Tomasz Sakiewicz podkreśla, że nie tylko w Polsce „kremlowski watażka” ma opinię bezwzględnego i nieobliczalnego.
Najważniejszym sojusznikiem Putina w Polsce jest strach. Trochę tak jak z pijanym żulem, który miota przekleństwa i szuka zaczepki. Wszyscy ustępują mu, by nie uwikłać się w awanturę, w której można zostać nieźle poturbowanym. Efekt takiego zachowania jest taki, że normalni ludzie tłoczą się na krańcach chodnika, a żul zdobywa dla siebie prawie całą ulicę. Faktycznie wystarczyłby opór jednej zdeterminowanej osoby albo solidarna postawa kilku innych, by odzyskać chodnik.
„Czy naprawdę Putin jest taki groźny?” – pyta naczelny „Gazety Polskiej”. I dodaje, że sam nie wierzy w żadną „poważniejszą awanturę” w środku Europy:
Nawet najwierniejsi sojusznicy Putina nie będą podejmowali takiego ryzyka, póki Zachód jest dziesięć razy silniejszy niż Rosja. Celem Putina jest nie tyle podbój, ile odtworzenie i utrzymanie resztek dawnego imperium. Nie może więc angażować się w żadne kosztowne akcje polityczne. Jego kraju po prostu na to nie stać.
Ustępstwa Polski i innych krajów europejskich wobec Moskwy wynikają po prostu z głupoty i tchórzostwa. Rzadko ktoś, widząc rozpychającego się Putina, chce powiedzieć: sprawdzam. Wojna gruzińska była tego najlepszym dowodem. Putin mógł ryzykować zatarg z niedużą Gruzją, kiedy jednak Polska poparła Tbilisi i kilka innych krajów naszego regionu, musiał się zatrzymać.