W serwisie rp.pl - wywiad Wojciecha Wybranowskiego z płk Janem Podhorskim, ps. Zygzak, który bił się w Powstaniu Warszawskim, walczył w Narodowych Siłach Zbrojnych...
Rozumiem, że Polska za to podziękowała...
O tak, podziękowała. W dowód tej wdzięczności w grudniu 1946 roku zostałem zatrzymany przez UB i aresztowany. Do dzisiaj, jak wielu moich kolegów z podziemia antykomunistycznego, pamiętam te dowody wdzięczności. Bicie pałką, pięścią, kopanie... (…) Jednym z bijących był ówczesny naczelnik Jan Młynarek. Czasami tak kopał, że jak mówił "musi buty zdjąć, bo się zmęczył". I tak miałem szczęście, bo on lubował się w zabijaniu, zdarzało się, że odprowadzanemu żołnierzowi podziemia tak dla zabawy strzelał w tył głowy (według ustaleń historyków Młynarek wykonał kilkadziesiąt wyroków śmierci – red.). Jemu Polska podziękowała – kiedy reżim stalinowski zelżał, został dyrektorem Powiatowego Zakładu Mleczarskiego w Turku. Nigdy nie stanął przed sądem.
Płk Jan Podhorski dodaje:
Mnie ochroniło to, że zatrzymano mnie za działalność w nielegalnej narodowej organizacji po wojnie, przynależności do NSZ nie mogli mi udowodnić. Więc dostałem sześć lat, z czego odsiedziałem pięć we Wronkach. Gdyby im się udało, dostałbym czapę. Zresztą sędzia Kazimierz Tasiemski nawet tego nie ukrywał. Dzisiaj jego córka ma pretensje do mnie, że o tym mówię, bo przecież Tasiemski został później głośnym adwokatem, bronił w Czerwcu'56. Ale nie ukrywajmy faktów.