Demokraci też polują

Nie sposób powiedzieć, że demokraci są przeciwni posiadaniu broni, a republikanie są „za". Istnieje inny podział: prowincja kontra większe miasta – wyjaśnia Piotrowi Włoczykowi amerykański polityk Partii Republikańskiej Philip English

Publikacja: 18.12.2012 23:52

Masakra w szkole w Littleton (stan Kolorado) w roku 1999 również wywołała w USA burzliwą dyskusję o

Masakra w szkole w Littleton (stan Kolorado) w roku 1999 również wywołała w USA burzliwą dyskusję o prawie do posiadania broni

Foto: AP

Amerykański prezydent powiedział po masakrze w szkole w Newtown: „te tragedie muszą się skończyć. Żeby je skończyć, my musimy się zmienić". Nie padły przy tym żadne konkrety, ale wiadomo, że na żadną rewolucję w dostępie do broni w USA nie ma szans. Co zostaje więc Barackowi Obamie?

Prezydent musi przedstawić wyważoną i – co ważniejsze – realną odpowiedź na tę tragedię. Nie powinien jednak przy okazji przypominać Amerykanom aż nazbyt znajomo brzmiących opinii na temat broni palnej albo próbować wprowadzać starych i wyświechtanych propozycji. Zamiast tego powinny paść wezwania do podjęcia działań, które znalazłyby poparcie całej sceny politycznej. Przegląd przepisów dotyczących broni palnej byłby jak najbardziej na miejscu, ale udawanie, że ograniczenie się tylko do tego środka zmieni sytuację, nie przekonałoby najprawdopodobniej większości moich rodaków. Prezydent będzie się też musiał zastanowić, jak sprawić, żeby nasze instytucje edukacyjne i miejsca publiczne były bezpieczniejsze.

Demokraci w ciągu ostatnich 10 lat nie podjęli żadnych zdecydowanych kroków, by ograniczyć dostęp do broni

Czyli uważa pan, że zamiast walki z drugą poprawką do konstytucji, dającą prawo do posiadania broni, powinno się zabiegać o poprawienie bezpieczeństwa w szkołach? Jak? Wymieniając drzwi w klasach na przeciwwłamaniowe?

Wydawało się, że już mamy odpowiednie przepisy dające pewien poziom bezpieczeństwa w szkołach, ale wygląda na to, że będziemy musieli pochylić się nad tymi przepisami jeszcze raz. Na pewno nie chcemy militaryzować naszych szkół. Jeżeli w szkole w Newtown byłaby inna ochrona – poza zwykłą, pasywną – to można założyć, że udałoby się ograniczyć rozmiary tragedii wyrządzonej przez Adama Lanzę. Myślę, że Amerykanie są już gotowi na ogólnonarodowy dialog w sprawie tego, co można zrobić z tym problemem, i jak w ogóle znaleźliśmy się w takim miejscu.

A czy pańscy rodacy są gotowi na przywrócenie zakazu obrotu niektórymi spośród tzw. broni ofensywnych? Taki zakaz obowiązywał już w USA w latach 1994–2004, ale nie został przedłużony. Lanza użył podczas masakry karabinu półautomatycznego, który wiele osób nazywa właśnie bronią ofensywną.

Amerykanie mieli już okazję przyjrzeć się temu zakazowi i moim zdaniem widzą, że ma on raczej na swoim koncie niewielki sukces. Byłem członkiem Kongresu, gdy zakaz wszedł w życie i wraz z innymi kongresmenami przyglądaliśmy się jego efektom. Były one bardzo ograniczone. Nawet żarliwi zwolennicy ograniczenia prawa do posiadania broni nie palili się specjalnie do ponownego wprowadzenia tego zakazu, więc nie powinno dziwić, że przepis ten nie został przywrócony. Oczywiście Amerykanie zapewne pozytywnie patrzyliby na wprowadzenie obostrzeń w dostępie do niektórych rodzajów broni, ale nie powinniśmy wprowadzać tego samego prawa co kiedyś, licząc na pojawienie się odmiennych (lepszych) rezultatów.

Nie uważa pan jednak, że karabiny półautomatyczne, w rodzaju tego, który użył w ataku na szkołę Adam Lanza, powinny zniknąć z ulic?

