Poproszona o skomentowanie doniesień "Financial Times" Gilowska mówi:
Unie walutowe nie rozpadają się z dnia na dzień. Ale spiętrzenie kłopotów jest faktem i dlatego równolegle rosną naciski na Europejski Bank Centralny, żeby „coś z tym zrobił”. Z kolei status EBC jest taki sam jaki był, formalnie bardzo mocny. Warto pamiętać, że Unia Europejska nie ma długów i w obecnym stanie prawnym mieć ich nie może. Ten medal ma dwie strony – Unia Europejska nie ma też żadnej swojej „zdolności kredytowej”. Taką zdolność mają państwa członkowskie. To one mają „skarby”, takie jak nasz Skarb Państwa i na poczet tych „skarbów” zaciągają zobowiązania. To w państwach członkowskich strefy euro narosły góry długów, ciągnąc w dół wspólną walutę.
Zyta Gilowska ocenia zdolności kredytowe państw Unii:
Państwa członkowskie zapożyczyły się za bardzo i ponad swoje zdolności kredytowe. Kryzys jest bardzo brutalnym testem dla państw i dla gospodarek. Zamęt na rynkach finansowych trwa już ponad trzy lata i było wiadomo, że dotrze do Europy.
Dotychczas nigdy polityka z rynkami finansowymi nie wygrała i nie mam pojęcia, dlaczego uważano, że teraz będzie inaczej, zwłaszcza, że od półtora roku na temat kryzysu w Europie to się wyłącznie gada. Inna sprawa, że w Polsce nawet się nie gadało, bo i po co? Przecież najpierw nie było żadnego kryzysu, potem z tym kryzysem, którego nie było, wygraliśmy jako „zielona wyspa”, potem byliśmy w ogóle najlepsi. No, a teraz to już wiemy, że dzielni Polacy żadnego kryzysu do siebie nie wpuszczą. Proszę mi wierzyć, ironizuję bez satysfakcji, ale tak to wygląda.