Na blogu "daleko od Warszawy" w Salonie24.pl ten publicysta i radny Katowic (PiS) zwraca uwagę:
Felietonista katowickiej „Gazety Wyborczej” Michał Smolorz wyraził swoje oburzenie postawą pewnego gimnazjalisty. Uczeń zataszczony wraz z całą klasą w ramach zajęć na seminarium Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej w Gliwicach publicznie dał wyraz swojej niechęci do lansowanej mainstreamowej wersji śląskości (czy raczej schlezjeryzmu od „Schlesien”) i oświadczył, że czuje się Polakiem. Oburzony felietonista organu Michnika uznał odważnego gimnazjalistę za reinkarnację Pawlika Morozowa, wzoru dla komunistycznych pionierów donoszącego na swoich rodziców. (…)
Mnie postawa gimnazjalisty otoczonego wylewającą się zewsząd apologetyczną propagandą śląskości w wersji RAŚ (Gorzelik jest nie tylko najlepszym politykiem, ale także np. najlepiej ubranym) kojarzy się raczej z Marcinem Borowiczem (bohater "Syzyfowych Prac" Żeromskiego – red.). Jeszcze trochę lekceważenia tej problematyki w kraju a czekają nas prawdziwe problemy.
Ale nie tylko gimnazjalista godzien jest potępienia. Smolorz zrugał też nowego metropolitę katowickiego, który ważył się powiedzieć w świątecznym wywiadzie:
W Tarnowie, gdzie byłem biskupem przez 14 lat, mówili mi: nie ma śląskiego akcentu, ale to Ślązak, bo działa jak Ślązak. Oceniali mnie po stylu pracy, załatwianiu konkretnych spraw: szybko, konkretnie, dokładnie, kompetentnie. Przyznam, że to był bardzo satysfakcjonujący komplement.