Z perspektywy Europy problem takich karabinów wygląda inaczej niż u nas. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że na amerykańskiej prowincji, np. w zachodniej Pensylwanii, skąd pochodzę, wiele tak zwanych półautomatycznych karabinów szturmowych używanych jest do polowań. Wielu moich rodaków zastanawia się, dlaczego tego rodzaju broń wrzucana jest przez niektórych do jednego worka z karabinami automatycznymi. Ci, którzy nie są częścią kultury łowieckiej, mają zupełnie inne spojrzenie na tę sprawę. Żeby było jednak jasne – absolutnie nie jestem zwolennikiem militaryzowania naszych ulic. Jestem zwolennikiem rozwiązań, które są realne. A samo przegłosowanie zakazu z lat 90. na pewno nie będzie rozwiązaniem problemu, który nas trapi.

Skoro nie popiera pan wprowadzenia zakazu obrotu takimi karabinami, to może popiera pan chociaż ograniczenie wielkości magazynków? Ostatnie badania opinii publicznej pokazują, że ponad połowa Amerykanów życzyłaby sobie wprowadzenia ograniczeń. Przecież można chyba spokojnie polować, gdy magazynek ma 10 naboi, a nie np. 30 i więcej, nieprawda?

Zgadzam się, że to akurat powinno być częścią systemowego rozwiązania. Rzeczywiście, tzw. magazynek typu „banan" nie jest niezbędny do polowania. Tak samo zresztą jak naboje, które są zaprojektowane, by przebijać pancerz lub kamizelki kuloodporne. Jednak wielu spośród tych, którzy widzą w drugiej poprawce do konstytucji gwarancję wolności, będzie patrzyło na ten problem nieco inaczej. Mimo wszystko są pewne rodzaje broni i uzbrojenia, co do których panuje dość powszechne przekonanie, że mogą być zabronione z uwagi na bezpieczeństwo ludności, bez narażania na szwank ducha drugiej poprawki. Prawdopodobnie znów zrobimy przegląd takich broni i uzbrojenia pod tym kątem.

Jakie inne rozwiązania wchodziłyby więc w grę?

Musimy położyć na stole wszystkie pomysły, które pomogłyby zredukować przemoc. Jako osoba, która pracowała w sektorze ochrony zdrowia psychicznego i wspierała uwzględnianie leczenia chorób psychicznych w polisach ubezpieczeniowych, uważam, że odpowiedni dostęp do lekarzy i lekarstw dla tych, którzy mają tego typu problemy, jest ważnym elementem szerszego planu zapobiegania takim tragediom. Choć na razie nie wyciągam zbyt daleko idących wniosków z faktu, że zabójca z Newtown cierpiał na zespół Aspergera, to uważam, że ogromnym niebezpieczeństwem dla naszego społeczeństwa jest dostęp – w jakiejkolwiek formie – do broni dla osób, które są niestabilne psychicznie. Niepokoi mnie jednak to, że po lewej stronie sceny politycznej nie brak osób, które patrzą na to w całości jako na problem, któremu można zaradzić, ograniczając dostęp ludności do broni palnej.

Ale przecież nie brak demokratów, którzy niechętnie wspominają o ograniczaniu dostępu do broni.

Tak, ponieważ demokraci też polują. Pochodzę z terenów, gdzie wielu demokratów gorąco opowiada się za drugą poprawką. Polowanie to powszechne zajęcie wśród tzw. niebieskich kołnierzyków, jest ono bardzo popularne na prowincji. A wiele osób zanurzonych w tej kulturze popiera demokratów. Z drugiej stronie nie brak republikanów mieszkających na przedmieściach, którzy są otwarci na propozycje ograniczania dostępu do broni palnej. Tak więc nie sposób powiedzieć, że demokraci są przeciwni posiadaniu broni, a republikanie są „za". Istnieje za to inny podział w tej kwestii – prowincja kontra większe miasta. Demokraci tak naprawdę w ciągu ostatnich 10 lat nie podjęli żadnych zdecydowanych kroków, by ograniczyć dostęp do broni. Myślę, że Rahm Emanuel, wcześniej szef Kancelarii Prezydenckiej Baracka Obamy, a dziś burmistrz Chicago, odegrał poważną rolę w odciągnięciu demokratów od takich pomysłów. Poza tym NRA (National Rifle Association – Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie, jedna z najpotężniejszych grup nacisku – red.) wspierało ostatnio wielu demokratów w różnych wyborach. Dlatego też nawet po ostatniej tragedii nie można się spodziewać, że demokraci jako partia będą starali się ograniczyć dostęp do broni. Na ironię zakrawa fakt, że Michael Bloomberg, burmistrz Nowego Jorku, który do niedawna był nominalnie republikaninem, jest dziś prawdopodobnie najbardziej eksponowanym zwolennikiem ograniczania dostępu do broni palnej.

