Nieustannie wzrusza mnie troska o los Kościoła okazywana przez autorytety w ogóle z nim nie związane, a nawet go odrzucające. To już jednak nie dziwi, to nic nowego. Jacek Żakowski w tekście dla dzisiejszej "Wyborczej" idzie jednak dalej, dokonując przy tym rzeczy niezwykłych. Wspinając się na intelektualne wyżyny wyżyn, nie tylko miesza pojęcia i bez żenady z pełnym autorytetem (zupełnie opacznie na dodatek) interpretuje gesty papieży, ale dokonuje tak nieprawdopodobnej nadinterpretacji, że przy niej "Jezus to największy socjalista świata" Hugo Chaveza wydaje się zupełnie zasadną egzegezą Biblii.
Osiem lat temu Jan Paweł II powiedział rzecz niezwykle ważną nie tylko dla katolików i chrześcijan, ale też dla nas wszystkich. Że życie jest wielką wartością, ale trzeba ją ważyć, kładąc na drugiej szali jakość życia.
- pisze Żakowski, choć dobrze wie, że Jan Paweł II nic takiego nie powiedział, a jego ostatnie dni wskazują na zupełnie przeciwną wymowę (że życie naznaczone cierpieniem też jest wartościowe). To jednak nie wzrusza publicysty, który wyjaśnia:
To, że JP II wolał to powiedzieć przez rozgrywany na oczach świata dramat swojego odchodzenia przerwanego spektakularną decyzją o zaniechaniu uporczywej terapii, pokazuje naszą, dotykającą też autorytetów Kościoła, intelektualną bezradność wobec rosnącego napięcia między życiem a jego jakością. Ale wskazanie problemu przynajmniej otworzyło katolickiej bioetyce furtkę do poszukiwania niezbędnych rozstrzygnięć.
Żakowski więc nie tylko zdaje się nie rozróżniać eutanazji (uśmiercenia w celu skrócenia cierpienia) od rezygnacji z uporczywej terapii (nieproporcjonalnych środków użytych aby podtrzymać życie niejako "na siłę"), ale też najwyraźniej, nie wie, że o rozróżnieniu tym i dopuszczalności tego drugiego pisał już Pius XII, a przede wszystkim sam Jan Paweł II w encyklice "Evangelium Vitae". Fakty jednak nie stoją na przeszkodzie intelektualiście, bo niewiarygodnym intelektualnym skokiem przechodzi od śmierci papieża do pochwały aborcji i związków homoseksualnych.