Mimo całej zimnowojnennej historii i ciągłych spięć i konfliktów, amerykańscy prezydenci wydają się mieć wyraźną słabość do rosyjskich liderów. Do historii przeszły biesiady i uściski Billa Clintona i Borysa Jelcyna. Dobrze pamiętamy też słowa George'a Busha juniora, który zaufał Putinowi po tym, jak spojrzał w jego oczy i ujrzał jego duszę. Tym razem natomiast Barack Obama zadeklarował, że były kagebista to przywódca "z którym można budować konstruktywne, kooperatywne relacje, które wyciągną nas z zimnowojennego sposobu myślenia".
Naiwne podejście Obamy do Rosji skrytykowała dziś redakcja liberalnego Washington Post.
To bardzo ograniczony pogląd, który celowo ignoruje zachowanie rosyjskiego prezydenta. Obama widzi w Putinie odpowiedniego partnera do przeprowadzenia nowej redukcji arsenału nuklearnego (...), który jest gotowy, by "pogłębiać nasze handlowe i gospodarcze stosunki". Co prawda, przyznaje Obama, obaj mają "różniące się poglądy" na temat Syrii, ale przywódca z Kremla - taki, jakim opisuje go prezydent - podziela jego wizję tego, jak skończyć syryjską wojnę i prawdopodobnie da się go przekonać do innej taktyki. Przede wszystkim jednak, Putin Obamy to przywódca, którego polityka wewnętrzna nie ma żadnego wpływu na jego relacje ze Stanami Zjednoczonymi, jego chęć do zawarcia wszystkich tych porozumień i do realizowania misji (...) "działania na rzecz postępu wspólnych wartości, w które wierzymy"
- piszą autorzy tekstu i przypominają, że rzezywistość - prześladowanie opozycji, antyamerykańska propaganda w państwowych mediach, zbrojenie armii Assada, sprzeciw w sprawie tarczy antyrakietowej i redukcji zbrojeń - całkowicie zaprzecza temu, co o Putinie mówi Obama.
Utrzymywanie linii komunikacji z rosyjskim przywódcą ma sens. Ale strategia milczenia w sprawie praw człowieka w nadziei na osiągnięcie rosyjskiej zgody nie jest ani pragmatyczna, ani realistyczna. W rzeczywistości, to podejście jest dziecinnie naiwne w swoim upartym optymizmie, że, na przekór wszystkim dowodom, takie targowanie się jest w zgodzie z amerykańskim interesem.