparatem państwowym. Przynajmniej do czasu rzezi w Ruandzie.