Jak mogłoby być inaczej, skoro Bloomberg jest z Nowego Jorku?

Tak, Nowy Jork historycznie miał inną wizję dotyczącą broni palnej z uwagi na walki gangów. W miejskim krajobrazie ta perspektywa jest zupełnie inna niż gdzie indziej.

W Polsce na 100 mieszkańców przypada średnio około jednej sztuki broni, podczas gdy w USA 90. W Polsce co roku zastrzelonych zostaje kilkadziesiąt osób, a w USA ofiar jest w granicach 10 tysięcy. Czy to nie dobry argument za tym, że im trudniejszy dostęp do broni, tym mniej jest tragedii?

Nie można tak powiedzieć, bo na przykład w krajach skandynawskich, w których również nie ma problemu z dostępem do broni, jest raczej niski współczynnik przemocy z użyciem broni palnej. Ameryka musi sobie teraz odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie: w jakim stopniu te wszystkie tragedie są wynikiem dostępu do broni, a w jakim są wynikiem skłonności do przemocy, która niestety istnieje w pewnych kręgach naszego społeczeństwa.

Co w takim razie może wyniknąć z ostatniej tragedii?

Prezydent Obama dostał niezwykłą, choć bolesną możliwość przeprowadzenia w kraju dyskusji na temat tego, jak zminimalizować groźbę przemocy wobec naszych dzieci w szkołach i w miejscach publicznych. Amerykanie doświadczyli już terroryzmu, strzelanin, zabójstw polityków, a to wszystko doprowadziło do głębokiego poczucia niestabilności. Częścią rozwiązania powinno być polepszenie dostępu do instytucji dbających o zdrowie psychiczne albo takie zabezpieczenie broni z technologicznie najwyższej półki, żeby mogły korzystać z nich tylko osoby do tego uprawnione, a ktokolwiek inny, pociągając za spust, nie byłby w stanie wystrzelić. Taka technologia już istnieje. Pytanie tylko, czy zdecydujemy się ją zastosować na szeroką skalę.

Philip English w latach 1995–2009 był członkiem Izby Reprezentantów z ramienia Partii Republikańskiej i zajmował się kwestiami związanymi z dostępem do broni palnej. W 2008 roku, w ostatnich wyborach do Kongresu, w których brał udział, otrzymał najwyższą możliwą ocenę od NRA (Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie) za „idealną statystykę głosowania za prawami chroniącymi dostęp do broni"

Amerykański prezydent powiedział po masakrze w szkole w Newtown: „te tragedie muszą się skończyć. Żeby je skończyć, my musimy się zmienić". Nie padły przy tym żadne konkrety, ale wiadomo, że na żadną rewolucję w dostępie do broni w USA nie ma szans. Co zostaje więc Barackowi Obamie?

Prezydent musi przedstawić wyważoną i – co ważniejsze – realną odpowiedź na tę tragedię. Nie powinien jednak przy okazji przypominać Amerykanom aż nazbyt znajomo brzmiących opinii na temat broni palnej albo próbować wprowadzać starych i wyświechtanych propozycji. Zamiast tego powinny paść wezwania do podjęcia działań, które znalazłyby poparcie całej sceny politycznej. Przegląd przepisów dotyczących broni palnej byłby jak najbardziej na miejscu, ale udawanie, że ograniczenie się tylko do tego środka zmieni sytuację, nie przekonałoby najprawdopodobniej większości moich rodaków. Prezydent będzie się też musiał zastanowić, jak sprawić, żeby nasze instytucje edukacyjne i miejsca publiczne były bezpieczniejsze.

Pozostało 90% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości